„Przepraszam, Marysiu. Spodziewałam się kogoś innego. Proszę, nie bądź zła”: Linda Wciąż Ma Nadzieję, Że Jej Dzieci Ją Odwiedzą

Linda mieszka tuż po drugiej stronie ulicy ode mnie, w urokliwym małym domku z białym płotkiem. Jesteśmy przyjaciółkami odkąd pamiętam. Nasza więź jest silna; ona zna każdy szczegół mojego życia, a ja znam każdy szczegół jej życia. Linda ma trójkę dzieci: Michała, Sarę i Emilię. Wychowywała je sama po tym, jak jej mąż odszedł, gdy dzieci były jeszcze bardzo małe. Linda nigdy nie wyszła ponownie za mąż; włożyła całą swoją miłość i energię w wychowanie swoich dzieci.

Jej dom jest pełen wspomnień z ich dzieciństwa—oprawione zdjęcia na ścianach, ręcznie robione prace z projektów szkolnych i zużyty fotel bujany, w którym czytała im bajki na dobranoc. Mimo dystansu, który teraz ich dzieli, miłość Lindy do jej dzieci nigdy nie osłabła.

Michał mieszka w Warszawie, pracując jako analityk finansowy. Sara przeprowadziła się do Krakowa, aby kontynuować karierę aktorską, a Emilia osiedliła się we Wrocławiu, gdzie pracuje jako pielęgniarka. Wszyscy mają zajęte życie, pełne obowiązków i zobowiązań, które uniemożliwiają im częste odwiedziny u matki.

Linda spędza większość swoich dni samotnie, dbając o swój ogród lub robiąc na drutach przy oknie. Często mówi o swoich dzieciach z mieszanką dumy i tęsknoty. „Michał właśnie awansował,” mówi z uśmiechem, albo „Najnowszy film Sary wychodzi w przyszłym miesiącu.” Ale zawsze jest w jej oczach nutka smutku, ciche życzenie, aby wracali do domu częściej.

Pewnego sobotniego popołudnia postanowiłam odwiedzić Lindę z świeżo upieczonym jabłecznikiem. Kiedy podchodziłam do jej werandy, zauważyłam, że już nakrywała stół do herbaty. „Och, Marysiu,” powiedziała, gdy mnie zobaczyła, „spodziewałam się kogoś innego. Proszę, nie bądź zła.”

Wiedziałam, kogo się spodziewała—swoich dzieci. Wspomniała wcześniej w tygodniu, że Michał może odwiedzić ją w ten weekend. Ale gdy godziny mijały i słońce zaczęło zachodzić, stało się jasne, że nie przyjedzie.

Siedziałyśmy razem na jej werandzie, popijając herbatę i jedząc jabłecznik. Linda próbowała ukryć swoje rozczarowanie, ale było to widoczne w sposobie, w jaki ciągle zerkała na drogę, mając nadzieję zobaczyć samochód Michała.

„Myślisz, że kiedykolwiek wrócą?” zapytała mnie cicho.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam ją uspokoić, powiedzieć jej, że oczywiście wrócą, że kochają ją i tęsknią za nią tak samo jak ona za nimi. Ale prawda była taka, że nie wiedziałam, czy wrócą.

Gdy wieczór stawał się coraz ciemniejszy, nadzieja Lindy zdawała się gasnąć wraz ze światłem. Westchnęła i wstała, zbierając puste filiżanki i talerze. „No cóż, może następnym razem,” powiedziała z wymuszonym uśmiechem.

Pomogłam jej posprzątać i potem wróciłam do domu, z ciężkim sercem pełnym smutku dla mojej drogiej przyjaciółki. Dzieci Lindy miały teraz swoje własne życie, pełne własnych radości i trudności. Ale w ich nieobecności zostawiły matkę, która wciąż na nie czekała, która wciąż miała nadzieję, że pewnego dnia wrócą do niej.

Linda nadal czeka, każdy dzień zlewa się z kolejnym w tej samej rutynie ogrodnictwa, robienia na drutach i nadziei. Jej dom pozostaje sanktuarium dla rodziny, którą kiedyś miała, świadectwem miłości i poświęcenia matki, która oddała wszystko dla swoich dzieci.

Ale gdy lata mijają i wizyty stają się coraz rzadsze, trudno nie zastanawiać się, czy nadzieja Lindy kiedykolwiek się spełni. Na razie pozostaje sama w swoim małym domku po drugiej stronie ulicy, czekając na dzień, kiedy jej dzieci w końcu wrócą do domu.