Matka, która poświęciła wszystko – a my ją zawiedliśmy. Moja spowiedź po latach

– Nie rozumiesz, mamo! – krzyknęłam, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Słyszałam jej cichy szloch zza ściany, ale wtedy nie obchodziło mnie to. Byłam wściekła, rozżalona, przekonana, że cały świat sprzysiągł się przeciwko mnie. Miałam piętnaście lat i czułam się najbardziej samotną osobą na świecie.

Mama, Barbara, od dwóch lat była sama. Ojciec odszedł do innej kobiety – tej „lepszej”, jak mówiła babcia z przekąsem. Zostawił nas z długami, pustym mieszkaniem i jeszcze bardziej pustym sercem. Mama nigdy wcześniej nie pracowała na pełen etat – była nauczycielką w przedszkolu, dorabiała korepetycjami, ale to nie wystarczało na czynsz i jedzenie dla trójki ludzi. Mój brat Michał miał wtedy dziesięć lat i nie rozumiał jeszcze, dlaczego tata już nie wraca do domu.

Pamiętam ten pierwszy dzień po rozwodzie. Mama siedziała przy kuchennym stole, wpatrzona w rachunki. Jej dłonie drżały, a oczy były czerwone od płaczu. – Musimy zacząć wszystko od nowa – powiedziała cicho. – Ale damy radę. Obiecuję wam to.

Nie wiedziałam wtedy, jaką cenę przyjdzie nam za to zapłacić.

Mama zaczęła pracować w dwóch miejscach naraz: rano w przedszkolu, po południu w sklepie spożywczym. Wracała późnym wieczorem, zmęczona do granic możliwości. Często zasypiała przy stole, z głową opartą o zeszyty Michała, które sprawdzała po nocach. Ja miałam za zadanie gotować obiady i pilnować brata. Z dnia na dzień stałam się dorosła – a przynajmniej tak mi się wydawało.

W szkole zaczęły się problemy. Koledzy śmiali się ze mnie, że noszę stare ubrania po kuzynce i nie mam najnowszego telefonu. Nauczyciele patrzyli na mnie z litością, a ja nienawidziłam tego spojrzenia. W domu było jeszcze gorzej – mama wiecznie zmęczona, brat płaczący za tatą, a ja… Ja czułam się niewidzialna.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy z babcią przez telefon:
– Nie dam już rady, mamo… Oni mnie nienawidzą. Ola patrzy na mnie jak na wroga.
– Musisz być silna dla nich – odpowiedziała babcia. – Dzieci nie rozumieją, ile dla nich robisz.

Wtedy poczułam ukłucie winy. Ale szybko je zagłuszyłam gniewem: przecież to ona nas zostawiła! Zostawiła nas samych w tym wszystkim, bo była zbyt zajęta pracą.

Zaczęłam coraz częściej wychodzić z domu – najpierw do koleżanek, potem na imprezy. Michał zamknął się w sobie, przestał odrabiać lekcje. Mama próbowała z nami rozmawiać, ale każde jej słowo odbieraliśmy jak atak.

– Czemu nie możesz być jak inne matki? – wykrzyczałam jej kiedyś w twarz. – Nigdy cię nie ma! Nawet nie wiesz, co się u mnie dzieje!

Pamiętam jej spojrzenie – pełne bólu i bezsilności. Chciała coś powiedzieć, ale tylko pokręciła głową i wyszła do pracy.

Minęły lata. Skończyłam liceum z trudem, Michał ledwo przeszedł do następnej klasy. Mama była coraz bardziej zmęczona, coraz częściej chorowała. Zaczęłam dostrzegać pierwsze siwe włosy na jej skroniach i zmarszczki wokół oczu.

Wtedy wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i zobaczyłam mamę siedzącą na podłodze w kuchni. Trzymała się za klatkę piersiową i ciężko oddychała.

– Mamo! Co się dzieje?!

Zadzwoniłam po pogotowie. Okazało się, że miała atak serca.

W szpitalu lekarz powiedział mi prosto w oczy:
– Pani mama jest wykończona fizycznie i psychicznie. Jeśli nie zwolni tempa, może tego nie przeżyć.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam ją naprawdę – nie jako matkę-robot, która zawsze musi dać radę, ale jako człowieka: zmęczonego, samotnego i przerażonego.

Po powrocie ze szpitala próbowałyśmy odbudować naszą relację. To nie było łatwe – żal i pretensje narastały przez lata. Michał był już nastolatkiem i miał własne problemy: wagary, złe towarzystwo, alkohol.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole – pierwszy raz od dawna.
– Przepraszam was – powiedziała mama cicho. – Chciałam tylko was ochronić przed biedą i samotnością… Ale chyba was straciłam.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia wszystkich kłótni, wszystkich słów wypowiedzianych w gniewie.

– To my powinniśmy przeprosić – wyszeptałam w końcu. – Nigdy cię nie docenialiśmy.

Mama uśmiechnęła się smutno.
– Każdy robi co może… Ale czasem wybory mają swoją cenę.

Dziś jestem dorosła. Mam własną rodzinę i dopiero teraz rozumiem ciężar jej decyzji. Wiem też, jak łatwo zranić najbliższych przez własną dumę i niezrozumienie.

Często wracam myślami do tamtych lat i pytam siebie: czy gdybym wtedy wiedziała to wszystko, potrafiłabym być lepszą córką? Czy można naprawić błędy przeszłości?

A wy? Czy potraficie wybaczyć swoim rodzicom ich niedoskonałości? Czy umiemy docenić ich poświęcenie zanim będzie za późno?