Po pięćdziesiątce mój mąż nagle zaczął dbać o siebie jak nastolatek. Myślałam, że robi to dla mnie…

– Znowu wychodzisz? – zapytałam, starając się ukryć drżenie w głosie. Andrzej stał przed lustrem w naszej sypialni, poprawiając nową fryzurę. Jeszcze kilka miesięcy temu jego włosy były szare i niechlujne, a brzuch wystawał spod rozciągniętego T-shirtu. Teraz miał na sobie dopasowaną koszulę, spodnie z modnego sklepu i pachniał drogimi perfumami.

– Spotkanie z chłopakami z pracy – rzucił przez ramię, nie patrząc mi w oczy. – Nie czekaj z kolacją.

Patrzyłam na niego i czułam, jak coś we mnie pęka. Przez trzydzieści lat małżeństwa przywykłam do jego rutyny: praca, dom, telewizor, piwo. A teraz? Zaczął biegać rano po parku, zapisał się na siłownię, kupił karnet do spa. Najpierw byłam dumna. Myślałam: „Wreszcie zrozumiał, że też zasługuję na trochę uwagi, że może jeszcze możemy być szczęśliwi”. Nawet zaczęłam się starać bardziej – malowałam usta przed jego powrotem, kupiłam nową sukienkę.

Ale Andrzej był coraz bardziej nieobecny. Wieczorami siedział z nosem w telefonie, śmiał się do ekranu. Kiedy pytałam, co go tak bawi, odpowiadał wymijająco: „Śmieszne memy od kolegi”. Zaczęłam się domyślać prawdy, ale wypierałam ją ze wszystkich sił.

Pewnego wieczoru usłyszałam jego szept przez drzwi łazienki:

– Tak, kochanie… też tęsknię…

Serce mi zamarło. Stałam pod drzwiami jak sparaliżowana. Gdy wyszedł, udawałam, że śpię. W nocy płakałam w poduszkę tak cicho, żeby nie usłyszał.

Następnego dnia postanowiłam działać. Przeszukałam jego szuflady i znalazłam paragon z kawiarni na drugim końcu miasta – dwa cappuccino i ciasto. Andrzej nie znosił słodyczy. Zaczęłam układać w głowie scenariusze: może to tylko koleżanka z pracy? Może przesadzam?

Ale potem znalazłam wiadomość na jego telefonie: „Dziękuję za cudowny wieczór. Jesteś niesamowity”. Imię: Agata.

Zrobiło mi się niedobrze. Przez kilka dni chodziłam jak we śnie. Nie miałam odwagi zapytać go wprost. Zamiast tego zaczęłam obserwować każdy jego ruch: jak się uśmiecha do telefonu, jak wychodzi z domu wcześniej niż zwykle, jak wraca późno i pachnie obcymi perfumami.

W końcu nie wytrzymałam.

– Andrzej… – zaczęłam drżącym głosem podczas kolacji. – Kim jest Agata?

Zamarł z widelcem w powietrzu. Przez chwilę patrzył na mnie pustym wzrokiem, potem odłożył sztućce i spuścił głowę.

– To nie tak…

– To jak? – przerwałam mu ostro. – Bo wygląda na to, że masz romans!

Milczał długo. W końcu powiedział cicho:

– Przepraszam.

To jedno słowo wystarczyło, żeby cały mój świat runął.

Przez następne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Andrzej próbował tłumaczyć: że to kryzys wieku średniego, że poczuł się niewidzialny, że Agata jest młodsza i sprawia, że znów czuje się kimś ważnym. Słuchałam tego wszystkiego i czułam narastającą wściekłość.

– A ja? – wykrzyczałam pewnego wieczoru. – Ja przez trzydzieści lat byłam przy tobie! Kto mnie zauważył?

Nie odpowiedział.

Dzieci dowiedziały się przypadkiem – nasza córka Ola podsłuchała kłótnię przez telefon. Była wściekła na ojca, przestała z nim rozmawiać. Syn Michał próbował mediować, ale sam był zagubiony.

W domu panowała cisza przerywana tylko trzaskaniem drzwi i moim płaczem nocami.

Próbowałam wszystkiego: terapia małżeńska (Andrzej poszedł raz i więcej nie chciał wracać), rozmowy z przyjaciółkami (jedna powiedziała: „Zostaw go!”, druga: „Wybacz dla dzieci”), samotne spacery po parku.

Zaczęłam zadawać sobie pytania: czy ja też jestem winna? Czy za bardzo się poświęciłam rodzinie? Czy powinnam była wcześniej zawalczyć o siebie?

Pewnego dnia Andrzej spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Zostawił mi kartkę: „Muszę to przemyśleć”.

Siedziałam wtedy przy kuchennym stole i patrzyłam na zdjęcia z naszego ślubu. Miałam dwadzieścia dwa lata i byłam pewna, że będziemy razem na zawsze.

Minęły dwa miesiące. Andrzej wrócił – starszy o kilka lat, zgaszony. Powiedział, że zerwał z Agatą i chce spróbować jeszcze raz.

Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć. Każdego dnia budzę się z pytaniem: czy warto odbudowywać coś, co zostało tak boleśnie zniszczone?

Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Czy można zaufać drugi raz tej samej osobie? Czy miłość po zdradzie ma jeszcze sens?