Kiedy mój mąż oddał całą moją pracę swojej matce – burza w polskiej kuchni i rodzinie
– Tomek, gdzie są moje pierogi? – zapytałam, otwierając lodówkę i patrząc na puste półki. Wczoraj wieczorem układałam tam starannie pojemniki: pierogi ruskie, bigos, sernik. Cały weekend spędziłam w kuchni, bo wiedziałam, że w tygodniu nie będę miała czasu gotować. Byłam zmęczona, ale zadowolona z siebie. Teraz patrzyłam na pustkę i czułam, jak narasta we mnie panika.
Tomek stał w przedpokoju, zakładając buty. Unikał mojego wzroku.
– Oddałem mamie – powiedział cicho. – Była głodna, mówiła, że nie ma siły gotować. Wiesz, jak jej ciężko po śmierci taty.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Jak mogłeś?”. Przecież to ja przez dwa dni lepiłam pierogi, kroiłam kapustę do bigosu, piekłam sernik według przepisu babci. To była moja praca, mój czas, moje zmęczenie.
– Nawet mnie nie zapytałeś – wyszeptałam.
Tomek wzruszył ramionami.
– To tylko jedzenie. Zrobisz jeszcze raz.
Poczułam się niewidzialna. Jakby wszystko, co robię dla tej rodziny, było oczywiste i nieważne. Jakby moje uczucia nie miały znaczenia. Przypomniały mi się wszystkie te sytuacje, kiedy jego mama – pani Halina – krytykowała moje gotowanie: „U nas w domu robiło się to inaczej”, „Pierogi powinny być cieńsze”, „Bigos za słodki”. Zawsze starałam się być miła, uśmiechać się i nie wdawać w konflikty. Ale dziś coś we mnie pękło.
Wieczorem siedziałam sama przy stole. Tomek wrócił późno i nawet nie spojrzał mi w oczy. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Magdy.
– On oddał wszystko swojej matce! – wykrzyczałam przez łzy. – Nawet mnie nie zapytał!
Magda westchnęła.
– Musisz z nim porozmawiać. To nie jest normalne. Ty też jesteś ważna.
Ale jak rozmawiać z kimś, kto zawsze stawia swoją matkę na pierwszym miejscu? Przypomniałam sobie święta Bożego Narodzenia sprzed roku: pani Halina siedziała na honorowym miejscu przy stole, a ja biegałam między kuchnią a salonem, podając kolejne dania. Tomek nawet nie zauważył, że nie usiadłam ani na chwilę.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Tomkiem. Czekałam na niego po pracy.
– Musimy pogadać – zaczęłam stanowczo. – Nie możesz podejmować takich decyzji za mnie. To ja gotowałam, to był mój czas i wysiłek.
Tomek spojrzał na mnie zaskoczony.
– Przesadzasz. Mama jest sama, potrzebuje pomocy.
– A ja? Ja też jestem sama w tej kuchni! – głos mi się załamał. – Czy ty w ogóle widzisz, ile robię dla tej rodziny?
Milczał przez chwilę.
– Nie chciałem cię zranić – powiedział w końcu. – Po prostu… Mama zawsze była najważniejsza.
Wtedy zrozumiałam: nigdy nie będę dla niego na pierwszym miejscu. Zawsze będzie wybierał ją. Poczułam się zdradzona przez własnego męża.
Przez kolejne dni unikaliśmy się w domu. Ja przestałam gotować – kupowałam gotowe obiady albo zamawiałam pizzę. Tomek narzekał, ale nie miał odwagi poprosić mamę o kolejną porcję pierogów.
W piątek zadzwoniła pani Halina.
– Kochana, dziękuję za jedzenie! Tomek mówił, że to twoje pierogi… Ale następnym razem daj mniej soli.
Zacisnęłam pięści.
– Proszę pani – odpowiedziałam chłodno – następnym razem proszę poprosić Tomka o gotowanie.
Rozłączyłam się i poczułam ulgę. Po raz pierwszy od dawna postawiłam granicę.
Wieczorem Tomek próbował ze mną rozmawiać.
– Mama jest obrażona – powiedział z wyrzutem.
– A ja jestem zmęczona – odpowiedziałam spokojnie. – Nie będę już robić wszystkiego sama i pozwalać wam decydować za mnie.
Nie wiem, co będzie dalej z naszym małżeństwem. Może Tomek zrozumie, że żona to nie służąca ani kucharka dla całej rodziny. Może nie. Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę się tak potraktować.
Czy naprawdę w polskich rodzinach zawsze matka męża musi być ważniejsza od żony? Czy kiedyś nauczymy się rozmawiać o swoich potrzebach bez poczucia winy?