Między dwoma domami: Kiedy moje rzeczy stają się cudze – szczera spowiedź z życia w Warszawie
– Iwona, pożyczysz mi ten blender? – głos mojej siostry, Magdy, rozbrzmiewał w słuchawce z tą samą pewnością siebie, którą pamiętam z dzieciństwa. Nie czekała na odpowiedź. – Wpadnę wieczorem, dobrze?
Zanim zdążyłam zaprotestować, rozłączyła się. Stałam w kuchni, patrząc na blat, na którym leżał mój jedyny blender – ten sam, który uratował niejedno śniadanie mojej trzyletniej Zosi. Znowu to samo. Przez chwilę miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę.
Mój mąż, Tomek, wszedł do kuchni i spojrzał na mnie pytająco. – Znowu coś?
– Magda chce pożyczyć blender. Pewnie na kilka tygodni, jak zwykle. – Oparłam się o blat, czując narastającą frustrację.
Tomek westchnął ciężko. – Musisz jej powiedzieć, że nie możesz. Przecież ostatnio oddała ci mikser po dwóch miesiącach i był cały porysowany.
Wiem, że ma rację. Ale jak mam to zrobić? Magda zawsze była tą „potrzebującą”, a ja – tą „pomocną”. Tak nas wychowano: rodzina jest najważniejsza, dziel się wszystkim. Ale czy to znaczy, że nie mam prawa do własnych rzeczy?
Wieczorem Magda pojawiła się jak burza. Nawet nie zapytała, tylko sięgnęła po blender.
– Dzięki, siostra! – rzuciła przez ramię. – Oddam za tydzień!
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już jej nie było. Zosia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Mama, a gdzie nasz blender?
Przytuliłam ją mocno. – Pożyczyłyśmy cioci na chwilę.
Ale w środku czułam się okradziona. To nie był pierwszy raz. Moja mama regularnie zabierała ubranka po Zosi dla kuzynki Ani, nie pytając nawet, czy czegoś jeszcze potrzebujemy. Tata ostatnio „pożyczył” naszą wiertarkę i oddał ją dopiero wtedy, gdy Tomek musiał kupić nową.
Zaczęłam się zastanawiać: czy to ja jestem problemem? Może powinnam być bardziej stanowcza? Ale przecież nie chcę kłótni. Nie chcę być tą „złą córką” czy „zimną siostrą”.
Pewnej niedzieli podczas rodzinnego obiadu temat wrócił jak bumerang.
– Iwona, masz jeszcze te śliczne sukienki po Zosi? Ania tak szybko rośnie… – zagadnęła mama.
– Mamo, ale Zosia jeszcze je nosi – odpowiedziałam ostrożnie.
– Oj tam, przecież możesz kupić nowe. Ania naprawdę potrzebuje.
Poczułam gulę w gardle. Tomek ścisnął mnie za rękę pod stołem.
– Mamo, rozumiem, ale to są rzeczy Zosi. Jeśli coś zostanie, chętnie oddam – powiedziałam cicho.
Wszyscy zamilkli. Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Kiedyś to rodzina była ważniejsza niż rzeczy – rzuciła lodowato.
Po obiedzie wyszłam na balkon. Czułam się winna i zła jednocześnie. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy tylko próbuję zadbać o siebie i swoją rodzinę?
Wieczorem Tomek przytulił mnie mocno.
– Musisz postawić granice. Inaczej nigdy się to nie skończy.
Łatwo powiedzieć. Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Każdy telefon od rodziny wywoływał u mnie lęk i irytację.
W końcu zebrałam się na odwagę. Zadzwoniłam do Magdy.
– Magda, muszę ci coś powiedzieć… Chciałabym, żebyśmy ustaliły zasady pożyczania rzeczy. Często ich potrzebuję i czasem trudno mi je odzyskać.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Serio? Przecież zawsze się dzieliłyśmy… – usłyszałam rozczarowanie w jej głosie.
– Tak, ale teraz mam swoją rodzinę i czasem naprawdę ich potrzebuję. Chcę być fair wobec wszystkich.
Magda rozłączyła się bez słowa. Przez kilka dni nie odbierała telefonu. Mama przestała dzwonić w ogóle.
Czułam się okropnie. Ale pierwszy raz od dawna miałam poczucie kontroli nad własnym życiem.
Po tygodniu Magda przyszła do mnie bez zapowiedzi.
– Wiesz co? Może masz rację… Ale mogłaś mi to powiedzieć wcześniej – powiedziała cicho.
Przytuliłyśmy się długo. Mama zadzwoniła kilka dni później i przeprosiła za swoje słowa przy obiedzie.
Nie jest idealnie. Czasem jeszcze czuję ukłucie winy, gdy mówię „nie”. Ale wiem już jedno: mam prawo do swoich rzeczy i do swoich granic.
Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a własnym komfortem? Czy można być dobrą córką i siostrą, nie rezygnując z siebie? Jak wy radzicie sobie z takimi sytuacjami?