„Ty nic nie robisz cały dzień!” – Moja walka o szacunek na urlopie wychowawczym
– Ty nic nie robisz cały dzień! – usłyszałam od Michała, kiedy wrócił z pracy i zobaczył mnie siedzącą na podłodze z Kubusiem, który właśnie rozrzucał klocki po całym salonie. W tej jednej chwili poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Chciałam krzyknąć, wyjaśnić, obronić się, ale głos ugrzązł mi w gardle.
Od kilku miesięcy byłam na urlopie wychowawczym. Michał pracował w banku, wracał do domu zmęczony i często zirytowany. Ja zostawałam z naszym rocznym synkiem przez cały dzień. Kiedyś wydawało mi się, że to będzie czas pełen radości i spełnienia. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
Każdy mój dzień zaczynał się o piątej rano, kiedy Kubuś budził się z płaczem. Zanim Michał zdążył się przewrócić na drugi bok, ja już byłam na nogach, podawałam butelkę, zmieniałam pieluchę, śpiewałam kołysanki. Potem szybkie śniadanie – czasem nawet nie dla mnie, bo Kubuś wymagał uwagi non stop. Pranie, sprzątanie, gotowanie obiadu, zabawa, spacer, kolejne karmienie, usypianie… Wszystko w rytmie małego dziecka, które nie zna słowa „poczekaj”.
Często czułam się jak niewidzialna. Michał wracał do domu i pytał: – Co robiłaś dziś ciekawego? – Jakby to wszystko, co robiłam, nie miało znaczenia. Jakby opieka nad naszym synem była czymś oczywistym, niewartym uwagi. Zaczęłam wątpić w siebie. Czy naprawdę nic nie robię? Czy jestem leniwa? Czy powinnam robić więcej?
Pewnego dnia, kiedy Kubuś miał wyjątkowo zły humor i płakał niemal bez przerwy przez kilka godzin, zadzwoniła moja mama. – Kochanie, musisz odpocząć – powiedziała cicho. – Poproś Michała o pomoc. – Ale jak mam prosić? On uważa, że ja tu siedzę i odpoczywam cały dzień! – wybuchnęłam przez łzy. Mama westchnęła tylko ciężko.
Wieczorem Michał wrócił do domu i od progu rzucił kurtkę na krzesło. – Co na obiad? – zapytał beznamiętnie. Wtedy nie wytrzymałam.
– Wiesz co? Spróbuj przez jeden dzień zrobić to wszystko, co ja robię! Zobaczysz wtedy, jak to jest!
On tylko wzruszył ramionami i poszedł do łazienki.
Przez kolejne dni narastało we mnie poczucie niesprawiedliwości i żalu. Czułam się coraz bardziej samotna. Wieczorami płakałam po cichu w łazience, żeby Kubuś nie słyszał. Zaczęłam unikać spotkań ze znajomymi – bałam się pytań o to, jak sobie radzę. Nie radziłam sobie.
Pewnej soboty postanowiłam wyjść z domu sama – pierwszy raz od miesięcy. Zostawiłam Kubusia z Michałem i wyszłam do sklepu po zakupy. Po godzinie wróciłam i zobaczyłam Michała siedzącego na podłodze z rozczochranym włosami i przerażeniem w oczach. Kubuś płakał w łóżeczku.
– On nie chce spać! – Michał był bliski łez.
– Wiem – odpowiedziałam spokojnie. – Tak wygląda mój każdy dzień.
Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu. Potem spuścił wzrok.
– Przepraszam – powiedział cicho.
Myślałam, że od tego momentu wszystko się zmieni. Ale życie to nie bajka. Michał zaczął pomagać trochę więcej – czasem przewinął Kubusia albo zrobił kolację. Ale wciąż czułam dystans między nami. Czułam się jak służąca we własnym domu.
Najgorsze były wieczory, kiedy Kubuś już spał, a ja siedziałam sama w kuchni z kubkiem zimnej herbaty i myślałam o tym, kim jestem. Czy jestem tylko matką? Czy już nie jestem kobietą? Gdzie podziały się moje marzenia?
Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego dnia zapisywałam swoje myśli i uczucia. To była moja jedyna ucieczka od codzienności. Pisałam o tym, jak bardzo brakuje mi rozmów z dorosłymi ludźmi, jak tęsknię za pracą i własną niezależnością. Pisałam też o tym, jak bardzo kocham Kubusia i jak bardzo boję się przyszłości.
Pewnego wieczoru Michał znalazł mój pamiętnik. Przeczytał kilka stron i przyszedł do mnie ze łzami w oczach.
– Nie wiedziałem… – wyszeptał.
– Bo nigdy nie pytałeś – odpowiedziałam cicho.
Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej. Michał zaczął doceniać to, co robię każdego dnia. Ale rany zostały. Wciąż boję się, że pewnego dnia znowu usłyszę: „Ty nic nie robisz cały dzień!”
Czasem zastanawiam się: ile kobiet słyszy te same słowa? Ile z nas czuje się niewidzialnych we własnych domach? Czy naprawdę musimy walczyć o szacunek za coś tak podstawowego jak opieka nad własnym dzieckiem?
Może ktoś z Was przeżył coś podobnego? Jak sobie z tym poradziliście? Czy można odzyskać poczucie własnej wartości po takich słowach?