Kiedy przyjaźń boli: Historia o mnie i Magdzie, która złamała mi serce

– Naprawdę nie możesz przyjechać? – mój głos drżał, gdy ściskałam telefon w dłoni. Siedziałam na zimnej podłodze w łazience, próbując nie płakać. Po drugiej stronie słyszałam tylko ciche westchnienie Magdy.

– Przepraszam, ale mam tyle pracy… Wiesz, jak jest. Może innym razem? – jej głos był obojętny, jakby rozmawiała z kimś zupełnie obcym.

To był ten moment, w którym poczułam, że coś się skończyło. Przez dwadzieścia lat byłam dla niej wszystkim – powierniczką, wsparciem, ramieniem do wypłakania. Gdy jej ojciec zmarł, to ja trzymałam ją za rękę na pogrzebie. Kiedy rzucił ją chłopak, nocowałam u niej przez tydzień, gotując rosół i słuchając jej łez. Nawet wtedy, gdy jej matka zachorowała na raka, to ja jeździłam z nią do szpitala i trzymałam termos z herbatą.

A teraz? Moja mama leżała w szpitalu po udarze. Tata nie radził sobie z rzeczywistością, a brat mieszkał za granicą. Potrzebowałam Magdy bardziej niż kiedykolwiek. Ale ona nie miała czasu.

Wyszłam z łazienki i spojrzałam w lustro. Moje oczy były czerwone od płaczu. W głowie dudniło mi pytanie: „Czy naprawdę przez tyle lat byłam tylko tłem dla jej życia?”

Przypomniałam sobie nasze dzieciństwo. Mieszkałyśmy drzwi w drzwi na osiedlu w Gdańsku. Razem bawiłyśmy się w chowanego, razem chodziłyśmy do szkoły. Gdy Magda dostała jedynkę z matematyki, to ja tłumaczyłam jej zadania do późna w nocy. Nasze mamy śmiały się, że jesteśmy jak papużki nierozłączki.

Z biegiem lat nasze drogi trochę się rozeszły – ja poszłam na polonistykę, ona na ekonomię. Ale zawsze znajdowałyśmy czas na kawę, plotki i wspólne wyjazdy nad morze. Nawet kiedy Magda wyszła za mąż za Pawła i urodziła bliźniaki, nie przestałyśmy się widywać.

Pamiętam jedno popołudnie sprzed kilku lat. Siedziałyśmy na ławce pod blokiem, a ona płakała, bo Paweł znów wrócił późno do domu.

– Nie wiem już, co robić – mówiła przez łzy. – Czuję się taka samotna…

Objęłam ją wtedy mocno.

– Jestem tu dla ciebie. Zawsze będę.

I byłam. Nawet wtedy, gdy sama miałam złamane serce po rozstaniu z Michałem. Nawet wtedy, gdy straciłam pracę i nie miałam siły wstać z łóżka.

A teraz? Teraz siedziałam sama w szpitalnej poczekalni, patrząc na białe ściany i czekając na wieści o mamie. Telefon milczał. Magda nie dzwoniła.

Po kilku dniach zebrałam się na odwagę i napisałam do niej wiadomość:

„Magda, bardzo cię potrzebuję. Mama jest w ciężkim stanie. Proszę, przyjedź chociaż na chwilę.”

Odpisała dopiero po dwóch godzinach:

„Przepraszam, ale dzieci są chore i Paweł wyjechał służbowo. Może zadzwonię wieczorem? Trzymaj się!”

Zacisnęłam zęby ze złości i rozczarowania. Czy naprawdę tak wygląda przyjaźń? Czy przez dwadzieścia lat byłam tylko wygodnym punktem odniesienia?

Wieczorem zadzwoniła moja ciotka Basia.

– Kochanie, jak się trzymasz?

– Szczerze? Źle… Czuję się strasznie samotna.

– A Magda? Nie pomaga ci?

Zawahałam się.

– Nie ma czasu…

Ciotka westchnęła ciężko.

– Wiesz, czasem ludzie są z nami tylko wtedy, kiedy im wygodnie. Ale prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

Te słowa bolały bardziej niż chciałam przyznać.

Kolejne dni mijały powoli. Mama powoli dochodziła do siebie, ale wymagała opieki niemal przez całą dobę. Tata był cieniem samego siebie – zamknięty w swoim świecie, nieobecny nawet przy stole.

Któregoś dnia zadzwoniła Magda.

– Cześć! Słuchaj, przepraszam za ostatnie dni… U nas był istny armagedon. Ale już wszystko wraca do normy! Może spotkamy się na kawie?

Poczułam narastającą złość.

– Magda… Ja naprawdę cię potrzebowałam. Mama była o krok od śmierci! A ty nawet nie zapytałaś, czy czegoś mi potrzeba.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Przepraszam… Nie wiedziałam, że to aż tak poważne…

– Nie wiedziałaś? Pisałam ci przecież! – głos mi się załamał.

– Wiesz… Ja też mam swoje życie…

Wtedy coś we mnie pękło.

– A ja przez dwadzieścia lat byłam dla ciebie zawsze! Nawet kiedy miałam własne problemy! Czy to naprawdę tak trudno być przyjacielem?

Magda milczała długo.

– Może… Może po prostu się zmieniłyśmy – powiedziała cicho.

Rozłączyłam się bez słowa.

Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Czy naprawdę można być dla kogoś ważnym tylko wtedy, kiedy jest mu to wygodne? Czy przyjaźń kończy się wtedy, gdy przestajemy być potrzebni?

Mama powoli wracała do zdrowia. Ja nauczyłam się prosić o pomoc innych – ciotkę Basię, sąsiadkę panią Zosię, nawet koleżankę z pracy Kasię. Okazało się, że są ludzie gotowi podać rękę bez oczekiwania niczego w zamian.

Magda przestała dzwonić. Czasem widzę jej zdjęcia na Facebooku – uśmiechnięta z dziećmi na placu zabaw albo na wakacjach nad morzem. Zastanawiam się wtedy: czy ona też czasem myśli o mnie? Czy żałuje?

Dziś wiem jedno: przyjaźń to nie jest jednostronna droga. To wzajemność, troska i obecność – zwłaszcza wtedy, gdy świat wali nam się na głowę.

Czasem pytam siebie: czy warto było tyle dawać z siebie komuś, kto nie potrafił być przy mnie w najtrudniejszym momencie? A może prawdziwa przyjaźń po prostu nie istnieje? Co o tym myślicie?