Moja najlepsza przyjaciółka wyszła za mojego byłego. Po latach odkryłam, co naprawdę planował…

— Nie wierzę, że to robisz, Anka! — krzyknęłam przez łzy, stojąc na klatce schodowej jej bloku. Było zimno, śnieg skrzypiał pod butami, a ja trzęsłam się bardziej z emocji niż z mrozu. — Przecież wiesz, jak bardzo mnie zranił! Jak możesz mu ufać?

Anka patrzyła na mnie z tym swoim upartym wyrazem twarzy, który znałam od podstawówki. — Ola, to już przeszłość. Ty i Bartek… to się skończyło. On się zmienił. Ja go kocham.

Wtedy pierwszy raz poczułam się naprawdę samotna. Straciłam chłopaka, ale jeszcze bardziej — przyjaciółkę. Przez kolejne miesiące unikałam ich jak ognia. W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku, ale wieczorami płakałam w poduszkę. Mama powtarzała: „Czas leczy rany”, ale ja nie wierzyłam w żadne mądrości.

Bartek był moją pierwszą wielką miłością. Poznaliśmy się na studiach w Warszawie, zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Był czarujący, dowcipny, potrafił rozbroić mnie jednym spojrzeniem. Ale z czasem zaczął mnie ranić — najpierw drobnymi kłamstwami, potem zdradą. Gdy przyłapałam go z inną dziewczyną, świat mi się zawalił.

Anka była wtedy przy mnie. Przynosiła lody i wino, przeklinała Bartka razem ze mną. Przysięgała, że nigdy nie pozwoli mi cierpieć przez niego ponownie. Dlatego gdy kilka miesięcy później wyznała mi, że są razem, poczułam się zdradzona podwójnie.

Przez lata próbowałam ułożyć sobie życie na nowo. Spotykałam się z różnymi facetami — Michał był miły, ale nudny; Tomek zabawny, ale wiecznie zajęty; Paweł… Paweł był tylko przelotem. Żaden nie potrafił sprawić, żebym zapomniała o Bartku i Ance.

Czasem widywałam ich razem na mieście — ona uśmiechnięta, on pewny siebie jak zawsze. W końcu przestałam chodzić do naszych ulubionych miejsc. Zmieniłam fryzurę, pracę, nawet mieszkanie. Ale wspomnienia wracały nocami.

Minęły trzy lata. Pewnego dnia dostałam wiadomość na Messengerze:

„Olu, musimy pogadać. To ważne.”

Bartek.

Zignorowałam ją. Potem kolejną i kolejną. W końcu zadzwonił.

— Ola… proszę cię, spotkajmy się. To nie jest to, co myślisz.

— Nie mam o czym z tobą rozmawiać — odpowiedziałam chłodno.

— To o Ankę chodzi. Ona… ona nie jest szczęśliwa. Ja też nie.

Zawahałam się. Coś w jego głosie sprawiło, że poczułam ukłucie ciekawości i… litości?

Spotkaliśmy się w kawiarni na Mokotowie. Bartek wyglądał inaczej — zmęczony, przygarbiony, bez tego dawnego błysku w oku.

— Ola… ja nigdy nie przestałem o tobie myśleć — zaczął cicho. — Z Anką próbowałem być szczęśliwy, ale to nie to samo. Ona wie, że coś jest nie tak.

— Po co mi to mówisz? — przerwałam mu ostro.

— Bo chcę zacząć od nowa. Z tobą.

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę go uderzyć albo wybuchnąć śmiechem.

— Ty chyba żartujesz! Po tym wszystkim? Po tym, jak zostawiłeś mnie dla mojej najlepszej przyjaciółki?

Bartek spuścił wzrok.

— To nie było tak… Ona była wtedy przy mnie, kiedy wszystko się sypało. Myślałem, że to uczucie… Ale to była tylko ucieczka przed samotnością.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie miałam tysiące pytań: Czy powinnam powiedzieć Ance? Czy Bartek mówi prawdę? Czy naprawdę można zacząć od nowa?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Anka.

— Ola… muszę ci coś powiedzieć — jej głos drżał. — Bartek chce odejść. Mówi, że nigdy mnie nie kochał tak jak ciebie.

Milczałam długo.

— Wiedziałaś o tym? — zapytała cicho.

— Wczoraj się dowiedziałam — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Myślisz… myślisz, że powinnam walczyć o niego?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez tyle lat żywiłam do niej żal i gniew, ale teraz widziałam w niej tylko zagubioną kobietę, która tak samo jak ja dała się zwieść temu samemu mężczyźnie.

Przez kolejne tygodnie Anka dzwoniła coraz rzadziej. W końcu napisała krótkiego SMS-a: „Wyjeżdżam do siostry do Gdańska. Muszę odpocząć.”

Bartek próbował jeszcze kilka razy się ze mną spotkać. Za każdym razem odmawiałam.

Któregoś wieczoru usiadłam sama w kuchni z kubkiem herbaty i spojrzałam na swoje odbicie w oknie. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: przez lata żyłam przeszłością i cudzymi wyborami zamiast własnym życiem.

Dziś wiem jedno: czasem największą odwagą jest wybaczyć — sobie i innym — i pójść dalej bez oglądania się za siebie.

Czy można naprawdę zaufać komuś po zdradzie? A może lepiej nauczyć się ufać przede wszystkim sobie?