„To nie jest twój dom” – Moja walka o miejsce w rodzinie, która przestała być moja
– To nie jest twój dom – usłyszałam cicho zza drzwi kuchni. Katarzyna nawet nie próbowała ściszyć głosu. Stałam w korytarzu z torbą zakupów, a jej słowa rozlały się po mnie jak zimna woda. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko na podłogę i wybiec, ale zamiast tego weszłam do środka i udawałam, że nie słyszałam. Piotr siedział przy stole, wpatrzony w ekran telefonu. Nawet nie podniósł wzroku.
– Co na obiad? – zapytała Katarzyna, ignorując moją obecność.
– Zrobiłam zupę pomidorową – odpowiedziałam, starając się, by mój głos nie drżał.
– O, to dobrze – rzuciła z przekąsem. – Bo Piotr zawsze lubił twoją pomidorową, prawda?
Piotr spojrzał na mnie przelotnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamilkł. W tej chwili poczułam się jak cień we własnym domu. Jeszcze kilka miesięcy temu śmialiśmy się razem przy tym stole, planowaliśmy wakacje nad morzem i kłóciliśmy się o to, kto ma wyrzucić śmieci. Teraz wszystko było inne.
Katarzyna pojawiła się u nas nagle. Po rozwodzie z Markiem nie miała dokąd pójść. Piotr nie zastanawiał się długo – „To moja siostra, musimy jej pomóc”. Zgodziłam się bez wahania, bo przecież rodzina jest najważniejsza. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Na początku próbowałam być wyrozumiała. Katarzyna była rozbita, płakała nocami w łazience, a Piotr spędzał z nią długie godziny na rozmowach. „Ona cię potrzebuje”, powtarzałam sobie w myślach, tłumiąc ukłucie zazdrości. Ale z czasem jej obecność zaczęła mnie przytłaczać. Zajmowała coraz więcej przestrzeni – najpierw pokój gościnny, potem półki w łazience, aż w końcu czułam się jak gość we własnym mieszkaniu.
Najgorsze były wieczory. Siadali razem na kanapie, oglądali seriale, których nie lubiłam, śmiali się z żartów niezrozumiałych dla mnie. Kiedy próbowałam do nich dołączyć, Katarzyna patrzyła na mnie z pobłażaniem.
– Może chcesz herbaty? – zapytałam pewnego wieczoru.
– Nie trzeba – odpowiedziała chłodno. – Piotr już mi zrobił.
Piotr nawet nie spojrzał w moją stronę. Poczułam się niewidzialna.
Zaczęłam unikać domu. Zostawałam dłużej w pracy, chodziłam na długie spacery po parku, tylko po to, by nie musieć wracać do tego napięcia. Czasem wracałam późno i widziałam przez okno światło w salonie – ich sylwetki pochylone nad planszówką albo śmiech dobiegający zza drzwi.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę.
– Piotrze, musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– O czym?
– O nas. O tym, co się dzieje w naszym domu.
Westchnął ciężko.
– Przesadzasz. Kasia przechodzi trudny czas. Nie możesz być trochę bardziej wyrozumiała?
– Jestem wyrozumiała od miesięcy! Ale ja też tu mieszkam! To też mój dom!
Wtedy Katarzyna weszła do pokoju.
– Jeśli jestem problemem, mogę się wynieść – powiedziała teatralnie.
Piotr spojrzał na nią z troską.
– Nie przesadzaj, nikt cię nie wyrzuca.
A ja? Ja stałam tam jak intruz.
Zaczęły się ciche wojny: przesuwanie rzeczy w łazience, zmiana ustawienia mebli bez pytania mnie o zdanie, drobne uszczypliwości przy śniadaniu. Czułam się coraz bardziej osaczona i coraz mniej pewna siebie.
Pewnej nocy usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi.
– Ona nigdy mnie nie lubiła – szeptała Katarzyna.
– Daj spokój…
– Wiem, że jej przeszkadzam. Ale przecież to ty jesteś moim bratem…
Zacisnęłam pięści pod kołdrą. Łzy napływały mi do oczu. Czy naprawdę byłam taka zła? Czy to ja byłam problemem?
W pracy zaczęli zauważać moją zmianę nastroju. Koleżanka z biura zapytała:
– Wszystko w porządku?
Uśmiechnęłam się blado.
– Tak… Po prostu mam ostatnio trudny czas.
Ale prawda była taka, że czułam się coraz bardziej samotna. Nawet mama przez telefon mówiła:
– Może powinnaś być bardziej cierpliwa? Kasia to rodzina…
A ja chciałam krzyczeć: „A ja? Czy ja już nie jestem rodziną?”
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. W przedpokoju stały dwie walizki Katarzyny.
– Wyjeżdżam do mamy – powiedziała bez emocji. – Nie chcę być ciężarem.
Piotr patrzył na mnie oskarżycielsko.
– Jesteś zadowolona?
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na jego twarz i czułam pustkę. Katarzyna wyszła bez słowa pożegnania.
Przez kolejne dni Piotr był chłodny i zamknięty w sobie. Unikał rozmów, wychodził z domu bez słowa. Czułam, że coś między nami pękło na zawsze.
Któregoś wieczoru usiadłam sama przy kuchennym stole i spojrzałam na zdjęcie ślubne stojące na półce. Uśmiechaliśmy się na nim oboje – wtedy jeszcze wierzyliśmy, że nic nas nie rozdzieli.
Teraz zostały tylko pytania: czy można odzyskać dom, który przestał być domem? Czy można odbudować bliskość po zdradzie zaufania? I czy warto walczyć o miejsce tam, gdzie nikt już na ciebie nie czeka?
Może czasem trzeba odejść, żeby znów poczuć się sobą? A może powinnam była wcześniej postawić granice? Co wy byście zrobili na moim miejscu?