Pomagam siostrze od lat, a ona tego nie docenia. Ostatnio coś we mnie pękło… Czy powinnam przestać się starać?

– Znowu nie zrobiłaś zakupów? – głos mojej siostry, Magdy, rozbrzmiał w kuchni ostrym tonem. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, próbując zmyć z siebie cały ciężar dnia.

– Byłam w pracy do późna, Magda. Mówiłam ci rano, że nie zdążę – odpowiedziałam cicho, ale w środku aż kipiałam.

Magda westchnęła teatralnie i rzuciła torbę na blat. – Wszystko zawsze na mojej głowie! – rzuciła, jakby to ona od lat dźwigała nasz dom na barkach.

Od dziecka byłam tą „rozsądną”. Kiedy tata odszedł do innej kobiety, a mama popadła w depresję, to ja gotowałam obiady i pilnowałam lekcji. Magda była młodsza o trzy lata i zawsze miała wymówkę: „Jestem za mała”, „Nie umiem”, „Nie dam rady”. Tak zostało do dziś, choć obie jesteśmy już dorosłe.

Po śmierci mamy pięć lat temu zostałyśmy same. Magda miała wtedy dwadzieścia dwa lata i właśnie rzuciła studia. Ja pracowałam już na etacie w urzędzie miasta. Wzięłam ją do siebie – „na chwilę”, jak mówiła. Ta chwila trwa do dziś.

Przez te wszystkie lata płaciłam większą część rachunków, gotowałam, sprzątałam, załatwiałam jej sprawy urzędowe. Kiedy miała złamane serce po kolejnym nieudanym związku, tuliłam ją do snu. Gdy straciła pracę w kawiarni, znalazłam jej nową przez znajomych. Ale nigdy nie usłyszałam „dziękuję”. Zawsze tylko: „Mogłabyś…?”, „Załatwisz…?”, „Pożyczysz…?”

Ostatnio coś we mnie pękło. Może to przez tę rozmowę z koleżanką z pracy, Anką.

– Ty się dla niej poświęcasz, a ona cię wykorzystuje – powiedziała mi prosto w oczy podczas przerwy na kawę. – Przecież to dorosła kobieta! Dlaczego pozwalasz jej siedzieć ci na głowie?

Wróciłam wtedy do domu z ciężkim sercem. Zastałam Magdę rozwaloną na kanapie z telefonem w ręku.

– Zrobiłabyś mi herbatę? – rzuciła bezwiednie.

Zamiast odpowiedzieć, usiadłam naprzeciwko niej.

– Magda, musimy pogadać. Czuję się zmęczona tym wszystkim. Mam wrażenie, że nie doceniasz tego, co dla ciebie robię.

Spojrzała na mnie zaskoczona, jakbym mówiła po chińsku.

– O co ci chodzi? Przecież jesteśmy rodziną. Pomagamy sobie.

– Ale ja pomagam cały czas. Ty… właściwie nigdy nie pytasz, jak się czuję. Nie interesujesz się moim życiem. Wszystko jest zawsze o tobie.

Wzruszyła ramionami.

– Przesadzasz. Po prostu masz lepszą pracę i więcej ogarniasz.

Poczułam gulę w gardle. Czy naprawdę tak to widzi? Że to moja powinność?

Następnego dnia wróciłam późno z pracy. W domu panował bałagan – brudne naczynia piętrzyły się w zlewie, pranie leżało nierozwieszone, a Magda… była na imprezie u znajomych. Zostawiła mi kartkę: „Nie czekaj z kolacją”.

Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Przypomniały mi się wszystkie te noce, kiedy nie spałam przez jej problemy. Wszystkie pieniądze pożyczone bez zwrotu. Wszystkie święta spędzone na udawaniu idealnej rodziny.

Kilka dni później postanowiłam postawić granice.

– Magda, musisz zacząć płacić połowę rachunków i robić zakupy na zmianę – powiedziałam stanowczo przy śniadaniu.

Wywróciła oczami.

– Skąd mam wziąć kasę? Ledwo starcza mi na życie!

– To może czas poszukać lepszej pracy albo ograniczyć wydatki na imprezy? – odparowałam.

Wybuchła kłótnia jakiej dawno nie było. Krzyczałyśmy na siebie przez pół godziny. W końcu trzasnęła drzwiami i wyszła.

Przez kilka dni nie odzywałyśmy się do siebie prawie wcale. W domu panowała cisza jak przed burzą. Czułam się winna i jednocześnie… wolna? Po raz pierwszy od lat miałam czas dla siebie – poszłam na jogę, spotkałam się z Anką w kinie.

Magda wróciła pewnego wieczoru z podkulonym ogonem.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie wiedziałam, że aż tak cię to boli.

Usiadłyśmy razem przy stole. Rozmawiałyśmy długo – o mamie, o dzieciństwie, o tym, jak bardzo obie czujemy się czasem samotne i zagubione.

Nie wiem, czy coś się zmieni na stałe. Magda zaczęła szukać nowej pracy i częściej sprząta po sobie. Ale wiem jedno: muszę dbać też o siebie. Bo jeśli ja się rozsypię, nikt mnie nie poskłada.

Czy naprawdę można pomagać komuś bez końca, jeśli ta osoba tego nie docenia? A może czasem trzeba pozwolić bliskim dorosnąć – nawet jeśli to boli?