Jak modlitwa pomogła mi przeprosić własną synową – historia, która zmieniła moje serce
– Znowu to samo, Natalia! – krzyknęłam, trzaskając talerzem o blat. – Czy naprawdę tak trudno jest posprzątać po sobie?
W kuchni zapadła cisza. Stała naprzeciwko mnie, z oczami pełnymi łez, a ja czułam, jak gniew pulsuje mi w skroniach. Zza drzwi dobiegł głos mojego syna, Michała:
– Mamo, daj już spokój. Natalia cały dzień była z Antosiem, ledwo zdążyła z obiadem.
Ale ja nie słuchałam. Od miesięcy narastało we mnie poczucie, że wszystko w tym domu jest nie tak, jak być powinno. Że Natalia nie szanuje moich zasad, że nie potrafi być dobrą żoną dla mojego syna. W głębi duszy wiedziałam, że jestem niesprawiedliwa, ale nie umiałam się zatrzymać.
Wieczorem siedziałam sama w swoim pokoju. Cisza była gęsta jak mgła. Wzięłam do ręki różaniec – odruchowo, jak zawsze w chwilach bezradności. Przesuwałam paciorki między palcami i szeptałam: „Boże, pomóż mi zrozumieć. Dlaczego tak trudno mi ją zaakceptować?”
Przypomniałam sobie dzień ślubu Michała i Natalii. Jak bardzo się wtedy starałam być uprzejma, choć już wtedy czułam ukłucie zazdrości – że ktoś inny będzie teraz najważniejszy w jego życiu. Potem pojawił się Antoś i wszystko stało się jeszcze trudniejsze. Natalia miała swoje metody wychowania, inne niż moje. Czułam się odsunięta na boczny tor.
Następnego dnia rano Natalia weszła do kuchni cicho, niemal na palcach. Unikała mojego wzroku. Michał wyjechał do pracy, a ja zostałam sama z nią i wnukiem.
– Chcesz kawy? – zapytała cicho.
– Nie trzeba – odpowiedziałam szorstko.
Zapanowało niezręczne milczenie. Antoś bawił się klockami na dywanie. Patrzyłam na niego i nagle poczułam ukłucie żalu – czy naprawdę chcę, żeby dorastał w domu pełnym napięcia?
Po południu zadzwoniła do mnie moja siostra, Basia.
– Jadzia, co się dzieje? Słyszałam od Michała, że znowu się pokłóciłyście.
– Ona mnie prowokuje! – wybuchłam. – Wszystko robi po swojemu, nie liczy się z moim zdaniem.
Basia westchnęła:
– Może spróbuj z nią porozmawiać inaczej? Albo… po prostu przeproś?
Zamilkłam. Przeprosić? Ja? Przecież to ona powinna…
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się słowa Basi i własne myśli. W końcu uklękłam przy łóżku i zaczęłam się modlić:
– Boże, jeśli to ja jestem winna… daj mi siłę, żebym potrafiła to naprawić.
Następnego dnia rano Natalia znów była pierwsza w kuchni. Tym razem podeszłam do niej powoli.
– Natalia… – zaczęłam niepewnie.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Przepraszam cię za wczoraj. I za wszystkie inne dni, kiedy byłam dla ciebie niesprawiedliwa.
Zapanowała cisza. Widziałam łzy w jej oczach.
– Dziękuję – wyszeptała. – Ja też nie jestem idealna… Ale bardzo się staram.
Objęłyśmy się nieporadnie. Poczułam ulgę, jakiej nie czułam od miesięcy.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Zaczęłyśmy rozmawiać – o drobiazgach, o Antosiu, o przepisach na ciasto drożdżowe. Czasem jeszcze zdarza mi się powiedzieć coś za ostro, ale teraz potrafię przeprosić.
Wieczorami nadal się modlę. Dziękuję Bogu za to, że dał mi odwagę przyznać się do błędu i poprosić o przebaczenie.
Często myślę: ile rodzinnych konfliktów można by uniknąć, gdybyśmy częściej mieli odwagę powiedzieć „przepraszam”? Czy naprawdę tak trudno jest zrobić pierwszy krok?