Zrobiłem to, co uważałem za słuszne – historia o rodzinie, zdradzie i odwadze w polskiej codzienności
– Nie wracaj do domu! – usłyszałem w słuchawce głos mojej żony, Anny. Była godzina 22:17, a ja stałem pod blokiem na warszawskim Bródnie, z kluczami w dłoni, zmarznięty i zmęczony po dwunastogodzinnym dyżurze w szpitalu. Przez chwilę myślałem, że to żart, ale jej głos był lodowaty. – Michał, nie wracaj. Twój ojciec jest u nas. I twoja siostra. Lepiej, żebyś nie widział tego, co się tu dzieje.
Zamarłem. Przez sekundę miałem ochotę rzucić telefon o chodnik. W głowie miałem mętlik – przecież ojciec nie rozmawiał ze mną od śmierci mamy, a z siostrą, Magdą, kontakt urwał się po jej rozwodzie. Co oni wszyscy robili w moim mieszkaniu? I dlaczego żona nie chciała mnie wpuścić?
Zadzwoniłem jeszcze raz. – Anka, co się dzieje? – spytałem cicho, czując jak narasta we mnie panika.
– Michał, twój ojciec przyszedł z Magdą. Chcą rozmawiać o spadku po babci. Twierdzą, że ukrywasz przed nimi testament. Że jesteś chciwy i chcesz wszystko dla siebie. Krzyczą na mnie i dzieci. Nie wiem, co robić.
Wtedy poczułem coś, czego nie czułem od lat – bezsilność i wściekłość. Przez całe życie starałem się być tym odpowiedzialnym: lekarzem, synem, mężem i ojcem. A teraz własna rodzina oskarża mnie o kradzież? O chciwość?
Wbiegłem po schodach na czwarte piętro. Drzwi były zamknięte na dwa zamki. Słyszałem krzyki zza ściany:
– Michał zawsze był cwaniakiem! – wrzeszczał ojciec. – Myśli tylko o sobie! Nawet na pogrzebie matki nie potrafił się zachować!
– Tato, przestań! – płakała Magda. – On nas okradł! Babcia chciała, żebyśmy wszyscy mieli po równo!
Zadzwoniłem dzwonkiem. Cisza. Po chwili drzwi otworzyła mi córka, Zosia, cała we łzach.
– Tato… oni się kłócą… mama płacze…
Wszedłem do środka i zobaczyłem Annę skuloną w kuchni, a ojca i Magdę przy stole z dokumentami rozrzuconymi wszędzie.
– Co tu się dzieje?! – krzyknąłem.
Ojciec spojrzał na mnie z pogardą:
– Oddaj testament! Nie będziesz nas okradał!
Magda zaczęła szlochać:
– Michał, jak mogłeś?! Przecież zawsze byliśmy rodziną!
Wtedy pękłem.
– To wy przyszliście do mojego domu z awanturą! To wy rozdzieracie rodzinę przez pieniądze! Babcia zostawiła mieszkanie mi, bo opiekowałem się nią przez ostatnie lata! Wy nawet nie zadzwoniliście do niej przez pół roku!
Ojciec zerwał się z miejsca:
– Kłamiesz! Zawsze byłeś jej ulubieńcem! Ale teraz już nie będziesz miał nad nami przewagi!
Anna próbowała ich uspokoić:
– Proszę was… dzieci słyszą…
Ale nikt jej nie słuchał. Krzyki narastały. W końcu Magda rzuciła mi w twarz kopertą:
– Oddaj klucze do mieszkania babci! Albo pójdziemy na policję!
Wtedy zrobiłem coś, czego nikt się nie spodziewał. Wyjąłem klucze z kieszeni i cisnąłem je na stół.
– Proszę bardzo! Idźcie tam! Zobaczycie tylko puste ściany i zdjęcia babci! Niczego nie ukrywam! Ale jeśli chcecie wojny – będzie wojna!
Ojciec spojrzał na mnie z nienawiścią:
– Pożałujesz tego!
Magda wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że Zosia znów zaczęła płakać.
Anna objęła mnie drżącymi ramionami.
– Michał… dlaczego oni ci to robią?
Nie wiedziałem. Całą noc nie spałem. Siedziałem w kuchni przy zimnej herbacie i patrzyłem na stare zdjęcia babci. Przypomniałem sobie jej słowa: „Rodzina jest najważniejsza, ale czasem musisz być silny nawet wobec swoich bliskich”.
Następnego dnia dostałem wezwanie na policję – Magda zgłosiła mnie za rzekome ukrywanie majątku. Musiałem tłumaczyć się obcym ludziom z tego, że przez trzy lata opiekowałem się schorowaną staruszką, podczas gdy reszta rodziny miała ją gdzieś.
Po powrocie do domu Anna powiedziała mi:
– Twoja siostra dzwoniła do mojej mamy. Rozpowiada wszystkim w rodzinie, że jesteś złodziejem.
Poczułem się jak wykluczony ze swojego własnego życia. W pracy koledzy pytali: „Co tam u ciebie?”, a ja tylko wzruszałem ramionami.
Przez kolejne tygodnie rodzina podzieliła się na dwa obozy: ciotki i kuzyni przestali odbierać moje telefony; nawet mój brat Marek napisał mi SMS-a: „Nie wiem już, komu wierzyć”.
W końcu przyszedł dzień rozprawy sądowej o spadek po babci. Siedziałem naprzeciwko Magdy i ojca w zimnej sali sądu rejonowego na Solidarności. Sędzia spojrzała na mnie surowo:
– Czy pan ukrywa jakiekolwiek dokumenty lub majątek?
– Nie – odpowiedziałem spokojnie. – Wszystko przekazałem notariuszowi. Mam tylko zdjęcia babci i jej list do mnie.
Sędzia poprosiła o list. Drżącymi rękami podałem jej kopertę.
Czytała przez chwilę w ciszy:
„Michałku, dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, umarłabym samotna. Mieszkanie zostawiam tobie – niech będzie twoim domem tak jak był moim. Kocham cię.”
Sędzia oddała mi list i spojrzała na Magdę:
– Czy pani chce coś dodać?
Magda spuściła głowę i zaczęła płakać.
Ojciec milczał przez całą rozprawę.
Po wyjściu z sądu Magda podeszła do mnie:
– Michał… przepraszam… ja… ja byłam zazdrosna…
Nie potrafiłem jej wybaczyć od razu.
Ojciec odwrócił się bez słowa i odszedł w stronę tramwaju.
Wróciłem do domu wykończony psychicznie i fizycznie. Anna czekała na mnie z herbatą.
– I co teraz? – spytała cicho.
Spojrzałem na nią i dzieci.
– Teraz muszę nauczyć się żyć z tym wszystkim…
Czasem zastanawiam się: czy warto było postawić wszystko na jedną kartę? Czy rodzina powinna być ponad prawdą? A może czasem trzeba zrobić to, co uważa się za słuszne – nawet jeśli oznacza to samotność?