„Moja matka mnie oszukała i wszystko zapisała siostrze”: Historia rodzinnej zdrady i walki o sprawiedliwość

– To nie jest twoje mieszkanie, Anka. Mama wszystko zapisała na mnie. – Głos Magdy był zimny, niemal obcy. Stałyśmy naprzeciwko siebie w salonie mojego mieszkania na warszawskim Mokotowie, a ja czułam, jak świat usuwa mi się spod nóg.

Jeszcze tydzień temu razem płakałyśmy nad trumną mamy. Wtedy wydawało mi się, że jesteśmy sobie bliższe niż kiedykolwiek. Ale teraz, gdy opadł kurz po pogrzebie, pojawiły się dokumenty, testamenty i… prawda. Prawda, która bolała bardziej niż śmierć rodziców.

W głowie miałam mętlik. „Jak to możliwe? Przecież mama zawsze mówiła, że wszystko będzie po równo. Przecież tata kupił to mieszkanie specjalnie dla mnie, kiedy zaczęłam studia. Przecież… przecież jesteśmy rodziną!”

– Magda, co ty mówisz? – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Przecież tu mieszkam od dziesięciu lat! To jest mój dom!

Magda wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie z góry. – Mama zmieniła testament rok temu. Wszystko przeszło na mnie. Ty masz swoje życie, ja mam swoje. Potrzebuję tego mieszkania.

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W mojej głowie przewijały się obrazy z dzieciństwa: jak razem z Magdą bawiłyśmy się w ogrodzie pod domem w Piasecznie, jak mama piekła dla nas szarlotkę, jak tata zabierał nas na rowery. Wszystko to nagle wydało mi się kłamstwem.

– Ale dlaczego? – zapytałam cicho. – Dlaczego mama tak zrobiła?

Magda spojrzała gdzieś w bok. – Może dlatego, że zawsze byłaś tą lepszą? Zawsze miałaś wszystko podane na tacy. Ja musiałam walczyć o każdy okruch uwagi.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Czy naprawdę tak mnie widziała? Czy mama też tak myślała?

Po śmierci taty trzy lata temu wszystko się zmieniło. Mama zamknęła się w sobie, a ja starałam się być przy niej jak najczęściej. Magda wyjechała wtedy do Krakowa za pracą i widywałyśmy się rzadko. Myślałam, że rozumie moją sytuację – byłam wtedy świeżo po rozwodzie, sama z dwójką dzieci.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo mamy z ostatnich miesięcy. Czy coś przeoczyłam? Czy była na mnie zła? Czy naprawdę faworyzowałam Magdę mniej niż siebie?

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do notariusza zobaczyć testament. Siedziałam w zimnym biurze naprzeciwko pani notariusz i czułam się jak intruz we własnym życiu.

– Pani Anna Nowak? – zapytała urzędowo.
– Tak…
– Proszę bardzo, oto kopia testamentu pani matki.

Przeczytałam dokument kilka razy. Wszystko było jasne: mieszkanie na Mokotowie oraz dom w Piasecznie przechodziły na Magdalenę Nowak. Ja miałam dostać „pamiątki rodzinne”.

Pamiątki rodzinne… Stary zegar po dziadku i kilka zdjęć w ramkach.

Wyszłam z kancelarii z poczuciem upokorzenia i żalu. Z jednej strony czułam gniew na mamę – jak mogła mi to zrobić? Z drugiej strony miałam żal do siebie: może rzeczywiście byłam zbyt zajęta własnym życiem? Może nie zauważyłam, że Magda potrzebuje pomocy?

Wieczorem zadzwonił do mnie mój były mąż, Tomek.

– Anka, słyszałem od dzieci, że coś się dzieje…
– Mama wszystko zapisała Magdzie – powiedziałam bez ogródek.
– Ale jak to? Przecież to twoje mieszkanie!
– Już nie…

Tomek milczał przez chwilę.
– Może powinnaś walczyć? Przecież masz dzieci, one też mają prawo do tego domu.

Wiedziałam, że ma rację. Ale czy naprawdę chcę ciągać się po sądach z własną siostrą?

Następnego dnia Magda przyszła do mojego mieszkania bez zapowiedzi.
– Musisz się wyprowadzić do końca miesiąca – powiedziała chłodno.
– Magda…
– Nie chcę słuchać tłumaczeń. To moje mieszkanie. Potrzebuję go dla siebie i Pawła.

Poczułam, jak ogarnia mnie panika. Gdzie pójdę z dziećmi? Wynajem w Warszawie kosztuje fortunę, a ja ledwo wiążę koniec z końcem po rozwodzie.

Zadzwoniłam do prawnika znajomej.
– Ma pani prawo do zachowku – powiedział spokojnie mecenas Kaczmarek. – Ale to oznacza proces sądowy i konflikt rodzinny.

Siedziałam wieczorem przy kuchennym stole i patrzyłam na dzieci bawiące się w pokoju obok. Ola miała dopiero siedem lat, a Michał dziesięć. Jak im to wszystko wytłumaczę?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciocia Basia.
– Aniu, słyszałam o wszystkim od Magdy…
– Ciociu, ja nie wiem co robić…
– Twoja mama bardzo cierpiała po śmierci taty. Może nie była sobą… Ale pamiętaj: rodzina jest ważniejsza niż pieniądze.

Ale czy naprawdę? Czy rodzina jest ważniejsza niż dach nad głową moich dzieci?

Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z Magdą. Prosiłam ją o kompromis – może sprzedaż mieszkania i podział pieniędzy? Może chociaż pozwoli nam zostać do końca roku?

Za każdym razem słyszałam tylko: „Nie”.

W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam:
– Dlaczego jesteś taka okrutna? Przecież jesteśmy siostrami!
Magda spojrzała na mnie z pogardą:
– Ty zawsze miałaś wszystko lepiej! Teraz moja kolej!

Zrozumiałam wtedy, że straciłyśmy coś więcej niż tylko mieszkanie. Straciłyśmy siebie nawzajem.

Ostatecznie zdecydowałam się walczyć o zachowek w sądzie. Wiedziałam, że to oznacza koniec naszej relacji na długie lata – jeśli nie na zawsze.

Proces był długi i bolesny. Słuchałam zeznań Magdy, która przedstawiała mnie jako egoistkę i materialistkę. Słuchałam cioci Basi próbującej łagodzić konflikt. Słuchałam własnych dzieci pytających: „Mamo, dlaczego ciocia nas nie lubi?”

Po roku sąd przyznał mi zachowek – dostałam część wartości mieszkania i domu w Piasecznie. Wystarczyło na skromne dwupokojowe mieszkanie na Ursynowie.

Ale czy było warto?

Dziś mijają dwa lata od śmierci mamy. Z Magdą nie rozmawiamy – mijamy się czasem na ulicy jak obce osoby.

Często wracam myślami do tamtych dni i pytam siebie: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy rodzina naprawdę jest ważniejsza niż sprawiedliwość? A może czasem trzeba wybrać siebie?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między rodziną a własnym szczęściem?