Nauczyciel zignorował prośby mojego syna, aż zemdlał – to, co usłyszałem w szkole, złamało mi serce

— Proszę pana, pański syn zemdlał na lekcji. Proszę przyjechać jak najszybciej — głos sekretarki był napięty, a ja poczułem, jak serce podchodzi mi do gardła. Wybiegłem z biura, nie pamiętam nawet, jak dotarłem do samochodu. Myśli kotłowały mi się w głowie: Tymek wie, co robić, kiedy czuje zawroty głowy. Przecież tyle razy o tym rozmawialiśmy! Zawsze powtarzałem: „Siądź od razu na podłodze, nie wstydź się, ważne, żebyś był bezpieczny”. Dlaczego tym razem nie zadziałało?

Wpadłem do szkoły jak burza. W gabinecie pielęgniarki zobaczyłem mojego syna — blady, z rozciętym łukiem brwiowym, siedział skulony na krześle. Obok niego nauczycielka matematyki, pani Nowak, z miną pełną wyrzutów sumienia.

— Tato… — Tymek spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. — Przepraszam…

— Synku, nic się nie stało. Najważniejsze, że jesteś cały — przyklęknąłem przy nim i przytuliłem go mocno. — Co się stało?

Pani Nowak zaczęła tłumaczyć: — Panie Grzegorzu, Tymoteusz zgłaszał, że źle się czuje, ale… myślałam, że przesadza. Mieliśmy sprawdzian i…

— Przesadza? — przerwałem jej ostrzej, niż zamierzałem. — On ma napady omdleń! Ma zaświadczenie od lekarza!

— Wiem… Ale ostatnio dzieci często wymyślają różne rzeczy przed sprawdzianami…

Zacisnąłem pięści. Spojrzałem na Tymka:

— Powiedziałeś pani?

Tymek skinął głową:

— Powiedziałem… Że kręci mi się w głowie i muszę usiąść na podłodze. Ale pani powiedziała, żebym się nie wygłupiał i pisał dalej…

Poczułem, jak narasta we mnie gniew. Wiedziałem, że szkoła zna sytuację Tymka. Przecież tyle razy rozmawialiśmy o jego chorobie! Zawsze powtarzali mi: „Proszę się nie martwić, jesteśmy przygotowani”.

— Pani Nowak — zwróciłem się do nauczycielki — czy pani rozumie, co mogło się stać? On mógł poważnie sobie zrobić krzywdę! Ma Pani świadomość odpowiedzialności?

Nauczycielka spuściła wzrok:

— Przepraszam… Naprawdę nie sądziłam…

— To nie wystarczy! — podniosłem głos. — To nie jest pierwszy raz, kiedy moje dziecko jest ignorowane!

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Tymek siedział na tylnym siedzeniu i patrzył przez okno. Widziałem w lusterku jego łzy.

Wieczorem usiadłem przy jego łóżku.

— Synku…

— Tato, ja już nie chcę chodzić do tej szkoły — wyszeptał.

Zamarłem. Przecież zawsze był dzielny. Zawsze powtarzał: „Dam radę”.

— Boję się… Boję się mówić nauczycielom, że źle się czuję. Bo oni myślą, że udaję…

Objąłem go mocno.

— To nie twoja wina. To dorośli zawiedli.

Całą noc nie spałem. Rozmyślałem o tym, jak bardzo system zawodzi dzieci takie jak mój syn. Ile jeszcze dzieci musi cierpieć przez brak empatii dorosłych? Ile razy jeszcze będziemy słyszeć „przesadzasz”, „nie wymyślaj”, „wszyscy tak mają przed sprawdzianem”? Czy naprawdę tak trudno uwierzyć dziecku?

Następnego dnia poszedłem do dyrektorki szkoły. Opowiedziałem wszystko od początku do końca. Pokazałem zaświadczenia lekarskie, przypomniałem wcześniejsze rozmowy.

— Panie Grzegorzu — dyrektorka była wyraźnie poruszona — zapewniam pana, że wyciągniemy konsekwencje. Pani Nowak zostanie odsunięta od prowadzenia lekcji w tej klasie do czasu wyjaśnienia sprawy. Przepraszam pana i pańskiego syna.

Ale czy to wystarczy? Czy przeprosiny naprawią strach mojego dziecka? Czy sprawią, że znowu zaufa dorosłym?

Wieczorem Tymek zapytał:

— Tato… A jeśli znowu mi nie uwierzą?

Nie umiałem odpowiedzieć. Przytuliłem go tylko mocniej.

Czasem myślę: ile jeszcze razy dzieci będą musiały udowadniać dorosłym swoją prawdę? Ile razy będziemy ignorować ich prośby o pomoc? Czy naprawdę tak trudno jest po prostu zaufać dziecku?