Poświęciliśmy wszystko dla tego domu, a teściowa oddała go szwagrowi. Czy rodzina naprawdę znaczy mniej niż pieniądze?
— Nie wierzę, że to zrobiłaś! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni teściowej, z rękami ubrudzonymi farbą i kurzem, a ona patrzyła na mnie chłodno, jakby to wszystko było tylko nieporozumieniem.
— Marto, proszę cię, nie rób scen — powiedziała cicho, ale stanowczo. — To mój dom i mogę z nim zrobić, co chcę.
Wtedy poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez ostatnie sześć miesięcy ja i Paweł poświęciliśmy każdą wolną chwilę na remont tego starego domu pod Warszawą. Malowaliśmy ściany, wymienialiśmy podłogi, nawet dach naprawialiśmy sami. Wydaliśmy na to wszystkie nasze oszczędności. Teściowa obiecała, że jeśli doprowadzimy dom do porządku, będziemy mogli w nim zamieszkać. Byliśmy szczęśliwi — w końcu mieliśmy mieć coś swojego.
Ale teraz dowiedziałam się, że dom ma dostać Tomek — młodszy brat Pawła. Ten sam Tomek, który od lat mieszka za granicą i nawet nie interesował się losem matki. Podobno wraca do Polski i „potrzebuje miejsca na nowy start”. A my? Co z nami?
Paweł był w szoku. Próbował rozmawiać z matką, ale ona była nieugięta. — Tomek jest moim synem tak samo jak ty. On też ma prawo do domu — powtarzała jak mantrę.
Przez pierwsze dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się myśli: jak mogliśmy być tacy naiwni? Przecież powinniśmy byli spisać jakąś umowę! Ale kto podpisuje umowy z własną rodziną? Przecież to matka Pawła! Zawsze wydawała się taka uczciwa.
Zaczęliśmy unikać teściowej. Paweł zablokował jej numer w telefonie. Ja przestałam odbierać jej telefony i wiadomości. W domu panowała napięta atmosfera. Nasza córka Zosia pytała: — Mamo, dlaczego babcia już nas nie odwiedza?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku, że dorośli potrafią być tak okrutni?
Pewnego wieczoru Paweł wrócił z pracy i rzucił klucze na stół.
— Rozmawiałem z Tomkiem — powiedział cicho.
— I?
— On uważa, że skoro mama mu obiecała dom, to ma do niego prawo. Nawet nie zapytał, ile włożyliśmy w remont.
Poczułam narastającą wściekłość. — A ty? Co zamierzasz zrobić?
Paweł spuścił głowę. — Nie wiem… To moja rodzina.
Wtedy wybuchłam:
— A ja? Ja nie jestem twoją rodziną? Zosia?
Zapanowała cisza. Wiedziałam, że zraniłam go tym pytaniem, ale nie mogłam już dłużej tłumić emocji.
Następnego dnia pojechałam do domu teściowej. Chciałam spojrzeć jej w oczy i zapytać: dlaczego? Zastałam ją w ogrodzie.
— Marta…
— Dlaczego nam to robisz? — przerwałam jej.
Westchnęła ciężko.
— Nie rozumiesz… Tomek jest sam. Ty masz Pawła i Zosię. On nie ma nikogo.
— Ale my zainwestowaliśmy tu wszystko! Nasz czas, pieniądze…
— Oddam wam za remont — powiedziała nagle.
Zatkało mnie.
— Myślisz, że chodzi o pieniądze? My chcieliśmy tu żyć! To miał być nasz dom!
Teściowa odwróciła wzrok.
— Przykro mi…
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Paweł próbował mnie pocieszać, ale widziałam, że sam jest rozbity. Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak w zawieszeniu. Nie wiedzieliśmy, co robić dalej. Z jednej strony żal było zostawić dom, który stał się częścią naszego życia. Z drugiej — nie chcieliśmy walczyć z rodziną o coś, co powinno być oczywiste.
W końcu zdecydowaliśmy się wynająć mieszkanie w mieście. Zosia zaczęła nową szkołę, a my próbowaliśmy poukładać sobie życie na nowo. Ale rana pozostała.
Czasem budzę się w nocy i pytam sama siebie: czy warto było poświęcać tyle dla rodziny? Czy rodzina naprawdę znaczy mniej niż pieniądze i własny interes?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można jeszcze zaufać rodzinie po czymś takim?