„Dlaczego nie możesz być jak ona?” – Moja walka z porównaniami męża do jego byłej żony
– Znowu przypaliłaś ziemniaki, Aniu. Wiesz, że Kasia zawsze robiła idealne puree, bez grudek – usłyszałam od Pawła, kiedy stawiał talerz na stole z wyraźnym niezadowoleniem. Zamarłam z łyżką w ręku. W powietrzu zawisło napięcie, które znałam aż za dobrze. To nie był pierwszy raz, kiedy imię Kasi – jego byłej żony – pojawiało się w naszym domu niczym duch, którego nie potrafię wypędzić.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego wpatrywałam się w okno kuchni, za którym padał deszcz. Krople spływały po szybie, jakby płakały razem ze mną. W środku czułam się pusta. Ile razy jeszcze usłyszę, że nie jestem wystarczająco dobra? Że nie umiem gotować jak ona, nie śmieję się jak ona, nie jestem tak zorganizowana jak ona?
Paweł odsunął krzesło i wyszedł do salonu. Słyszałam, jak włącza telewizor i przeskakuje kanały. Z kuchni dobiegł mnie głos jego córki, Julki:
– Mamo, a mogę iść do Zuzi na noc?
Zawsze mówiła do mnie „mamo”, choć nie byłam jej biologiczną matką. Ale nawet ona czasem wspominała Kasię z nostalgią:
– Mama zawsze robiła mi warkocze na noc…
Zacisnęłam powieki. Przypomniałam sobie pierwszy dzień, kiedy poznałam Pawła. Był wtedy taki czuły, opowiadał o swoim trudnym rozwodzie, o tym, jak bardzo pragnie zacząć od nowa. Wierzyłam mu. Chciałam być tą nową szansą, nowym rozdziałem. Ale z każdym kolejnym miesiącem coraz bardziej czułam się tylko zamiennikiem.
W pracy też nie było łatwo. Moja szefowa, pani Grażyna, potrafiła przy wszystkich rzucić:
– Aniu, ty to zawsze taka roztrzepana. Może powinnaś się nauczyć organizacji od kogoś…
Wiedziałam, że chodzi jej o Kasię – była żona Pawła pracowała kiedyś w tej samej firmie i wszyscy ją uwielbiali. Czułam się osaczona porównaniami z każdej strony.
Wieczorem Paweł wrócił do kuchni. Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczał.
– Wiesz… Kasia nigdy nie miała problemu z tym, żeby wszystko ogarnąć – powiedział cicho.
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Paweł… Czy ty w ogóle widzisz mnie? Czy tylko ją? – zapytałam drżącym głosem.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– O co ci chodzi? Przecież tylko mówię…
– Nie „tylko mówisz”. Ty ciągle mnie porównujesz! Do niej! Do kobiety, której już tu nie ma! – wybuchłam.
Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa. Potem wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni.
Zostałam sama. Wzięłam głęboki oddech i poczułam łzy na policzkach. Ile jeszcze wytrzymam? Ile razy jeszcze pozwolę sobie wmówić, że jestem gorsza?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama.
– Aniu, co u was?
– W porządku… – skłamałam.
– Słyszę po głosie, że coś jest nie tak. Powiedz mi szczerze: jesteś szczęśliwa?
Zamilkłam. Czy byłam szczęśliwa? Czy kiedykolwiek byłam?
Wieczorem Paweł wrócił późno z pracy. Pachniał perfumami, których nie znałam.
– Byłem na spotkaniu służbowym – rzucił krótko.
Chciałam zapytać, czy widział się z Kasią – czasem jeszcze kontaktowali się w sprawie Julki – ale zabrakło mi odwagi.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była coraz gęstsza. Julka coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Ja chodziłam jak cień.
W końcu pewnego wieczoru usiadłam przed lustrem i spojrzałam sobie w oczy.
– Aniu, kim jesteś? – zapytałam samą siebie szeptem.
Nie znałam odpowiedzi.
Tego wieczoru postanowiłam napisać list do Pawła. List, którego nigdy mu nie dałam:
„Paweł,
Nie wiem już, kim dla ciebie jestem. Czuję się jak cień twojej przeszłości. Każdego dnia próbuję być lepsza – dla ciebie, dla Julki, dla nas wszystkich. Ale nigdy nie jestem wystarczająca. Kocham cię, ale nie chcę już żyć w cieniu Kasi. Chcę być sobą.”
Schowałam list do szuflady.
Kilka dni później Paweł wrócił do domu wyjątkowo wcześnie. Był spięty.
– Musimy porozmawiać – powiedział stanowczo.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
– Aniu… Ja wiem, że czasem przesadzam z tymi porównaniami. Ale Kasia była ważną częścią mojego życia…
– A ja? Czy ja kiedykolwiek będę ważna? Czy zawsze będziesz patrzył na mnie przez pryzmat tego, jaka była ona? – przerwałam mu.
Paweł spuścił wzrok.
– Nie wiem… Po prostu czasem tęsknię za tym, co było łatwiejsze…
Poczułam narastającą złość i żal.
– To może powinieneś wrócić do niej? Może wtedy będziesz szczęśliwy! – krzyknęłam przez łzy.
Julka weszła do kuchni przestraszona.
– Przestańcie się kłócić… Proszę…
Objęłam ją mocno i poczułam jej drobne ramiona wokół szyi.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy naprawdę muszę walczyć o miejsce w tym domu? Czy muszę codziennie udowadniać swoją wartość?
Rano spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy. Potrzebowałam oddechu.
Mama przyjęła mnie bez słowa pytania. Usiadłyśmy razem przy kuchennym stole i po raz pierwszy od dawna poczułam się bezpiecznie.
– Aniu… Pamiętaj: nikt nie ma prawa cię ranić. Nawet jeśli bardzo kochasz – powiedziała cicho.
Przez kilka dni byłam u mamy. Paweł dzwonił raz czy dwa, ale nie odebrałam.
W końcu wróciłam do domu po swoje rzeczy. Paweł siedział na kanapie z głową w dłoniach.
– Aniu… Przepraszam… Nie chciałem cię zranić…
Spojrzałam na niego spokojnie.
– Muszę nauczyć się kochać siebie bardziej niż twoje wspomnienia o niej – powiedziałam cicho.
Wyszłam z domu z poczuciem ulgi i strachu jednocześnie. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Ale wiedziałam jedno: już nigdy więcej nie pozwolę sobie żyć w czyimś cieniu.
Czy naprawdę musimy ciągle udowadniać swoją wartość innym? A może czas nauczyć się być szczęśliwym po prostu jako sobą?