Mąż mnie zostawił dla młodszej. A potem wrócił. Ale ja już nie byłam tą samą kobietą.

— Naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu wrócić? — mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Andrzej stał w progu naszego mieszkania, z torbą w ręku i miną zbitego psa. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, jakbyśmy oboje czekali, aż ktoś powie coś mądrego.

Nie byłam już tą samą kobietą, którą zostawił pół roku temu. Wtedy świat mi się zawalił. Przez dwadzieścia siedem lat byłam żoną Andrzeja — żoną w całym tego słowa znaczeniu: obiad zawsze na czas, koszule wyprasowane, dzieci zadbane, rachunki zapłacone, urodziny teściów zapamiętane. Nigdy nie byłam kobietą, która robi sceny. Nie węszyłam, nie sprawdzałam telefonu, nie zadawałam głupich pytań. Wierzyłam mu. Aż do dnia, gdy powiedział: „Zakochałem się. Muszę spróbować jeszcze raz być szczęśliwy.”

Pamiętam ten wieczór jak przez mgłę. Siedziałam przy kuchennym stole, ściskając filiżankę herbaty tak mocno, że aż bolały mnie palce. Andrzej stał naprzeciwko mnie, nie potrafiąc spojrzeć mi w oczy.

— To nie twoja wina, Haniu — powiedział cicho. — Po prostu… ona jest inna. Młodsza. Chce mi się znowu żyć.

Wtedy poczułam się jak stara szmata, którą ktoś wyrzucił na śmietnik. Przez kilka tygodni chodziłam jak cień po mieszkaniu. Dzieci — już dorosłe — dzwoniły codziennie, ale nie chciałam z nimi rozmawiać. Mama powtarzała: „Musisz być silna.” Ale ja nie wiedziałam nawet, jak się oddycha bez niego.

A potem przyszła złość. Na niego, na siebie, na cały świat. Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku, żeby nie zwariować w pustym mieszkaniu. Zaczęłam czytać książki, na które nigdy nie miałam czasu. Zapisałam się na jogę do pobliskiego domu kultury. Poznałam tam kilka kobiet w podobnej sytuacji — wszystkie porzucone przez mężów dla młodszych.

— Wiesz co jest najgorsze? — zapytała kiedyś Basia podczas przerwy na kawę. — Że oni myślą, że mają prawo zacząć od nowa, a my mamy tylko posprzątać po ich decyzjach.

Zgodziłam się z nią wtedy całym sercem.

Aż pewnego dnia Andrzej zadzwonił.

— Haniu… Mogę przyjechać? Muszę z tobą porozmawiać.

Nie wiedziałam, czego chce. Ale zgodziłam się.

Teraz stał przede mną i patrzył błagalnie.

— Tamta… ona nie chciała gotować — powiedział nagle, jakby to wszystko tłumaczyło. — Nie rozumiała mnie tak jak ty. Wszystko było takie… powierzchowne.

Poczułam śmiech i płacz jednocześnie. Czy naprawdę myślał, że wróci tu tylko dlatego, że nikt inny nie będzie mu prasował koszul?

— Myślisz, że jestem twoją matką czy służącą? — zapytałam ostro.

— Nie… Ja po prostu… Zrozumiałem, co straciłem.

Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu w twarz wszystkie te lata poświęceń i upokorzeń. Ale zamiast tego usiadłam i spojrzałam mu prosto w oczy.

— Andrzej, przez dwadzieścia siedem lat byłam twoją żoną. Oddałam ci wszystko: młodość, zdrowie, marzenia. A ty odszedłeś dla kogoś młodszego, bo chciałeś „jeszcze raz być szczęśliwy”. Teraz wracasz i myślisz, że wszystko będzie jak dawniej?

Zamilkł. Widziałam w jego oczach strach i żal.

— Haniu… Ja naprawdę żałuję.

— A ja już nie jestem tą samą kobietą — powiedziałam cicho.

Przez kolejne dni Andrzej próbował mnie przekonać do powrotu do „normalności”. Przynosił kwiaty, gotował obiady (nieudolnie), nawet sprzątał łazienkę bez proszenia. Dzieci były podzielone: syn uważał, że powinnam mu wybaczyć („Tata się pogubił”), córka była wściekła („Jak możesz mu to wybaczyć?!”).

Mama milczała przez telefon przez długie minuty.

— Haniu… Ty musisz wiedzieć, czego chcesz — powiedziała w końcu.

Ale ja sama nie wiedziałam.

Którejś nocy obudziłam się zlana potem po kolejnym koszmarze o samotności. Poszłam do kuchni i usiadłam przy stole — tym samym stole, przy którym Andrzej powiedział mi o tamtej kobiecie. Zobaczyłam swoje odbicie w oknie: zmarszczki wokół oczu, siwe pasma we włosach… Ale też coś nowego: spokój.

Czy naprawdę chcę wracać do życia sprzed zdrady? Czy potrafię jeszcze zaufać? Czy jestem gotowa znowu być „żoną”, czy może czas być po prostu Hanną?

Rano powiedziałam Andrzejowi:

— Możesz zostać na kanapie tyle czasu, ile potrzebujesz. Ale ja muszę się zastanowić nad swoim życiem. Nie wiem jeszcze, czy chcę być z tobą. Może pierwszy raz w życiu pomyślę o sobie.

Patrzył na mnie długo i chyba pierwszy raz zobaczył we mnie kogoś więcej niż tylko żonę od obiadów i rachunków.

Dziś mija miesiąc od jego powrotu. Nadal śpi na kanapie. Ja chodzę na jogę i spotykam się z Basią na kawie. Czasem rozmawiamy o przyszłości — mojej przyszłości.

Czy można zacząć od nowa po pięćdziesiątce? Czy warto dawać drugą szansę komuś, kto raz już cię zdradził? A może lepiej nauczyć się być szczęśliwą samej ze sobą?