Zdrada, której nie było: Jak choroba zniszczyła moje życie i rodzinę, zanim zaczęłam żyć naprawdę
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie. W progu stała pani Halina, matka mojego narzeczonego, z twarzą wykrzywioną gniewem i pogardą. – Zuzanna, musimy porozmawiać. Teraz. – Jej głos był lodowaty, a spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Czułam, że coś się wydarzyło, coś, co zmieni moje życie na zawsze.
Nie zdążyłam nawet wstać, kiedy weszła do salonu, nie czekając na zaproszenie. – Wiesz, co się mówi na mieście? – zaczęła, nie patrząc mi w oczy. – Że byłaś w szpitalu, że coś ukrywasz przed moim synem. A ja nie pozwolę, żeby w naszej rodzinie były takie sekrety.
Zamarłam. Jeszcze nie zdążyłam powiedzieć Kacprowi, co się stało. Nie wiedziałam, jak. Bałam się, że go stracę, że nie zrozumie. Ale nie spodziewałam się, że to jego matka będzie pierwszą, która wbije mi nóż w plecy.
– Pani Halino, ja… – zaczęłam nieśmiało, ale przerwała mi gestem.
– Nie tłumacz się. Wiem wszystko. Kacper jest za dobry, żeby zrozumieć, ale ja nie jestem naiwna. Wiem, że byłaś z kimś innym. Że ta twoja choroba to tylko przykrywka. – Jej głos drżał od emocji. – Odwołuję ślub. Nie pozwolę, żeby mój syn ożenił się z kobietą, która go zdradziła.
Poczułam, jak świat wali mi się na głowę. Jeszcze tydzień temu byłam najszczęśliwszą kobietą w Warszawie. Kacper oświadczył mi się na dachu Pałacu Kultury, z pierścionkiem, który należał do jego babci. Planowaliśmy ślub w czerwcu, mieliśmy już zarezerwowaną salę w Wilanowie, suknię, zaproszenia. Moja mama płakała ze wzruszenia, tata żartował, że wreszcie ktoś mnie „upolował”. Wszystko było jak z bajki.
A potem przyszła ta przeklęta choroba. Najpierw myślałam, że to zwykłe przeziębienie. Potem pojawiły się bóle brzucha, gorączka, osłabienie. W końcu trafiłam na SOR, gdzie lekarz spojrzał na mnie z powagą i powiedział: – Pani Zuzanno, musimy natychmiast operować. Podejrzenie ciąży pozamacicznej. Może być zagrożenie życia.
Nie pamiętam, co działo się potem. Przebłyski – maska tlenowa, światła na sali operacyjnej, głos pielęgniarki: – Proszę się nie bać, wszystko będzie dobrze. Obudziłam się kilka godzin później, z bólem nie do opisania i pustką w środku. Lekarz powiedział mi wprost: – Uratowaliśmy pani życie, ale niestety, nie będzie pani mogła mieć dzieci. Przykro mi.
Leżałam w szpitalu przez tydzień, nie mając odwagi zadzwonić do Kacpra. Wysłałam mu tylko SMS-a, że jestem chora, że muszę dojść do siebie. Mama odwiedzała mnie codziennie, przynosiła domowy rosół i próbowała pocieszać. – Zuzia, on cię kocha. Na pewno zrozumie. Ale ja wiedziałam, że dla Kacpra rodzina i dzieci to wszystko. Jego ojciec zmarł, gdy był mały, a matka wychowywała go sama. Marzył o dużej rodzinie, o gromadce dzieci biegających po ogrodzie.
Wróciłam do domu, próbując udawać, że wszystko jest w porządku. Kacper był czuły, troskliwy, ale widziałam, że coś go gryzie. – Zuzia, co się stało? – pytał wieczorami, gdy leżeliśmy razem na kanapie. – Czemu nie chcesz ze mną rozmawiać? – Nie mogłam. Nie umiałam. Bałam się, że jeśli powiem prawdę, odejdzie.
I wtedy pojawiła się pani Halina. Przyszła bez zapowiedzi, z gotowym wyrokiem. – Wiem, że byłaś z tym swoim byłym, Bartkiem – syknęła. – Widziano cię z nim pod szpitalem. To dlatego byłaś tam tak długo? Bo coś ci się „przytrafiło”? – Jej słowa były jak trucizna. – Kacper zasługuje na lepszą kobietę.
