„Synu, Odwiedzaj Mnie Czasem,” Błagała Matka z Goryczą

Eugeniusz siedział w swoim samochodzie, wpatrując się w stary, zniszczony dom, w którym dorastał. Farba łuszczyła się, a ogród, niegdyś pełen kwiatów, teraz leżał zaniedbany. Nie odwiedzał swojej matki, Krystyny, od miesięcy. Życie stało się wirującym kołowrotem pracy, zobowiązań towarzyskich i osobistych dążeń. Ale dzisiaj w końcu znalazł czas.

Gdy szedł po skrzypiących schodach, wspomnienia z dzieciństwa wracały do niego. Drzwi otworzyły się, zanim zdążył zapukać, a tam stała Krystyna, jej twarz rozjaśniła się mieszanką radości i smutku.

„Eugeniusz, mój drogi chłopcze,” powiedziała, jej głos drżał. „Minęło tyle czasu.”

„Cześć, Mamo,” odpowiedział Eugeniusz, wymuszając uśmiech. „Przepraszam, byłem zajęty.”

Krystyna zaprowadziła go do salonu, gdzie w powietrzu unosił się znajomy zapach lawendy. Usiadli, a przez chwilę panowała niezręczna cisza.

„Jak się masz, Mamo?” zapytał Eugeniusz, przerywając napięcie.

„Och, wiesz, jak zwykle,” powiedziała Krystyna, jej oczy błyszczały. „Po prostu tęsknię za tobą. Jak mogę za tobą nie tęsknić, mój drogi? Jesteś moim jedynym synem i tęsknię za tobą cały czas.”

Eugeniusz westchnął. „Mamo, mam już trzydzieści dziewięć lat. Mam teraz swoje życie.”

„Wiem, wiem,” powiedziała Krystyna, jej głos przesiąknięty goryczą. „Ale czy to za dużo, żeby prosić o wizytę od czasu do czasu? Po prostu zobaczyć twoją twarz, usłyszeć twój głos?”

Eugeniusz odwrócił wzrok, poczucie winy go dręczyło. „To nie jest takie proste, Mamo. Praca jest wymagająca, mam obowiązki.”

„Obowiązki,” powtórzyła Krystyna, jej głos łamał się. „A co z twoim obowiązkiem wobec rodziny? Wobec mnie?”

Eugeniusz poczuł gulę w gardle. Zawsze był blisko z matką, ale z wiekiem dystans między nimi zdawał się powiększać. Przeprowadził się do miasta w poszukiwaniu lepszych możliwości, zostawiając Krystynę w małym miasteczku, gdzie się wychował.

„Mamo, zależy mi na tobie,” powiedział cicho Eugeniusz. „Ale nie mogę być tu cały czas.”

Oczy Krystyny napełniły się łzami. „Rozumiem, Eugeniuszu. Po prostu chciałabym, żebyś odwiedzał mnie częściej. Starzeję się i nie wiem, ile czasu mi zostało.”

Eugeniusz poczuł ukłucie smutku. Wiedział, że jego matka jest samotna, ale nie wiedział, jak zniwelować przepaść, która się między nimi utworzyła. Wyciągnął rękę i chwycił jej dłoń, czując kruchość jej palców.

„Postaram się, Mamo,” powiedział, jego głos dusił się emocjami. „Postaram się odwiedzać częściej.”

Krystyna uśmiechnęła się słabo. „To wszystko, o co proszę, mój drogi. Po prostu przyjeżdżaj czasem.”

Spędzili popołudnie, wspominając przeszłość, dzieląc się historiami i śmiechem. Ale gdy słońce zaczęło zachodzić, Eugeniusz wiedział, że nadszedł czas, by odejść. Mocno przytulił matkę, obiecując, że wróci wkrótce.

Gdy odjeżdżał, nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju. Złożył obietnicę, ale głęboko w środku wiedział, że będzie trudno ją dotrzymać. Życie miało sposób na ciągnięcie go w różne strony, i obawiał się, że jego wizyty pozostaną rzadkie.

Minęły miesiące, a Eugeniusz znalazł się pochłonięty wymaganiami swojej kariery i życia osobistego. Często myślał o matce, ale zawsze było coś, co go powstrzymywało od odwiedzin. Mówił sobie, że pojedzie w następny weekend, albo w kolejny, ale wizyty nigdy się nie zmaterializowały.

Pewnego dnia Eugeniusz otrzymał telefon od sąsiada z rodzinnego miasteczka. Krystyna zachorowała i trafiła do szpitala. Panika ogarnęła go, gdy pędził do jej boku, ale gdy dotarł, było już za późno. Krystyna odeszła, swoje ostatnie chwile spędzając w samotności.

Eugeniusz stał przy jej łóżku, łzy spływały mu po twarzy. Zawiódł ją, a ciężar złamanej obietnicy go przytłaczał. Zdał sobie sprawę zbyt późno, że czas jest cennym towarem, a on go zmarnował.

Gdy opuszczał szpital, Eugeniusz przysiągł, że uczci pamięć matki, pielęgnując relacje, które były dla niego najważniejsze. Ale żal z powodu nieobecności przy Krystynie będzie go prześladował do końca życia.