„Styl wychowawczy mojej synowej to pośmiewisko”

Nigdy nie myślałam, że będę taką teściową, która krytykuje wychowanie swojej synowej, ale oto jestem. Mój syn Łukasz ożenił się z Wiktorią trzy lata temu i mają piękną córkę o imieniu Zosia. Byłam zachwycona, że zostałam babcią, ale ostatnio martwię się o to, jak Wiktoria wychowuje Zosię.

W zeszłą sobotę postanowiłam odwiedzić ich na lokalnym placu zabaw. Był ciepły, słoneczny dzień, idealny dla dzieci do biegania i zabawy. Gdy zbliżałam się do placu zabaw, zobaczyłam dziesiątki dzieci śmiejących się i bawiących. Wszystkie były odpowiednio ubrane do pogody—lekkie koszulki, sukienki i sandały. Ale wtedy zauważyłam Zosię i moje serce zamarło.

Zosia miała na sobie grubą, długorękawną koszulę, ciężkie dżinsy i zamknięte buty. Wyglądała na niewygodnie i nie na miejscu wśród innych dzieci. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego Wiktoria ubrała ją tak w taki gorący dzień. Podeszłam do Wiktorii, która siedziała na ławce, pochłonięta swoim telefonem.

„Wiktorio, dlaczego Zosia jest tak ubrana?” zapytałam, starając się zachować neutralny ton.

Wiktoria ledwo podniosła wzrok znad telefonu. „Och, jest w porządku. Nie chcę, żeby dostała oparzeń słonecznych lub zadrapań.”

Westchnęłam. „Ale jest tak gorąco. Wygląda na nieszczęśliwą.”

Wiktoria wzruszyła ramionami. „Będzie dobrze. Dzieci są odporne.”

Patrzyłam, jak Zosia próbuje dołączyć do innych dzieci, ale wyraźnie miała trudności. Nie mogła biegać tak szybko ani wspinać się tak łatwo w swoich ciężkich ubraniach. Inne dzieci zaczęły to zauważać i zaczęły ją drażnić. Moje serce pękło, gdy zobaczyłam smutek na twarzy Zosi.

Nie mogłam tego dłużej znieść. „Wiktorio, to nie jest w porządku. Dzieci ją drażnią z powodu jej ubioru.”

Wiktoria w końcu odłożyła telefon i spojrzała na mnie zirytowana. „To moja córka i wychowam ją tak, jak uważam za stosowne. Jeśli masz z tym problem, może powinnaś odejść.”

Byłam zaskoczona jej ostrymi słowami. Nie chciałam robić sceny, więc postanowiłam odejść. Gdy odchodziłam, nie mogłam powstrzymać głębokiego poczucia smutku. Chciałam pomóc Zosi, ale nie wiedziałam jak.

W ciągu następnych kilku tygodni zauważyłam coraz więcej sytuacji, w których wybory wychowawcze Wiktorii sprawiały problemy Zosi. Zawsze była zbyt ciepło ubrana, nawet w najgorętsze dni. Nie mogła jeść pewnych potraw, które wszystkie inne dzieci uwielbiały. Nie mogła oglądać telewizji ani bawić się pewnymi zabawkami. Wydawało się, że Wiktoria bardziej przejmuje się przestrzeganiem jakiejś surowej filozofii wychowawczej niż szczęściem Zosi.

Próbowałam rozmawiać o tym z Łukaszem, ale on mnie zbywał. „Mamo, Wiktoria wie co robi. Zosia jest w porządku.”

Ale Zosia nie była w porządku. Stawała się coraz bardziej wycofana i nieszczęśliwa. Nie chciała już chodzić na plac zabaw, bo inne dzieci ją drażniły. Nie chciała jeść na rodzinnych spotkaniach, bo nie mogła mieć tych samych smakołyków co jej kuzyni. Nie chciała bawić się swoimi zabawkami, bo nie były „właściwe”.

Czułam się bezradna. Chciałam coś zrobić, ale nie wiedziałam co. Nie chciałam przekraczać swoich granic, ale nie mogłam znieść widoku nieszczęśliwej Zosi.

Pewnego dnia postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Zaprosiłam Zosię do siebie na popołudnie. Pozwoliłam jej założyć lekką, wygodną sukienkę i sandały. Pozwoliłam jej jeść lody i oglądać ulubione kreskówki. Pozwoliłam jej bawić się wszystkimi zabawkami jakie chciała. Przez kilka godzin była szczęśliwym, beztroskim dzieckiem.

Ale gdy Wiktoria przyszła ją odebrać, była wściekła. „Co ty zrobiłaś? Całkowicie podważyłaś moje wychowanie!”

Próbowałam wyjaśnić, ale nie chciała słuchać. Chwyciła Zosię za rękę i wyszła z domu. Od tamtej pory ich nie widziałam.

Nie wiem co przyniesie przyszłość dla Zosi. Mogę tylko mieć nadzieję, że pewnego dnia Wiktoria zda sobie sprawę, że jej surowy styl wychowawczy przynosi więcej szkody niż pożytku. Do tego czasu mogę tylko czekać i mieć nadzieję, że Zosia będzie w porządku.