Nie będzie wesela – historia Ani, która musiała wybrać między marzeniami a rodziną
– Aniu, nie możesz tak po prostu wyjechać! – głos mamy drżał, a jej oczy błyszczały od łez. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni list z uniwersytetu w Poznaniu. To był mój bilet do lepszego życia, do spełnienia marzeń, które pielęgnowałam od dziecka. Ale teraz ten papier ważył tyle, co kamień przywiązany do szyi.
Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko wydawało się możliwe. Ukończyłam studium pedagogiczne z wyróżnieniem, nauczyciele mówili, że mam talent do pracy z dziećmi. Marzyłam o studiach, o tym, by zostać psychologiem dziecięcym. Chciałam pomagać innym, ale przede wszystkim chciałam wyrwać się z naszego małego miasteczka pod Lesznem, gdzie każdy zna każdego i plotki rozchodzą się szybciej niż wiatr.
Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia. Tata wracał rowerem z pracy, gdy potrącił go samochód. Przez wiele tygodni leżał w szpitalu, a my żyliśmy w zawieszeniu – między nadzieją a rozpaczą. Gdy wrócił do domu na wózku inwalidzkim, mama wzięła urlop bezpłatny, żeby się nim opiekować. Ja przejęłam większość obowiązków domowych i opiekę nad młodszym bratem, Michałem.
W naszym miasteczku nie było uniwersytetu. Żeby studiować, musiałabym wyjechać do Poznania. To oznaczało zostawić rodzinę samą w najtrudniejszym momencie. Każdego dnia patrzyłam na tatę, który próbował nauczyć się żyć na nowo – z bólem, z bezsilnością, z poczuciem winy. Mama coraz częściej płakała nocami, myśląc, że nie słyszę. Michał zamknął się w sobie i przestał rozmawiać z kolegami.
A potem pojawił się Tomek. Znałam go od liceum – był moją pierwszą miłością i najlepszym przyjacielem. Po wypadku taty zaczął częściej do nas zaglądać, pomagał przy remoncie łazienki, żeby tata mógł się swobodnie poruszać. Z czasem nasze relacje stały się bliższe. Pewnego wieczoru zapytał: – Aniu, czy wyjdziesz za mnie?
Zamarłam. Z jednej strony czułam wdzięczność i ciepło – Tomek był dobrym człowiekiem, kochał mnie i chciał stworzyć ze mną rodzinę. Z drugiej strony wiedziałam, że jeśli powiem „tak”, zostanę tu na zawsze. Będę żyła życiem innych ludzi – rodziców, brata, Tomka – a moje marzenia zostaną pogrzebane na zawsze.
– Muszę się zastanowić – odpowiedziałam cicho.
Od tamtej pory atmosfera w domu zgęstniała jak mgła przed burzą. Mama zaczęła coraz częściej wspominać o ślubie: „Tomek to porządny chłopak, nie każda dziewczyna ma takie szczęście”. Tata milczał, ale widziałam w jego oczach smutek i poczucie winy.
Pewnego wieczoru usiadłam z nim przy kuchennym stole. – Tato, co byś zrobił na moim miejscu?
Spojrzał na mnie długo i ciężko westchnął. – Aniu… Ja bym chciał, żebyś była szczęśliwa. Ale wiem też, jak bardzo nas teraz potrzebujesz. Nie chcę być ciężarem…
– Nie jesteś ciężarem! – przerwałam mu gwałtownie.
– Ale jestem – powiedział cicho. – I wiem o tym każdego dnia.
Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy mam prawo zostawić rodzinę dla własnych marzeń? Czy egoizm to chęć życia po swojemu?
Następnego dnia spotkałam się z Tomkiem na spacerze nad stawem. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, aż w końcu powiedział:
– Wiem, że chcesz wyjechać na studia. Nie chcę cię zatrzymywać… Ale jeśli zostaniesz ze mną, obiecuję ci szczęście.
Patrzyłam na niego i czułam narastający żal do losu. Dlaczego muszę wybierać? Dlaczego nie mogę mieć wszystkiego?
Wróciłam do domu i zobaczyłam mamę siedzącą przy stole z głową opartą na dłoniach. Podeszłam do niej i objęłam ją mocno.
– Mamo…
– Aniu, ja wiem… Wiem, że masz swoje marzenia. Ale my cię potrzebujemy…
Łzy popłynęły mi po policzkach.
Minęły kolejne dni pełne napięcia i niedopowiedzeń. W końcu podjęłam decyzję – nie będzie wesela. Nie mogłam wyjść za Tomka tylko dlatego, że tak było wygodniej dla wszystkich wokół. Nie mogłam też wyjechać na studia z poczuciem winy i strachu o rodzinę.
Poszłam do Tomka i powiedziałam mu wszystko szczerze:
– Przepraszam… Nie mogę teraz ani wyjść za ciebie, ani wyjechać na studia. Muszę najpierw pomóc rodzinie stanąć na nogi.
Tomek przyjął to ze spokojem, choć widziałam ból w jego oczach.
– Będę czekał – powiedział tylko.
Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Tata nauczył się samodzielnie poruszać po domu na wózku. Mama wróciła do pracy na pół etatu. Michał powoli odzyskuje dawną radość życia. A ja? Nadal marzę o studiach i o tym, by kiedyś wrócić do swoich planów.
Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy można być szczęśliwym, rezygnując z własnych marzeń dla dobra innych? A może prawdziwa siła tkwi właśnie w tym poświęceniu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?