„Jeśli wrócisz do niego, możesz zapomnieć o mnie” – historia matki, która musiała wybrać między córką a własnym sumieniem
– Jeśli wrócisz do niego, możesz zapomnieć o mnie – powiedziałam to, patrząc Ani prosto w oczy. Moje serce waliło jak młot, a dłonie drżały tak, że musiałam je schować pod stołem. W kuchni pachniało jeszcze świeżo zaparzoną kawą, ale w powietrzu wisiała groza. Ania siedziała naprzeciwko mnie, skulona, z czerwonymi od płaczu oczami.
– Mamo, on się zmienił… Przysięgam, już nigdy mnie nie uderzy – wyszeptała, jakby sama chciała w to uwierzyć.
Nie mogłam uwierzyć, że znowu tu jesteśmy. Że znowu muszę patrzeć na moją córkę, jak tłumaczy się z miłości do człowieka, który przez lata ją niszczył. Przypomniałam sobie dzień, kiedy pierwszy raz przyszła do mnie z podbitym okiem. To był listopad, padał deszcz, a ona stała w progu mojego mieszkania jak zbity pies. Wtedy jeszcze wierzyłam, że to był przypadek. Że może się przewróciła. Ale potem były kolejne siniaki, kolejne wymówki.
– Aniu, ile razy mam ci powtarzać? On cię nie kocha. On cię niszczy! – głos mi się załamał.
– Ale ja go kocham… – szepnęła i spuściła wzrok.
To była nasza codzienność przez ostatnie trzy lata. Ja – matka, która chciała chronić swoje dziecko za wszelką cenę. Ona – córka, która nie potrafiła odejść od człowieka, który ją krzywdził. Mój mąż, Zbyszek, próbował nie wtrącać się za bardzo. „To jej życie”, powtarzał. Ale ja nie mogłam patrzeć obojętnie.
Pamiętam dzień, kiedy Ania w końcu zdecydowała się odejść od Pawła. Przyszła do nas z walizką i łzami w oczach. Przytuliłam ją wtedy mocno i obiecałam, że już nigdy nie pozwolę jej cierpieć. Przez kilka miesięcy mieszkała z nami. Powoli wracała do siebie – zaczęła pracować w kwiaciarni u pani Haliny, śmiała się częściej, nawet zaczęła spotykać się z koleżankami ze studiów.
Ale Paweł nie odpuszczał. Pisał do niej listy, dzwonił po nocach, przysyłał kwiaty pod nasze drzwi. Raz nawet przyszedł pod blok i czekał na nią kilka godzin. Bałam się o nią każdego dnia.
Aż pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez drzwi jej pokoju:
– Aniu, proszę cię… Daj mi jeszcze jedną szansę. Bez ciebie nie potrafię żyć – mówił Paweł przez telefon.
– Nie wiem… Muszę się zastanowić – odpowiedziała cicho.
Wtedy poczułam narastającą panikę. Wiedziałam, że Ania jest słaba wobec jego słów. Że zawsze znajdzie dla niego jakieś usprawiedliwienie.
Kilka dni później przyszła do mnie z tą swoją miną zbitego dziecka:
– Mamo… Paweł chce się spotkać. Chce mi wszystko wyjaśnić.
– Aniu! Ile razy mam ci mówić?! On się nie zmieni! – krzyknęłam, aż Zbyszek wybiegł z pokoju.
– Ale ja muszę to zrobić dla siebie… Muszę wiedzieć, czy naprawdę nie ma już dla nas szansy.
Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwą bezsilność. Jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił na ziemię.
Przez kolejne dni żyłam jak w zawieszeniu. Patrzyłam na Anię i widziałam w niej siebie sprzed lat – młodą dziewczynę zakochaną bez pamięci w człowieku, który nie zasługiwał na jej miłość. Mój ojciec też bił moją mamę. Też obiecywał poprawę po każdym wybuchu złości. Ale ona nigdy nie miała odwagi odejść.
Może dlatego tak bardzo walczyłam o Anię? Może dlatego nie mogłam pozwolić jej wrócić do Pawła?
Kiedy dziś rano usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole, wiedziałam już, co muszę zrobić.
– Jeśli wrócisz do niego, możesz zapomnieć o mnie – powtórzyłam stanowczo.
Ania spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Mamo… Ty naprawdę byś mnie wyrzekła?
– Nie wyrzekam się ciebie jako córki. Ale nie mogę patrzeć, jak sama siebie niszczysz. Nie chcę być częścią tej tragedii.
Wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami. Siedziałam potem długo przy stole, patrząc na jej pusty kubek po kawie i zastanawiając się, czy zrobiłam dobrze.
Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra Basia:
– Co ty wyprawiasz? To twoje dziecko! Jak możesz stawiać jej takie ultimatum?
– A co mam zrobić? Patrzeć jak wraca do człowieka, który ją bije? – odpowiedziałam przez łzy.
Basia milczała przez chwilę.
– Może potrzebuje wsparcia, a nie kolejnych zakazów?
Zastanawiałam się nad tym długo tej nocy. Czy rzeczywiście zrobiłam dobrze? Czy można kochać dziecko i jednocześnie nie akceptować jego wyborów? Czy jestem złą matką?
Minęły dwa tygodnie ciszy. Ania nie dzwoniła, nie pisała. Każdego dnia patrzyłam na telefon z nadzieją i strachem jednocześnie. Zbyszek próbował mnie pocieszać:
– Daj jej czas. Może musi sama dojrzeć do tej decyzji.
Ale ja czułam się coraz gorzej. Nie spałam po nocach, myśląc o tym, co mogłam zrobić inaczej.
W końcu pewnego wieczoru usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam Anię – zmęczoną, zapłakaną, ale całą.
– Mamo… Przepraszam – wyszeptała i rzuciła mi się w ramiona.
Płakałyśmy razem długo. Nie pytałam jej o Pawła. Wiedziałam tylko jedno: czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym osobom, żeby ich uratować przed samymi sobą.
Czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą matką i jednocześnie powiedzieć „dość”? A może powinnam była być bardziej wyrozumiała? Co wy byście zrobili na moim miejscu?