Ten dzień, kiedy zrozumiałam, że mój syn mnie nie słucha – nasza walka o szacunek i bliskość
– Kuba, proszę, odłóż ten telefon i posłuchaj mnie przez chwilę! – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. Siedzieliśmy przy stole, a zapach pieczonego kurczaka mieszał się z napięciem, które można było kroić nożem. Mąż, Tomek, zerkał na mnie z niepokojem, a młodsza córka, Zosia, bawiła się widelcem, udając, że nie słyszy naszej wymiany zdań.
Kuba miał czternaście lat i od kilku miesięcy coraz trudniej było do niego dotrzeć. Odpowiadał półsłówkami, zamykał się w swoim pokoju, a kiedy już był z nami – jak teraz – to i tak był gdzieś indziej. W jego oczach widziałam bunt i zmęczenie. W moich – bezradność.
– Mamo, przecież słucham – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Nie, Kuba. Nie słuchasz. Proszę cię, odłóż to na pięć minut. Chcę z tobą porozmawiać jak z dorosłym.
Westchnął teatralnie i rzucił telefon na stół. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Czułam, jak narasta we mnie złość pomieszana z żalem. Przecież chciałam tylko porozmawiać o szkole, o tym, co u niego słychać. Zamiast tego dostawałam mur.
– Kuba, czy ty w ogóle rozumiesz, dlaczego proszę cię o takie rzeczy? – zapytałam cicho.
Wzruszył ramionami.
– Bo jesteś matką i musisz się czepiać?
Tomek chrząknął nerwowo.
– Synu, twoja mama chce cię wysłuchać. To nie jest czepianie się.
Kuba przewrócił oczami. Zosia spojrzała na mnie z lękiem. Poczułam łzy pod powiekami.
Od kilku miesięcy nasze życie przypominało nieustanną walkę o granice. Kuba testował je na każdym kroku – wracał późno do domu, ignorował prośby o pomoc w domu, zamykał się w sobie. Czułam się coraz bardziej bezradna. Z Tomkiem kłóciliśmy się o to niemal codziennie.
– Może za bardzo go przyciskasz? – mówił mąż wieczorami, kiedy Kuba trzaskał drzwiami swojego pokoju.
– A może ty za bardzo mu pobłażasz? – odpowiadałam z goryczą.
Wiedziałam jednak, że to nie jest tylko jego wina. Odkąd wróciłam do pracy po urlopie wychowawczym z Zosią, byłam wiecznie zmęczona i rozdrażniona. Często nie miałam siły rozmawiać z dziećmi tak, jak bym chciała. Zamiast tego rzucałam polecenia i oczekiwałam posłuszeństwa.
Pewnego wieczoru usiadłam na łóżku Kuby. Było już późno, a on grał na komputerze ze słuchawkami na uszach.
– Kuba – powiedziałam cicho. – Musimy pogadać.
Zsunął słuchawki z niechęcią.
– O czym?
– O nas. O tym, co się dzieje między nami. Czuję, że się oddalamy.
Przez chwilę milczał.
– Bo wy mnie nie rozumiecie. Tylko wymagacie i wymagacie.
Zaskoczyło mnie to wyznanie. Usiadłam bliżej.
– Może masz rację. Ale ja też potrzebuję szacunku. Chciałabym wiedzieć, co się u ciebie dzieje. Martwię się o ciebie.
Odwrócił wzrok.
– W szkole jest ciężko… Koledzy się śmieją… Nie chce mi się gadać.
Poczułam ukłucie w sercu. Przez te wszystkie kłótnie nie zauważyłam jego samotności.
– Kuba… Przepraszam cię za to wszystko. Może za bardzo naciskałam…
Nie odpowiedział. Ale po chwili położył głowę na moim ramieniu. Siedzieliśmy tak w ciszy przez długą chwilę.
Następnego dnia postanowiłam spróbować inaczej. Zamiast wydawać polecenia, zapytałam:
– Kuba, czy możesz mi pomóc przy obiedzie? Chciałabym spędzić z tobą trochę czasu.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale w końcu przyszedł do kuchni. Kroiliśmy razem warzywa i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Po raz pierwszy od dawna poczułam między nami nić porozumienia.
Wieczorem Tomek przytulił mnie mocno.
– Widzisz? Może wystarczy trochę więcej cierpliwości…
Uśmiechnęłam się przez łzy.
To nie był koniec naszych problemów. Nadal zdarzały się kłótnie i trzaskanie drzwiami. Ale zaczęliśmy rozmawiać – naprawdę rozmawiać – a nie tylko wymieniać polecenia i pretensje.
Zosia też zaczęła się otwierać. Pewnego dnia przyszła do mnie i powiedziała:
– Mamo, ja też czasem czuję się niewidzialna…
Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie być bardziej uważna dla każdego z nich.
Dziś wiem jedno: wychowanie dzieci to nieustanna nauka – dla nich i dla nas. Granice są ważne, ale jeszcze ważniejsza jest bliskość i rozmowa. Czasem trzeba zejść z piedestału rodzica i po prostu być człowiekiem dla swojego dziecka.
Czy wy też czasem czujecie się bezradni wobec własnych dzieci? Jak radzicie sobie z budowaniem wzajemnego szacunku w rodzinie?