Między gniewem a miłością: Gorzka prawda o przeszłości Marka

— Znowu ona! — Marek wrzasnął, zanim jeszcze zamknął drzwi. Klucze z hukiem uderzyły o półkę w przedpokoju. Stałam w kuchni, krojąc marchewkę do zupy, i już wiedziałam, że wieczór nie będzie spokojny. W jego głosie słyszałam coś więcej niż zwykłą irytację — to był gniew, który narastał od kilku dni.

— Co się stało? — zapytałam ostrożnie, próbując nie dolać oliwy do ognia.

— Dostałem zaproszenie na ślub tej… tej idiotki! — splunął przez zęby. — Wyobrażasz sobie? Ona naprawdę wychodzi za mąż! Po tym wszystkim, co mi zrobiła!

Zamarłam. To nie była pierwsza taka scena. Odkąd dowiedział się, że jego była żona, Aneta, planuje ślub, Marek chodził jak struty. Ale dzisiaj to już nie była tylko złość. To był ból. I ja, jego obecna żona, stałam się widzem tego spektaklu.

Przez chwilę patrzyłam na niego w milczeniu. Widziałam, jak drżą mu ręce, jak zaciska szczęki. Zawsze był porywczy, ale nigdy nie widziałam go aż tak roztrzęsionego.

— Marek, przecież to już przeszłość — powiedziałam cicho. — Jesteśmy razem. To nie powinno cię tak ruszać.

— Nie rozumiesz! — krzyknął. — Ona… ona nie ma prawa być szczęśliwa! Po tym wszystkim!

Zrobiło mi się zimno. Przypomniałam sobie ich rozwód sprzed trzech lat. Marek opowiadał mi o zdradzie Anety, o jej kłamstwach i upokorzeniach. Wierzyłam mu. Ale teraz miałam wrażenie, że ta historia nigdy się nie skończyła.

Wieczorem siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole. On milczał, bawiąc się widelcem. Ja próbowałam zebrać myśli.

— Chcesz tam iść? — zapytałam nagle.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

— Zwariowałaś? Po co miałbym tam iść?

— Może żeby zamknąć ten rozdział? Albo… może żeby jej coś udowodnić?

Wzruszył ramionami.

— Nie wiem. Może powinienem jej powiedzieć, co o niej myślę. Może powinienem rozbić jej to szczęście.

Poczułam ukłucie zazdrości. Czy on naprawdę nadal coś do niej czuje? Czy ja jestem tylko plasterkiem na jego rany?

Nocą długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam, jak Marek przewraca się z boku na bok. W końcu usiadł na łóżku i westchnął ciężko.

— Przepraszam — powiedział cicho. — Wiem, że to dla ciebie trudne.

— Marek… czy ty ją jeszcze kochasz?

Zamilkł na chwilę.

— Nie wiem — wyszeptał w końcu. — Chyba nienawidzę jej tak bardzo, że to aż boli.

Wtedy zrozumiałam, że jego gniew to nie tylko sprawa między nim a Anetą. To coś głębszego — coś, co rozsadza nas od środka.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama.

— Dziecko, co się dzieje? Słyszę po głosie, że jesteś przygnębiona.

Opowiedziałam jej wszystko. O Marku, o ślubie Anety, o moich wątpliwościach.

— Musisz być silna — powiedziała mama. — Ale pamiętaj: nie możesz żyć w cieniu jego przeszłości.

Te słowa dźwięczały mi w głowie przez cały dzień.

Wieczorem Marek wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadł obok mnie na kanapie i objął mnie ramieniem.

— Przepraszam za wszystko — powiedział. — Nie powinienem cię w to mieszać.

— Marek… ja cię kocham, ale nie mogę być twoim terapeutą. Jeśli nie zamkniesz tej sprawy z Anetą, to nas zniszczy.

Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

— Boję się, że już nigdy nie będę normalny — wyszeptał.

Przytuliłam go mocno. Chciałam wierzyć, że razem damy radę. Ale w środku czułam lęk.

Kilka dni później przyszło kolejne zaproszenie — tym razem imienne dla nas obojga. Marek rzucił je na stół jak gorący kartofel.

— Idziemy? — zapytał z przekąsem.

— Jeśli chcesz — odpowiedziałam spokojnie. — Ale tylko razem.

Przez następne tygodnie atmosfera w domu była napięta jak struna. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem. Czułam się coraz bardziej samotna w tym małżeństwie.

W dniu ślubu Anety ubrałam się najładniej jak potrafiłam. Marek był blady i spięty. W drodze do kościoła milczeliśmy oboje.

Gdy zobaczyliśmy Anetę w białej sukni u boku nowego mężczyzny, Marek zbladł jeszcze bardziej. W pewnym momencie wyszedł przed kościół i długo stał sam na schodach.

Podszedł do niego ojciec Anety.

— Marek… zostaw ją już w spokoju. Ty też zasługujesz na szczęście.

Marek nic nie odpowiedział. Wrócił do mnie i po prostu mnie objął.

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Wieczorem usiedliśmy razem na kanapie.

— Chyba muszę poszukać pomocy — powiedział cicho Marek. — Nie chcę cię stracić przez własne demony.

Poczułam ulgę i strach jednocześnie. Czy naprawdę można wybaczyć przeszłość? Czy można kochać kogoś mimo jego ran?

Czasem zastanawiam się: ile jesteśmy w stanie znieść dla miłości? I czy warto walczyć o kogoś, kto sam ze sobą jeszcze nie wygrał?