Gdy świat runął w jednej chwili: Historia zdrady, upadku i powrotu do życia
Wszystko wydarzyło się w jeden wieczór, który miał być jak każdy inny. Siedziałam przy kuchennym stole, czekając aż mój mąż wróci z pracy. Zegar wybił 22:00, a ja już czułam niepokój. Telefon milczał. W końcu usłyszałam klucz w zamku. Wszedł – zmęczony, ale dziwnie obcy.
– Cześć, Aniu – powiedział cicho, nie patrząc mi w oczy.
– Co się stało? – zapytałam, czując jak serce zaczyna walić mi w piersi.
– Musimy porozmawiać.
Te słowa zawsze zwiastują katastrofę. I tak było tym razem.
Mam na imię Anna. Mam 49 lat, dwóch dorosłych synów – Michała i Pawła – i do tamtej chwili miałam też męża, Tomasza. Przeżyliśmy razem 27 lat. Byliśmy zwyczajną rodziną z Piły. Praca, dom, dzieci, wakacje nad Bałtykiem, święta u teściów, kredyt na mieszkanie i wieczne remonty. Myślałam, że to wystarczy do szczęścia.
Tomasz usiadł naprzeciwko mnie. Widziałam, że walczy ze sobą.
– Aniu… Ja… Zakochałem się w kimś innym. Przepraszam.
Nie pamiętam co odpowiedziałam. Chyba nic. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Patrzyłam na niego jak na obcego człowieka. Mój Tomasz? Ten sam, który przez lata przynosił mi kawę do łóżka w niedzielę? Który płakał przy narodzinach naszych synów?
– To jakaś pomyłka – wyszeptałam w końcu.
– To nie jest pomyłka. To się dzieje od kilku miesięcy. Ma na imię Karolina. Jest młodsza ode mnie o piętnaście lat…
Zrobiło mi się niedobrze. Wstałam i pobiegłam do łazienki. Tam płakałam długo, tłumiąc szloch w ręcznik. Gdy wróciłam, Tomasza już nie było. Zostawił kartkę: „Przepraszam. Muszę się wyprowadzić.”
Następne dni były jak zły sen. Michał mieszkał już z narzeczoną w Poznaniu, Paweł studiował w Gdańsku. Zadzwoniłam do nich dopiero po tygodniu.
– Mamo, co się stało? – zapytał Michał zaniepokojony moim głosem.
– Tata… odszedł do innej – powiedziałam i znów się rozpłakałam.
Michał przyjechał następnego dnia. Był wściekły.
– Jak on mógł ci to zrobić?! Po tylu latach?!
Paweł był bardziej zamknięty w sobie, ale widziałam łzy w jego oczach podczas rozmowy przez Skype’a.
Najgorsze były plotki. Piła to nie Warszawa – tu wszyscy wszystko wiedzą szybciej niż sam zainteresowany. Sąsiadka z naprzeciwka zaczęła mnie unikać, a koleżanki z pracy szeptały za plecami.
– Słyszałaś? Tomasz zostawił Annę dla jakiejś młodej…
Czułam się upokorzona i winna. Zaczęłam analizować każdy szczegół naszego małżeństwa: czy byłam za mało atrakcyjna? Czy za dużo pracowałam? Czy za bardzo dbałam o dom, a za mało o siebie?
Moja teściowa, pani Jadwiga, zadzwoniła po dwóch tygodniach:
– Aniu, nie wiem co mu odbiło! Przecież zawsze byłaś dobrą żoną…
Ale potem dodała:
– Może powinnaś była bardziej dbać o siebie? Tomasz zawsze lubił zadbane kobiety…
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.
Przez pierwsze miesiące żyłam jak automat: praca-dom-praca-dom. Wieczorami płakałam do poduszki. Michał próbował mnie pocieszać:
– Mamo, nie możesz tak się poddawać! Tata jest dorosły i sam odpowiada za swoje decyzje!
Ale ja czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce i zostawił pustkę.
Pewnego dnia spotkałam Tomasza przypadkiem na rynku. Był z Karoliną – wysoką blondynką w czerwonym płaszczu.
