Nie stanęłam na ślubnym kobiercu: „Podczas gdy planowaliśmy wesele, mój narzeczony i jego ojciec potajemnie sprzedawali nasz dom”
– Emilia, musisz się uspokoić – powiedziała mama, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Stałam w kuchni, z telefonem przy uchu, a w mojej głowie kłębiły się myśli. Przed chwilą zadzwonił do mnie agent nieruchomości. „Pani Emilia, czy mogłaby Pani podpisać dokumenty dotyczące sprzedaży mieszkania przy ulicy Słowackiego?” – usłyszałam. Zamarłam. Przecież to nasze mieszkanie. Mieszkanie, które Jakub i ja mieliśmy urządzać po ślubie. Mieszkanie, o którym marzyliśmy od miesięcy.
– Jaki agent? O czym ty mówisz? – zapytała mama, widząc moją bladą twarz.
– Ktoś sprzedaje nasze mieszkanie – wyszeptałam. – Nasze mieszkanie, mamo.
Wszystko zaczęło się pół roku temu. Po pięciu latach związku Jakub oświadczył mi się na Mazurach, podczas rodzinnego grilla. Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd. Moja rodzina pokochała go od pierwszego wejrzenia. Jego rodzice – zwłaszcza ojciec, pan Andrzej – wydawali się być serdeczni i otwarci. Wspólnie z rodzicami Jakuba kupiliśmy trzypokojowe mieszkanie w centrum Olsztyna. Wkład własny pochodził z mojej strony, resztę dołożyli oni. Mieliśmy zacząć nowe życie.
Planowanie wesela pochłonęło nas bez reszty. Mama z babcią wybierały serwetki i kwiaty, tata negocjował ceny z zespołem muzycznym. Ja z Jakubem jeździliśmy oglądać sale weselne, degustować torty i wybierać zaproszenia. Byłam przekonana, że wszystko układa się idealnie.
Aż do tego telefonu.
Zadzwoniłam do Jakuba od razu. Odebrał po kilku sygnałach.
– Cześć, Emi – powiedział jakby nic się nie stało.
– Jakub, czy ty coś wiesz o sprzedaży naszego mieszkania? – zapytałam drżącym głosem.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Emi… Ja… To nie jest takie proste…
– Co nie jest proste?! – krzyknęłam. – Sprzedajecie nasze mieszkanie za moimi plecami?!
– To decyzja mojego ojca… On uważa, że to nie jest dobry moment na inwestycje w nieruchomości…
– Ale to NASZE mieszkanie! – łzy napłynęły mi do oczu. – Mieliśmy tu zamieszkać po ślubie!
– Emi, proszę cię… Tata mówi, że lepiej będzie wynająć coś mniejszego na początek…
– Czyli co? On decyduje za nas? A ty nawet nie miałeś odwagi mi powiedzieć?
Rozłączyłam się. Ręce mi drżały. Mama patrzyła na mnie z przerażeniem.
Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Jakubem. Unikał mnie, nie odbierał telefonów. W końcu spotkaliśmy się u niego w domu. Pan Andrzej siedział przy stole z filiżanką kawy.
– Emilia, musisz zrozumieć – zaczął tonem nieznoszącym sprzeciwu – że w dzisiejszych czasach trzeba myśleć rozsądnie. Mieszkanie to inwestycja, a inwestycje trzeba umieć sprzedać w odpowiednim momencie.
– Ale to miało być nasze miejsce na ziemi! – wybuchłam.
Jakub siedział obok, spuszczając wzrok.
– Synu, powiedz coś! – poprosiłam go rozpaczliwie.
– Emi… Tata ma rację… Może rzeczywiście powinniśmy zacząć skromniej…
Poczułam się zdradzona przez najbliższą osobę. Przez kolejne tygodnie próbowałam ratować nasz związek i mieszkanie. Rozmawiałam z notariuszem, szukałam pomocy u rodziców. Okazało się jednak, że większość udziałów w mieszkaniu należała do rodziny Jakuba – formalnie nie mogłam nic zrobić.
W międzyczasie przygotowania do ślubu zaczęły się sypać. Mama płakała po nocach, tata przeklinał pod nosem na „tych cwaniaków z miasta”. Babcia próbowała mnie pocieszać: „Może to znak od Boga, Emilko”.
Jakub coraz bardziej oddalał się ode mnie. Zaczął wracać późno z pracy, unikał rozmów o przyszłości. Czułam się jak intruz we własnym życiu.
Pewnego wieczoru przyszłam do niego bez zapowiedzi. Zastałam go siedzącego przy stole z ojcem i jakąś kobietą w eleganckim płaszczu.
– Emilia… To jest pani Marta z agencji nieruchomości – powiedział pan Andrzej bez cienia skruchy.
– Już wszystko jasne – szepnęłam i wybiegłam na klatkę schodową.
Tamtego wieczoru podjęłam decyzję: nie wyjdę za Jakuba. Nie mogłam budować życia na kłamstwie i manipulacji.
Odwiozłam suknię ślubną do salonu, zadzwoniłam do zespołu i odwołałam wesele. Rodzina była w szoku, ale wspierali mnie jak mogli.
Przez wiele tygodni nie mogłam spać. Rozpamiętywałam każdą rozmowę, każdy gest Jakuba i jego ojca. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt naiwna? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały ostrzegawcze?
Dziś mam 27 lat i zaczynam wszystko od nowa. Wynajmuję małe mieszkanie na obrzeżach Olsztyna i uczę się ufać sobie na nowo. Czasem mijam Jakuba na ulicy – zawsze spuszcza wzrok.
Czy można jeszcze wierzyć w miłość po takiej zdradzie? Czy rodzina powinna mieć aż tak duży wpływ na nasze życie? Może to właśnie wtedy poznajemy prawdę o ludziach – gdy stawką jest coś więcej niż tylko pieniądze?