Gdy późne macierzyństwo boli: Moja historia walki o syna, którego kocham za bardzo
– Darek, proszę cię, nie wychodź tak bez słowa! – krzyknęłam, gdy trzasnął drzwiami. Znowu. Znowu ta sama scena: ja w kuchni, on w przedpokoju, z plecakiem przewieszonym przez ramię, z miną obrażonego księcia. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa. Stałam tam przez chwilę, z dłonią na klamce, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Mój syn, Darek, miał już siedemnaście lat. Urodziłam go późno – miałam czterdzieści lat i byłam już wtedy przekonana, że nigdy nie zostanę matką. Kiedy pojawił się na świecie, przysięgłam sobie, że dam mu wszystko, czego sama nie dostałam od życia. Moje dzieciństwo było szare i chłodne – ojciec pił, matka była wiecznie zmęczona i rozgoryczona. Przysięgłam sobie: mój syn będzie szczęśliwy.
Może właśnie tu popełniłam błąd.
Od początku robiłam wszystko, by Darek nie czuł się samotny. Kupowałam mu zabawki, których sama nigdy nie miałam. Zawsze miał najlepsze ubrania w klasie, najnowszy telefon, a na wakacje jeździliśmy do Chorwacji albo w góry. Gdy płakał – tuliłam go do snu. Gdy czegoś chciał – dostawał to. Nawet jeśli oznaczało to dla mnie kolejne nadgodziny w pracy albo rezygnację z własnych potrzeb.
Ale teraz… Teraz patrzę na niego i widzę chłopaka, który nie potrafi powiedzieć „dziękuję”. Który zamyka się w swoim pokoju i nie chce ze mną rozmawiać. Który wybucha gniewem za każdym razem, gdy próbuję go o coś poprosić.
– Mamo, daj mi spokój! – usłyszałam jeszcze zza drzwi jego pokoju kilka godzin wcześniej.
– Chciałam tylko zapytać, czy zjesz obiad…
– Nie jestem głodny! Przestań się wtrącać!
To bolało. Bardziej niż chciałabym przyznać. Bo przecież wszystko robiłam dla niego. Całe moje życie kręciło się wokół Darka. Nawet kiedy jego ojciec odszedł – miał wtedy pięć lat – nie pozwoliłam sobie na żal czy rozpacz. Musiałam być silna dla niego.
Ale czy byłam silna? Czy byłam mądra? Czy byłam dobrą matką?
Wieczorem usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam na zdjęcia na ścianie. Mały Darek uśmiechnięty na rowerku. Darek z pierwszym świadectwem z paskiem. Darek na koloniach w Jastrzębiej Górze. Gdzieś po drodze zgubiłam tego chłopca.
Telefon zadzwonił nagle i przerwał moje rozmyślania.
– Cześć, mamo – usłyszałam głos mojej siostry, Ewy.
– Cześć…
– Znowu się pokłóciliście?
– Tak… Nie wiem już, co robić.
– Może powinnaś mu trochę odpuścić? On dorasta, potrzebuje przestrzeni.
– Ale ja się boję… Boję się, że jeśli przestanę go kontrolować, to całkiem mi się wymknie.
Ewa westchnęła ciężko.
– Może już się wymknął? Może musisz nauczyć się go puszczać?
Zakończyłyśmy rozmowę bez rozwiązania. Siedziałam długo w ciszy i myślałam o tym, co powiedziała Ewa. Czy naprawdę powinnam pozwolić mu odejść? Czy to znaczy być dobrą matką?
Następnego dnia rano Darek wrócił do domu. Pachniał papierosami i był blady jak ściana.
– Gdzie byłeś?! – zapytałam ostrzej niż zamierzałam.
– U Kuby. Spałem tam.
– Dlaczego nie zadzwoniłeś? Martwiłam się!
– Przestań mnie kontrolować! Mam siedemnaście lat!
Zacisnęłam pięści tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
– Darek… Ja tylko chcę cię chronić.
Spojrzał na mnie z pogardą.
– Przed czym? Przed życiem? Przed tobą?
Wyszedł do swojego pokoju i zatrzasnął drzwi.
Usiadłam na podłodze w przedpokoju i płakałam długo. W głowie kołatały mi się słowa: „Przed tobą?” Czy naprawdę stałam się dla niego zagrożeniem? Czy moja miłość go dusiła?
Wieczorem znalazłam w jego pokoju niedopałki papierosów i butelkę po piwie pod łóżkiem. Serce mi stanęło. Zadzwoniłam do Ewy.
– On pije… pali… Ja nie wiem już co robić!
– Snieżana… On testuje granice. Musisz mu zaufać. Ale też postawić jasne zasady.
– Jakie zasady? On mnie nie słucha!
– Bo wie, że zawsze mu wybaczysz wszystko. Może czas pokazać mu konsekwencje?
Tej nocy nie spałam prawie wcale. Rano czekałam na Darka przy stole.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie podejrzliwie.
– O czym?
– O tym, co się dzieje między nami. O tym, jak się czuję… i jak ty się czujesz.
Przez chwilę milczał, potem wzruszył ramionami.
– Ty nic nie rozumiesz.
– Może spróbuj mi wytłumaczyć?
Usiadł naprzeciwko mnie i pierwszy raz od dawna spojrzał mi prosto w oczy.
– Ty zawsze wszystko robisz za mnie. Nie pozwalasz mi być sobą. Dusisz mnie tą swoją troską! Ja chcę sam decydować o sobie!
Zrobiło mi się zimno. Ale wiedziałam już, że muszę go wysłuchać.
– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Chciałam ci dać wszystko… ale chyba zapomniałam ci pozwolić być sobą.
Darek spuścił wzrok.
– Nie wiem… Może po prostu muszę trochę pobyć sam ze sobą.
Pokiwałam głową ze łzami w oczach.
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Staram się mniej kontrolować Darka, choć czasem serce mi pęka ze strachu o niego. Uczę się ufać – jemu i sobie jako matce. To najtrudniejsza lekcja mojego życia.
Czasem patrzę na niego i zastanawiam się: czy można kochać za bardzo? Czy można wychować dziecko tak bardzo pod kloszem, że potem ono nie potrafi oddychać własnym powietrzem?
A wy? Jak radzicie sobie z dorastającymi dziećmi? Czy też boicie się je puszczać wolno?