– Cześć, Aniu – powiedział sztywno.
Karolina uśmiechnęła się do mnie szeroko:
– Dzień dobry!
Nie odpowiedziałam nic. Odwróciłam się i uciekłam do domu.
Wieczorem zadzwoniła moja mama:
– Aniu, musisz żyć dalej! Nie możesz pozwolić, żeby jedna kobieta zniszczyła ci życie!
Ale jak żyć dalej, kiedy wszystko przypomina o nim? Jego kubek na półce, jego koszula w szafie, zdjęcia ze ślubu…
Po pół roku zaczęły się kłopoty finansowe. Tomasz przestał płacić na mieszkanie.
– Nie mam teraz pieniędzy – tłumaczył przez telefon – Karolina straciła pracę i muszę jej pomóc…
Byłam wściekła:
– A ja? A nasze dzieci? My się nie liczymy?!
– Aniu, proszę cię…
Rozłączyłam się bez słowa.
Musiałam podjąć dodatkową pracę – sprzątałam biura wieczorami po pracy w urzędzie miasta. Czułam się upokorzona, ale nie miałam wyjścia.
Michał chciał mi pomagać finansowo, ale nie pozwoliłam mu na to.
– To ja jestem matką! Ja mam sobie poradzić!
W końcu przyszedł czas na rozwód. Tomasz przyszedł na rozprawę z Karoliną u boku. W sądzie próbował udawać ofiarę:
– Anna była zimna i obojętna… Potrzebowałem ciepła…
Nie wytrzymałam:
– To dlaczego przez 27 lat byłeś szczęśliwy?!
Sędzia spojrzała na mnie ze współczuciem.
Rozwód dostałam szybko, ale mieszkanie musieliśmy sprzedać i podzielić pieniądze. Znalazłam małe dwupokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta. Było ciasno i smutno.
Najgorszy był pierwszy samotny wieczór w nowym miejscu. Siedziałam na podłodze pośród kartonów i płakałam jak dziecko.
Ale potem coś się zmieniło. Michał przyjechał z narzeczoną Agatą i przywieźli pizzę.
– Mamo, urządzimy ci tu nowe życie! – powiedziała Agata z uśmiechem.
Zaczęliśmy malować ściany na żółto i zielono. Paweł przyjechał na weekend i powiesił półki.
Z czasem zaczęłam wychodzić z domu – najpierw do biblioteki, potem na spacery nad Gwdę. Zapisałam się na zajęcia jogi dla kobiet po 40-tce. Poznałam tam Ewę – wdowę po lekarzu – która stała się moją przyjaciółką.
Zaczęłyśmy chodzić razem do kina i na kawę.
Pewnego dnia Ewa zapytała:
– Aniu, a może spróbujesz randkowania przez internet?
Roześmiałam się:
– Ja? W tym wieku?
Ale spróbowałam – dla żartu. Poznałam kilku mężczyzn: jeden był nudny jak flaki z olejem, drugi chciał tylko przygody na jedną noc… Ale trzeci – Jacek – okazał się ciepłym człowiekiem po przejściach.
Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy – bez zobowiązań, bez presji. Po raz pierwszy od lat poczułam się atrakcyjna i ważna.
Tomasz próbował wrócić po roku:
– Aniu… Karolina mnie zostawiła… Popełniłem błąd…
Popatrzyłam mu prosto w oczy:
– Teraz już wiem, ile jestem warta. Nie wrócę do kogoś, kto mnie zdradził i upokorzył.
Odwrócił się bez słowa i wyszedł z mojego życia na zawsze.
Dziś mam 51 lat i czuję się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Mam swoje małe mieszkanie, synów którzy mnie kochają i przyjaciółkę Ewę u boku. Czasem jeszcze boli – zwłaszcza gdy widzę szczęśliwe pary na ulicy – ale wiem już jedno: życie można zacząć od nowa nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe.
Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? A może to początek czegoś nowego? Jak wy sobie radziliście po rozpadzie związku?