Moja synowa chce, żebym sprzedała mieszkanie na ich dom. Czy powinnam poświęcić wszystko dla rodziny?
– Mamo, to przecież logiczne! – głos Kasi przebił się przez ciszę kuchni, w której jeszcze przed chwilą pachniało świeżo zaparzoną kawą. – Przecież i tak jesteś sama, a my z Michałem potrzebujemy większego domu. To byłoby najlepsze dla wszystkich.
Patrzyłam na nią, jakby mówiła w obcym języku. Moje mieszkanie na warszawskim Mokotowie to nie tylko cztery ściany – to całe moje życie. Tu uczyłam się być wdową, tu płakałam po śmierci męża, tu świętowałam pierwsze kroki wnuczki. A teraz miałabym to wszystko oddać, bo synowa chce mieć ogród i dwa garaże?
Michał siedział przy stole, spuszczając wzrok na filiżankę. Zawsze był moim oczkiem w głowie. Po śmierci ojca to ja byłam dla niego wszystkim – matką, ojcem, przyjaciółką. Teraz miał własną rodzinę, a ja czułam się jak niepotrzebny mebel.
– Mamo, Kasia ma rację – odezwał się cicho. – Przecież nie zostawimy cię na lodzie. Możesz zamieszkać z nami albo kupić sobie coś mniejszego pod Warszawą. Pomożemy ci.
Zacisnęłam dłonie na obrusie. – A co jeśli nie chcę? Co jeśli to mieszkanie to jedyna rzecz, która mi została?
Kasia przewróciła oczami. – Zawsze jesteś taka uparta! Myślisz tylko o sobie! My chcemy zapewnić naszej córce lepsze życie, a ty się kurczowo trzymasz tych starych gratów.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Czy naprawdę byłam taka samolubna? Przecież całe życie poświęcałam się dla rodziny. Michał był moim światem, a teraz miałam poczucie, że jestem dla niego ciężarem.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit, słuchając odgłosów miasta za oknem. Wspominałam czasy, gdy Michał był mały i biegał po tym mieszkaniu z rozwianymi włosami. Pamiętałam, jak razem z mężem malowaliśmy ściany na żółto, żeby było weselej w pochmurne dni. Każdy kąt miał swoją historię.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka, pani Zosia.
– Słyszałam, że chcesz sprzedać mieszkanie? – zapytała z troską.
– Nie wiem… Synowa nalega. Chcą kupić dom pod Warszawą.
– A ty czego chcesz?
To pytanie dźwięczało mi w głowie przez cały dzień. Czego ja właściwie chcę? Czy mam prawo myśleć o sobie?
Przez kolejne tygodnie atmosfera gęstniała. Kasia coraz częściej dzwoniła, wypominając mi egoizm. Michał milczał lub unikał tematu. Nawet wnuczka zaczęła pytać: – Babciu, kiedy będziemy mieli ogród?
Pewnego dnia Kasia przyszła sama.
– Słuchaj – zaczęła bez ogródek – jeśli nie pomożesz nam teraz, nie wiem, jak sobie poradzimy. Michał jest przemęczony w pracy, ja też mam dość tego ciasnego mieszkania. Ty masz wszystko, a my nic.
Zrobiło mi się słabo. – Kasia… Ja naprawdę was kocham, ale to mieszkanie to mój dom.
– Dom to ludzie, nie ściany! – rzuciła ostro i wyszła trzaskając drzwiami.
Po tej rozmowie Michał przestał się odzywać na kilka dni. Czułam się jak zdrajca własnej rodziny. Zaczęłam rozważać sprzedaż mieszkania – może rzeczywiście jestem już za stara na samotność? Może lepiej zamieszkać z nimi?
Ale potem przypomniałam sobie wszystkie historie sąsiadek: o teściowych wyrzuconych na margines, o konfliktach pod jednym dachem. Czy naprawdę chcę być gościem we własnym życiu?
W końcu zaprosiłam Michała na rozmowę.
– Synku – zaczęłam drżącym głosem – czy ty naprawdę chcesz, żebym sprzedała mieszkanie?
Spojrzał na mnie z bólem w oczach. – Nie wiem… Kasia bardzo tego chce. Ja… Chciałbym cię mieć blisko, ale nie chcę cię zmuszać.
– A jeśli sprzedam mieszkanie i coś pójdzie nie tak? Jeśli się pokłócimy? Gdzie wtedy pójdę?
Michał milczał długo.
– Masz rację, mamo… Przepraszam. Chyba daliśmy się ponieść emocjom.
Przez kolejne dni atmosfera zaczęła się rozluźniać. Kasia była obrażona, ale Michał coraz częściej wpadał z wnuczką na herbatę. Zrozumiałam jedno: moje poczucie bezpieczeństwa jest równie ważne jak ich marzenia o domu.
Dziś patrzę przez okno na znajome drzewa i myślę: czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla innych? Czy rodzina to tylko wspólne ściany i kredyty? A może najważniejsze jest to, żeby każdy miał swoje miejsce na ziemi?