Podsłuchałam, jak rodzice chcą oddać babcię do domu opieki. Co mam zrobić?
— Nie możesz tego zrobić! — krzyknęłam, wbiegając do kuchni, gdzie mama z tatą szeptali przy stole. Ich twarze pobladły, jakby przyłapałam ich na czymś strasznym. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywało tylko ciche tykanie zegara i szum czajnika.
Mama odwróciła się do mnie powoli, z oczami pełnymi zmęczenia i wyrzutów sumienia. — Zosiu, to nie tak… — zaczęła, ale przerwałam jej gwałtownie.
— Słyszałam wszystko! Chcecie oddać babcię do domu opieki! Jak możecie?!
Tata spuścił wzrok. — To nie jest łatwa decyzja. Jesteśmy już na skraju wytrzymałości. Ty wiesz, ile mama musi robić. Ja pracuję po dwanaście godzin dziennie, a twoja mama… — urwał, bo głos mu się załamał.
Patrzyłam na nich z niedowierzaniem. Przecież babcia była dla mnie wszystkim. To ona nauczyła mnie czytać, piekła najlepsze drożdżówki w Warszawie i zawsze miała czas na rozmowę, gdy rodzice byli zajęci. Teraz miała 82 lata, coraz częściej zapominała, gdzie odłożyła okulary, czasem powtarzała te same historie, ale przecież to wciąż była moja babcia.
Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w swoim pokoju. Słyszałam przez drzwi cichy płacz mamy. Wzięłam telefon i napisałam do mojej przyjaciółki Oli:
„Ola, rodzice chcą oddać babcię do domu opieki. Nie wiem, co robić.”
Odpisała szybko: „Może porozmawiaj z babcią? Może ona sama coś powie?”
Zeszłam na dół. Babcia siedziała w swoim fotelu pod oknem, patrząc na ogród. Miała na sobie sweter, który sama wydziergała jeszcze przed moim urodzeniem. Podeszłam do niej i usiadłam na podłodze obok.
— Babciu… — zaczęłam niepewnie.
Spojrzała na mnie łagodnie. — Co się stało, Zosieńko?
— Czy ty… czy ty chciałabyś mieszkać gdzie indziej? W takim miejscu, gdzie są inni starsi ludzie?
Babcia przez chwilę milczała. — Wiesz, kochanie, czasem czuję się tu ciężarem. Twoja mama jest taka zmęczona… Ale ja nie chcę nigdzie iść. Tu jest mój dom.
Zacisnęłam pięści. — Nie pozwolę im cię oddać!
Babcia pogładziła mnie po głowie. — Nie krzycz na nich. Oni też mają ciężko.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Rodzice unikali mojego wzroku, a ja udawałam, że ich nie widzę. W szkole nie mogłam się skupić, ciągle myślałam o babci.
W piątek po południu wróciłam wcześniej do domu i zobaczyłam mamę siedzącą przy stole z głową w dłoniach.
— Mamo… — zaczęłam cicho.
Podniosła głowę, a w oczach miała łzy.
— Zosiu, ja już nie daję rady. Babcia potrzebuje opieki całą dobę. Boję się, że kiedyś coś jej się stanie, a ja tego nie zauważę… Wczoraj prawie zapaliła kuchenkę gazową bez ognia. Ja się boję!
Usiadłam obok niej i pierwszy raz poczułam jej zmęczenie. Przypomniałam sobie, jak w nocy słyszałam jej kroki po korytarzu, gdy sprawdzała, czy babcia śpi spokojnie.
— Może moglibyśmy zatrudnić kogoś do pomocy? Albo ja mogłabym bardziej pomagać?
Mama spojrzała na mnie z nadzieją.
— Myślisz, że dałabyś radę? Przecież masz szkołę…
— Ale to babcia! Nie mogę pozwolić, żeby była sama w obcym miejscu!
Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem przy stole: ja, rodzice i babcia. Tata długo milczał, aż w końcu powiedział:
— Może spróbujemy jeszcze raz? Może rzeczywiście zatrudnimy opiekunkę na kilka godzin dziennie?
Babcia popatrzyła na nas wszystkich i uśmiechnęła się słabo.
— Dziękuję wam… Ja naprawdę nie chcę nigdzie iść.
Przez następne tygodnie życie powoli wracało do normy. Zatrudniliśmy panią Jadzię — serdeczną kobietę z sąsiedztwa, która pomagała babci w codziennych czynnościach. Mama wyglądała na spokojniejszą, tata częściej się uśmiechał.
Ale ja wciąż miałam w głowie tamtą rozmowę podsłuchaną w kuchni. Zrozumiałam wtedy, jak łatwo ocenić innych nie znając ich bólu i zmęczenia.
Czasem patrzę na babcię i myślę: ile jeszcze czasu nam zostało? Czy będziemy potrafili być razem do końca? Czy miłość naprawdę wystarczy, by pokonać codzienne trudności?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można znaleźć złoty środek między troską o bliskich a własnym życiem?