Wyszłam za mąż w wieku 60 lat. Myślałam, że to będzie bajka, a okazało się koszmarem…

— Mamo, nie rób tego. Proszę cię, nie wychodź za niego — głos mojej córki, Emilii, drżał od łez i złości. Stałyśmy w kuchni, a ja ściskałam w dłoniach kubek z herbatą, jakby miał mnie ochronić przed tym, co nadchodziło.

Miałam 60 lat i pierwszy raz od dawna czułam się… zauważona. Po śmierci mojego męża życie stało się szare, przewidywalne. Emilia była moim całym światem, ale dorosła, miała swoje życie. Kiedy poznałam Marka na spotkaniu Uniwersytetu Trzeciego Wieku, poczułam się jak nastolatka. On był czarujący, dowcipny, potrafił słuchać. Przynosił mi kwiaty, zabierał do kina, a ja znów zaczęłam się śmiać.

— Mamo, on cię wykorzysta — powtarzała Emilia. — Przecież nawet nie wiesz, gdzie mieszkał przez ostatnie lata! Skąd się wziął? Dlaczego tak nagle pojawił się w twoim życiu?

Zbywałam jej obawy. Przecież miałam prawo do szczęścia. Czy to takie dziwne, że chcę jeszcze kochać i być kochaną? Marek był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam. Opowiadał o swoich podróżach po Polsce, o pracy w kopalni na Śląsku, o tym, jak stracił żonę i został sam. Wierzyłam mu. Chciałam wierzyć.

Ślub był skromny — tylko najbliżsi znajomi i Emilia. Pamiętam jej spojrzenie podczas składania przysięgi: pełne bólu i niedowierzania. Po wszystkim podeszła do mnie i szepnęła:

— Jeśli coś ci zrobi, nie licz na moją pomoc.

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Przecież byłam jej matką! Czy nie zasługiwałam na wsparcie?

Początek był piękny. Marek gotował obiady, przynosił mi kawę do łóżka, rozśmieszał mnie swoimi opowieściami. Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Coraz częściej znikał na całe dnie, tłumacząc się spotkaniami z kolegami. Zauważyłam też, że z portfela giną mi pieniądze. Najpierw myślałam, że to moja nieuwaga — przecież byłam już starsza, mogłam zapomnieć, ile miałam.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z zakupów i zastałam Marka przeszukującego moją szafkę nocną.

— Co robisz?! — krzyknęłam.

Zamarł z moją portmonetką w dłoni.

— Szukałem twoich okularów — wydukał.

Nie uwierzyłam mu. Od tamtej pory zaczęłam go obserwować. Zauważyłam, że dzwoni do kogoś po kryjomu, wychodzi wieczorami i wraca podpity. Zaczął być opryskliwy, wyśmiewał moje przyzwyczajenia.

— Ty zawsze musisz mieć wszystko pod linijkę! — krzyczał pewnego wieczoru. — Może dlatego twój pierwszy mąż cię zostawił!

Zamarłam. Mój pierwszy mąż nie odszedł — zmarł na raka. Marek wiedział o tym doskonale.

Zaczęły się awantury o pieniądze. Marek chciał sprzedać mój samochód — „bo przecież już nie jeżdżę”. Naciskał na przepisanie mieszkania na siebie.

— Przecież jesteśmy rodziną! — mówił słodkim głosem. — Chyba mi ufasz?

Czułam się coraz bardziej osaczona. Emilia przestała przychodzić w odwiedziny. Pisała tylko krótkie SMS-y: „Wszystko w porządku?” Nie chciałam jej martwić.

Pewnej nocy obudził mnie hałas w kuchni. Zeszłam na dół i zobaczyłam Marka z obcym mężczyzną. Szeptali coś nerwowo.

— Kto to jest?! — zapytałam drżącym głosem.

— To mój kuzyn — odpowiedział Marek szybko. — Przyszedł pożyczyć trochę pieniędzy.

Nie spałam już tej nocy. Rano zadzwoniłam do Emilii.

— Córciu… chyba popełniłam błąd.

Przyjechała natychmiast. Zobaczyła mnie zapuchniętą od płaczu i bez słowa przytuliła.

— Mamo, musisz go wyrzucić z domu — powiedziała stanowczo.

Bałam się konfrontacji z Markiem. Ale kiedy wrócił wieczorem pijany i zaczął wyzywać mnie od „starych głupich bab”, coś we mnie pękło.

— Wynoś się! — krzyknęłam przez łzy. — Nie chcę cię tu więcej widzieć!

Wyśmiał mnie i wyszedł trzaskając drzwiami. Przez kilka dni nie spałam ze strachu, że wróci. Ale nie wrócił.

Zgłosiłam sprawę na policję. Okazało się, że Marek był już notowany za wyłudzenia i oszustwa wobec starszych kobiet. Czułam się upokorzona i wykorzystana.

Emilia była przy mnie cały czas. Pomogła mi uporządkować sprawy finansowe i odzyskać spokój ducha.

Dziś wiem jedno: samotność potrafi być gorsza niż najgorszy wróg. Ale jeszcze gorsza jest naiwność i ślepa wiara w bajki po sześćdziesiątce.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę tak bardzo bałam się być sama? Czy to możliwe, by miłość w tym wieku była tylko iluzją? Co wy o tym myślicie?