Tylko ona mnie rozumie – historia o matce, córce i cieniu przeszłości

Już od rana czułam, że to będzie jeden z tych dni, kiedy powietrze w mieszkaniu staje się ciężkie jak ołów. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na zegar, który tykał głośniej niż zwykle. Natalia, moja córka, trzaskała szafkami w swoim pokoju. Wiedziałam, że zaraz wyjdzie bez słowa – tak jak robiła to od kilku miesięcy.

– Mamo, gdzie są moje czarne spodnie? – wrzasnęła przez zamknięte drzwi.

– W szafie, na półce! – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że nie słucha.

Wyszła z pokoju z miną obrażonej księżniczki. Miała na sobie te spodnie i bluzę z kapturem, którą kupiłam jej na urodziny. Nawet nie podziękowała wtedy. Przeszła obok mnie, nawet nie patrząc w moją stronę.

– Zjesz śniadanie? – zapytałam cicho.

– Nie mam czasu. Spóźnię się do szkoły.

Zatrzymała się w przedpokoju, szukając kluczy. Zawsze zostawia je byle gdzie, a potem obwinia mnie, że nie może ich znaleźć. W końcu znalazła je pod stertą książek na komodzie.

– Wrócę późno – rzuciła przez ramię i trzasnęła drzwiami tak mocno, że aż drgnęły szyby w oknach.

Zostałam sama. Znowu. Mój mąż, Andrzej, wyjechał do pracy jeszcze przed świtem. Pracuje jako kierowca autobusu miejskiego – wraca zmęczony, milczący. Ostatnio coraz częściej śpi na kanapie w salonie. Mówi, że chrapie i nie chce mi przeszkadzać. Ale ja wiem, że to nie o chrapanie chodzi.

Zaparzyłam sobie kawę i usiadłam przy stole. Spojrzałam na zdjęcie Natalii z pierwszej komunii – uśmiechnięta dziewczynka w białej sukience, z oczami pełnymi nadziei. Gdzie się podziała ta dziewczynka? Kiedy zamieniła się w obcą osobę?

Telefon zadzwonił nagle, wyrywając mnie z zamyślenia.

– Cześć, mamo – odezwał się głos mojej siostry, Grażyny. – Słyszałam, że znowu pokłóciłaś się z Natalią.

Westchnęłam ciężko.

– Ona mnie już nie słucha. Wszystko robi na przekór. Wczoraj wróciła po północy i nawet nie przeprosiła.

– Może powinnaś jej trochę odpuścić? Daj jej przestrzeń.

– Łatwo ci mówić! Twój syn siedzi cicho jak mysz pod miotłą. Natalia… ona jest inna. Zawsze była uparta.

Grażyna milczała przez chwilę.

– Może powinnaś z nią porozmawiać? Tak szczerze. Bez pretensji.

Prychnęłam.

– Próbowałam już wszystkiego. Ona mówi, że tylko babcia ją rozumie.

I to była prawda. Moja mama, Zofia, zawsze stawała po stronie Natalii. „Daj jej spokój, ona jest młoda” – powtarzała mi przy każdej okazji. A ja czułam się coraz bardziej osamotniona we własnym domu.

Po południu zadzwonił domofon. To była mama.

– Dzień dobry, córeczko – powiedziała wchodząc do mieszkania z siatką pełną zakupów. – Przyniosłam ci trochę pierogów i kompotu.

Uśmiechnęłam się blado.

– Dzięki, mamo. Ale nie trzeba było…

– Oj tam! Ty zawsze taka dumna. A gdzie Natalia?

– Wyszła do szkoły. Pewnie wróci wieczorem.

Mama spojrzała na mnie uważnie.

– Coś się stało?

Nie chciałam zaczynać tej rozmowy, ale słowa same cisnęły mi się na usta.

– Ona mnie nie słucha… Mam wrażenie, że jestem dla niej nikim. Wszystko konsultuje z tobą albo z koleżankami. Ja jestem tylko od gotowania i prania.

Mama westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie.

– Pamiętasz siebie w jej wieku? Też byłaś uparta jak osiołek. A ja… też nie zawsze cię rozumiałam.

Zamilkłam na chwilę. Przypomniały mi się kłótnie z mamą o wyjścia na dyskoteki, o chłopaków… Ale wtedy świat był inny. Teraz wszystko jest szybsze, bardziej agresywne.

Wieczorem Natalia wróciła do domu. Weszła cicho do kuchni i zaczęła grzebać w lodówce.

– Zrobiłam ci pierogi – powiedziałam łagodnie.

– Nie jestem głodna – burknęła.

Usiadłam naprzeciwko niej.

– Natalia… możemy porozmawiać?

Spojrzała na mnie z irytacją.

– O czym? Znowu będziesz mi mówić, co robię źle?

Poczułam łzy napływające do oczu.

– Nie… Chciałam tylko wiedzieć, co się dzieje. Czemu jesteś taka zamknięta?

Natalia wzruszyła ramionami.

– Bo ty mnie nigdy nie słuchasz! Wszystko musisz mieć pod kontrolą! Nawet jak chcę wyjść z koleżankami, to robisz awanturę!

Zamilkłam. Może miała rację? Może za bardzo ją kontrolowałam?

Nagle do kuchni wszedł Andrzej. Spojrzał na nas obie i westchnął ciężko.

– Znowu kłótnia?

Natalia zerwała się z krzesła i wybiegła do swojego pokoju trzaskając drzwiami.

Andrzej usiadł naprzeciwko mnie i spojrzał mi prosto w oczy.

– Musisz jej odpuścić, Haniu. Ona dorasta. Potrzebuje przestrzeni.

Poczułam się bezradna jak nigdy wcześniej.

– Ale ja się boję… Boję się, że ją stracę…

Andrzej położył mi rękę na ramieniu.

– Nie stracisz jej. Ale musisz pozwolić jej popełniać własne błędy.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam ciche szlochanie Natalii za ścianą. Chciałam do niej pójść, przytulić ją jak wtedy, gdy była małą dziewczynką… Ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może strach?

Następnego dnia rano Natalia wyszła do szkoły bez słowa pożegnania. Zostawiła jednak na stole karteczkę: „Mamo, przepraszam za wczoraj”.

Poczułam ulgę i ból jednocześnie. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Czasem myślę: czy można kochać za bardzo? Czy troska może stać się więzieniem dla tych, których kochamy najbardziej? Jak znaleźć równowagę między miłością a wolnością? Czekam na wasze historie i rady – może ktoś z was zna odpowiedź.