Zostałam sama w ciąży, bo Kamil i jego matka nie chcą ślubu. Czy powinnam walczyć o ten związek?

– Nie rozumiesz, Martyna. Ja po prostu nie jestem gotowy – głos Kamila drżał, a ja czułam, jak moje serce rozpada się na kawałki. Stałam w kuchni jego rodziców, z rękami opartymi o blat, próbując złapać oddech. W brzuchu czułam już pierwsze ruchy naszego dziecka. – Kamil, to nie jest kwestia gotowości. Ja jestem w ciąży! – krzyknęłam, a łzy napłynęły mi do oczu. – Potrzebuję cię. Potrzebuję, żebyś był przy mnie, żebyś był ojcem, mężem…

Wtedy do kuchni weszła jego matka, pani Halina. Zawsze patrzyła na mnie z góry, jakbym była kimś gorszym. – Martyna, nie dramatyzuj. Kamil ma dopiero dwadzieścia cztery lata. Całe życie przed nim. Ślub to nie jest rozwiązanie na wszystko – powiedziała chłodno, poprawiając złotą bransoletkę na nadgarstku. – Lepiej, żebyście się dobrze zastanowili, zanim podejmiecie taką decyzję.

Czułam się jak intruz w ich domu. Kamil stał obok mnie, ale był jak cień. Nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. – Może… może zamieszkam na razie u rodziców – wymamrotał. – Muszę to wszystko przemyśleć.

Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. W przedpokoju spotkałam jego ojca, pana Andrzeja. – Martynko, nie przejmuj się Haliną. Ona zawsze była… trudna – powiedział cicho. – Ja ci pomogę. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, dzwoń do mnie, dobrze?

Chciałam mu podziękować, ale głos ugrzązł mi w gardle. Wyszłam na zewnątrz, czując, jak zimny wiatr przeszywa mnie na wskroś. Było już ciemno. Usiadłam na ławce pod blokiem i zaczęłam płakać. Byłam w czwartym miesiącu ciąży i nagle zostałam sama. Moi rodzice mieszkali w innym mieście, a ja nie miałam odwagi powiedzieć im prawdy. Wszyscy myśleli, że Kamil to odpowiedzialny chłopak, że będziemy rodziną.

Następne dni były jak koszmar. Kamil nie odbierał telefonu. Pisał tylko krótkie smsy: „Muszę to przemyśleć”, „Nie wiem, co robić”, „Nie naciskaj”. Jego matka przestała się do mnie odzywać. Tylko pan Andrzej czasem dzwonił i pytał, czy czegoś nie potrzebuję.

W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Koleżanki pytały, czy wszystko w porządku. – Tak, tak… po prostu jestem zmęczona – kłamałam. Wieczorami płakałam w poduszkę. Bałam się o dziecko. Bałam się o siebie.

Pewnego dnia postanowiłam pojechać do Kamila. Otworzyła mi pani Halina. – Czego chcesz? – zapytała bez cienia uprzejmości. – Chcę porozmawiać z Kamilem – odpowiedziałam stanowczo. – On nie chce z tobą rozmawiać. Daj mu spokój. Zrobisz mu tylko krzywdę tym naciskaniem – syknęła i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.

Stałam na klatce schodowej i czułam się jak śmieć. Wróciłam do domu i zadzwoniłam do mamy. – Mamo… jestem w ciąży – powiedziałam przez łzy. – Kamil mnie zostawił. Nie wiem, co robić.

Mama przyjechała następnego dnia. Przytuliła mnie mocno i powiedziała: – Martynko, dasz radę. Nie jesteś sama. My ci pomożemy.

Zaczęłam powoli układać sobie życie na nowo. Przeprowadziłam się do rodziców do Piotrkowa. Znalazłam pracę w sklepie spożywczym. Mama pomagała mi przy badaniach, tata woził mnie na wizyty do lekarza. Ale wciąż bolało. Każdego wieczoru patrzyłam na telefon i czekałam na wiadomość od Kamila.

W szóstym miesiącu ciąży dostałam list od pana Andrzeja. „Martynko, wiem, że Kamil zachował się podle. Przepraszam cię za niego i za Halinę. Jeśli będziesz chciała, zawsze możesz na mnie liczyć.”

Odpisałam mu dziękując i napisałam, że nie wiem, czy powinnam jeszcze walczyć o ten związek. Czy powinnam dać Kamilowi drugą szansę? Czy moje dziecko nie zasługuje na ojca?

Kilka tygodni później Kamil zadzwonił. – Martyna… możemy się spotkać? – zapytał niepewnie. Zgodziłam się. Spotkaliśmy się w kawiarni. Był blady, zmizerniały. – Przepraszam cię. Po prostu się przestraszyłem. Mama mówiła, że to zniszczy mi życie… Ale teraz wiem, że to była moja decyzja. Chcę być ojcem. Może nie jestem gotowy na ślub, ale chcę być przy tobie i dziecku.

Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony tęskniłam za nim, z drugiej – bałam się znowu zaufać. – Kamil… ja już nie wiem, czy potrafię ci zaufać – powiedziałam cicho. – Zostawiłeś mnie wtedy, kiedy najbardziej cię potrzebowałam.

– Wiem… Ale chcę to naprawić. Proszę cię, daj mi szansę – błagał.

Wróciłam do domu i długo rozmawiałam z mamą. – Martynko, to twoja decyzja. Ale pamiętaj: najważniejsze jest twoje dziecko i twoje szczęście – powiedziała.

Dziś jestem już mamą małego Antosia. Kamil odwiedza nas regularnie, pomaga finansowo i stara się być dobrym ojcem. Ale nie jesteśmy razem. Zrozumiałam, że nie mogę budować rodziny na strachu i presji. Czasem jeszcze boli, kiedy widzę szczęśliwe pary na spacerze z dziećmi. Ale wiem, że daję Antosiowi wszystko, co najlepsze.

Czy powinnam była walczyć o ten związek bardziej? Czy dziecko naprawdę potrzebuje obojga rodziców pod jednym dachem? A może czasem lepiej być samą, ale spokojną i silną? Co Wy o tym myślicie?