– To nieprawda! – krzyknęłam w końcu, nie wytrzymując. – Byłam w szpitalu, bo prawie umarłam! Straciłam dziecko, którego nawet nie wiedziałam, że mam! I już nigdy nie będę mogła mieć dzieci!
Zapadła cisza. Pani Halina patrzyła na mnie przez chwilę, jakby próbowała ocenić, czy mówię prawdę. – To bardzo wygodne tłumaczenie – powiedziała w końcu z pogardą. – Ale ja ci nie wierzę. I nie pozwolę, żebyś zniszczyła życie mojego syna.
Wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami. Zostałam sama, z łzami spływającymi po policzkach i sercem rozdartym na pół.
Kacper wrócił wieczorem. Był blady, spięty, unikał mojego wzroku. – Mama była u ciebie? – zapytał cicho.
– Była. Powiedziała ci?
– Powiedziała… dużo rzeczy. Że mnie zdradziłaś, że byłaś w szpitalu przez niego…
– Kacper, przysięgam ci na wszystko, co mam najdroższego, że to nieprawda! Byłam chora! Straciłam dziecko…
– Ale dlaczego mi nie powiedziałaś? Dlaczego ukrywałaś przede mną tak ważną rzecz?
– Bałam się… Bałam się, że mnie zostawisz.
Usiadł naprzeciwko mnie, twarz miał ściągniętą bólem. – Zuzia… Ja cię kocham. Ale nie wiem, czy potrafię ci zaufać po tym wszystkim. Mama mówi, że powinniśmy odwołać ślub. Że to znak…
– A ty? Co ty czujesz?
– Chcę wierzyć, że mówisz prawdę. Ale… potrzebuję czasu.
Wyszedł z mieszkania, zostawiając mnie samą z moim bólem i rozpaczą. Następnego dnia zadzwoniła moja mama. – Zuzia, co się dzieje? Pani Halina dzwoniła do nas, powiedziała, że ślub odwołany. Tata jest wściekły, ja nie wiem, co robić…
Nie miałam siły tłumaczyć. Przez kolejne dni żyłam jak w letargu. Kacper nie odbierał telefonów, nie odpisywał na wiadomości. Pani Halina rozpowiedziała wszystkim w rodzinie i sąsiedztwie swoją wersję wydarzeń. Nagle stałam się tą „złą”, tą „puszczalską”, która zniszczyła życie porządnemu chłopakowi.
Przyjaciółki zaczęły się ode mnie odsuwać. W pracy szefowa patrzyła na mnie z ukosa, jakby bała się, że przyniosę jej wstyd. Nawet moja własna rodzina zaczęła szeptać za moimi plecami. – Może rzeczywiście coś ukrywała? Może to nie była tylko choroba?
Najgorsze były noce. Leżałam w łóżku, patrząc w sufit i zastanawiając się, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była powiedzieć Kacprowi prawdę od razu? Czy wtedy by mnie nie zostawił? Czy może pani Halina i tak by znalazła powód, żeby mnie znienawidzić?
Po tygodniu Kacper przyszedł do mnie jeszcze raz. Był zmęczony, przygarbiony, jakby nagle postarzał się o kilka lat.
– Zuzia… Przepraszam. Próbowałem walczyć o nas, ale mama… Ona nie odpuści. Powiedziała, że jeśli się z tobą ożenię, wyrzeknie się mnie. A ja… Nie mogę jej tego zrobić.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. – Więc wybierasz ją? Wybierasz jej kłamstwa zamiast mnie?
– To nie takie proste…
– Jest bardzo proste. Albo wierzysz mi i walczysz o nas, albo pozwalasz jej zniszczyć nasze życie.
Nie odpowiedział. Wyszedł bez słowa. To był koniec.
Minęły dwa miesiące. Ślub się nie odbył. Suknia ślubna wisi w szafie jak wyrzut sumienia. Zaproszenia leżą w szufladzie, nigdy nie wysłane. Kacper podobno wyjechał do Gdańska, zaczął nowe życie. Pani Halina triumfuje – jej syn jest „uratowany” przed złą kobietą.
A ja? Ja zostałam sama. Bez narzeczonego, bez dziecka, bez nadziei na przyszłość. Każdego dnia walczę o to, żeby wstać z łóżka i znaleźć sens w tym wszystkim. Czasem myślę, że już nigdy nie będę szczęśliwa.
Czy można odbudować swoje życie po takim upokorzeniu? Czy ktoś jeszcze kiedyś mi uwierzy? A może już zawsze będę tą „zdradziecką”, której nikt nie chce znać?