Dlaczego mój syn powiedział, że nie jestem zaproszona na jego ślub? Poruszająca spowiedź matki
– Mamo, proszę cię… Nie rób sceny – głos Marka drżał, ale był stanowczy. Stałam w progu jego mieszkania, ściskając w dłoni prezent, który wybrałam dla niego i tej dziewczyny, której nawet nie miałam okazji dobrze poznać. Czułam, jak serce wali mi w piersi, a gardło ściska żal i niedowierzanie.
– Marku… – wyszeptałam. – Przecież jestem twoją matką. Jak możesz mi to robić?
Spojrzał na mnie z mieszaniną złości i bezradności. – Mamo, to nie jest miejsce na takie rozmowy. Proszę cię, uszanuj moją decyzję.
Wtedy pierwszy raz w życiu poczułam się naprawdę niepotrzebna. Jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Cofnęłam się o krok, a łzy napłynęły mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, błagać, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może strach przed jeszcze większym upokorzeniem?
Kiedy wracałam do pustego mieszkania na warszawskim Bródnie, czułam się jak cień człowieka. Przez lata byłam tylko matką Marka. Odkąd jego ojciec, Andrzej, zostawił nas dla młodszej kobiety, całą siebie poświęciłam synowi. Pracowałam na dwa etaty, żeby niczego mu nie brakowało. Odrzucałam zaproszenia od znajomych, nie miałam czasu na własne życie. Wszystko dla niego.
Pamiętam, jak miał dziesięć lat i płakał nocami z tęsknoty za ojcem. Przytulałam go wtedy i obiecywałam, że zawsze będę przy nim. Że nigdy go nie zostawię. Czy to był mój błąd? Czy za bardzo się starałam?
Ostatnie lata były trudne. Marko dorastał, coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, unikał rozmów. Kiedy poznał Natalię, zaczął znikać z domu na całe dnie. Czułam się odsunięta na bok, ale tłumaczyłam sobie, że to naturalne – dorosłe życie, pierwsza miłość.
Ale potem zaczęły się kłótnie. O drobiazgi: o to, że za często dzwonię; o to, że pytam o jego plany; o to, że krytykuję Natalię. Może rzeczywiście byłam zbyt surowa? Może nie umiałam zaakceptować faktu, że już mnie nie potrzebuje?
Pewnego dnia usłyszałam przez przypadek rozmowę Marka z Natalią:
– Twoja mama jest wszędzie… Nie mogę oddychać! – mówiła Natalia roztrzęsionym głosem.
– Wiem… Ale ona nie ma nikogo poza mną – odpowiedział Marko cicho.
– To nie moja wina! – syknęła Natalia.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Zrozumiałam wtedy, że stałam się ciężarem. Ale czy można mieć żal do matki za to, że kocha za bardzo?
Kiedy Marko powiedział mi o ślubie, poczułam dumę i radość. Zaczęłam planować wszystko w głowie: sukienkę, prezent, nawet przemowę na weselu. Ale on unikał tematu. W końcu zapytałam wprost:
– Marku, kiedy mogę poznać rodziców Natalii? Może pomogę wam w organizacji?
Spojrzał na mnie z chłodem:
– Mamo… To nasza sprawa. Nie musisz się we wszystko angażować.
Z każdym dniem czułam się coraz bardziej odsunięta. Aż w końcu przyszedł ten dzień – dzień prawdy.
– Mamo… Nie chcemy cię na ślubie – powiedział Marko bez ogródek.
– Co? Dlaczego? – zapytałam zszokowana.
– Bo boisz się puścić mnie wolno! Bo zawsze musisz być w centrum! Bo Natalia się ciebie boi! – wykrzyczał.
Zatkało mnie. Stałam jak sparaliżowana.
– Ale ja tylko chciałam dobrze…
– Wiem! Ale twoje „dobrze” to dla mnie duszenie się! – rzucił i zamknął drzwi.
Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. Każdego dnia budzę się z nadzieją, że zadzwoni, przeprosi… Ale telefon milczy. Znajomi pytają: „Co u Marka?” Kłamię, że wszystko dobrze.
Wieczorami przeglądam stare zdjęcia: Marko jako dziecko na rowerku; Marko z pierwszym świadectwem z czerwonym paskiem; Marko przytulający mnie po maturze. Gdzie popełniłam błąd? Czy naprawdę można kochać za bardzo?
Czasem myślę o Andrzeju – czy on też czuje żal? Czy żałuje swoich decyzji? Próbowałam do niego zadzwonić po latach milczenia:
– Andrzej… Nasz syn bierze ślub.
– Wiem… Zadzwonił do mnie – odpowiedział chłodno.
– A ja nie jestem zaproszona.
– Może czas odpuścić? – rzucił i rozłączył się.
Zostałam sama ze swoimi myślami i bólem. Próbuję znaleźć sens w tym wszystkim. Może powinnam nauczyć się żyć dla siebie? Ale jak zacząć od nowa po tylu latach samotności?
Dziś patrzę przez okno na szare ulice Warszawy i pytam siebie: czy naprawdę jestem winna temu wszystkiemu? Czy można być złą matką tylko dlatego, że kochało się za mocno?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można naprawić relację z własnym dzieckiem po takim ciosie?