To nie ten mężczyzna, którego poślubiłam: Historia rozpadu mojego małżeństwa z Wincetem
– Znowu spóźniłaś się z obiadem, Alexa. Czy ty naprawdę nie potrafisz niczego zrobić na czas? – głos Winceta odbijał się echem w kuchni, a ja stałam z łyżką w ręku, czując jak łzy napływają mi do oczu. Aria i Jacek siedzieli przy stole, wpatrując się w swoje talerze, udając, że nie słyszą. Ale przecież słyszeli wszystko. Słyszeli już od miesięcy.
Jeszcze dwa lata temu byliśmy szczęśliwi. Wincet śmiał się z moich żartów, całował mnie na dobranoc i wspólnie planowaliśmy przyszłość. Kiedy urodziły się bliźniaki, świat wydawał się pełen nadziei. Ale potem jego matka – pani Helena – zaczęła coraz częściej nas odwiedzać. Najpierw pomagała przy dzieciach, potem zaczęła komentować wszystko: od sposobu, w jaki przewijam dzieci, po to, jak gotuję rosół.
– Alexa, ty nawet nie umiesz zrobić porządnego rosołu! – mówiła z przekąsem, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. – Wincet zawsze lubił taki, jak robiłam ja.
Wincet początkowo mnie bronił. Ale z czasem zaczął powtarzać jej słowa. Najpierw żartem, potem coraz poważniej. Zaczęłam czuć się jak intruz we własnym domu. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub cichym dniem.
Pamiętam jeden wieczór szczególnie wyraźnie. Siedzieliśmy w salonie, dzieci spały. Wincet przeglądał telefon.
– Może byś się w końcu czymś zajęła? – rzucił bez podnoszenia wzroku.
– Przecież cały dzień zajmuję się domem i dziećmi – odpowiedziałam cicho.
– Moja mama mówi, że ona dawała radę z trójką i jeszcze pracowała na pół etatu. Ty masz tylko dwójkę i cały dzień siedzisz w domu.
Zacisnęłam pięści. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że to nic nie da. Wincet był już po drugiej stronie barykady.
Zaczęłam szukać wsparcia u przyjaciółek. Marta mówiła: „Alexa, musisz postawić granice! Nie możesz pozwolić, żeby teściowa rządziła twoim życiem!” Ale jak postawić granice, kiedy własny mąż cię nie słucha?
Pewnego dnia Helena przyszła bez zapowiedzi. Zastała mnie w dresie, z rozczochranymi włosami i płaczącą Arią na rękach.
– No pięknie – westchnęła teatralnie. – W takim stanie dom prowadzisz? Co by ludzie powiedzieli?
Wieczorem Wincet wrócił z pracy i od progu zaczął narzekać:
– Mama mówiła, że znowu był bałagan. Czy ty naprawdę nie możesz się ogarnąć?
Wtedy coś we mnie pękło.
– Może powinieneś zamieszkać z mamusią! – wykrzyczałam przez łzy.
Dzieci obudziły się i zaczęły płakać. Wincet spojrzał na mnie z pogardą.
– Może powinnaś się leczyć – rzucił zimno i wyszedł trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory było już tylko gorzej. Zaczęłam mieć problemy ze snem. Bałam się każdego poranka, bo wiedziałam, że czeka mnie kolejny dzień krytyki i upokorzeń. Próbowałam rozmawiać z Wincetem:
– Pamiętasz, jak byliśmy szczęśliwi? Co się z nami stało?
– Ty się stałaś – odpowiedział bez emocji.
Czułam się coraz bardziej samotna. Dzieci zaczęły pytać:
– Mamo, dlaczego tata na ciebie krzyczy?
Nie umiałam im odpowiedzieć.
Któregoś dnia znalazłam w szafie walizkę spakowaną przez Winceta.
– Co to ma znaczyć? – zapytałam drżącym głosem.
– Może powinnaś wyjechać na jakiś czas do swoich rodziców. Odpoczniesz. Ja też odpocznę.
Nie wyjechałam. Nie chciałam zostawiać dzieci samych z ojcem i babcią Heleną. Ale od tamtej pory żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Każdy dzień był walką o przetrwanie.
Czasem łapię się na tym, że tęsknię za dawnym Wincetem. Za tym mężczyzną, którego kochałam i który kochał mnie bezwarunkowo. Ale on już nie wróci.
Dziś patrzę na swoje odbicie w lustrze i zastanawiam się: kiedy straciłam siebie? Czy można jeszcze uratować coś, co tak bardzo się rozpadło? A może lepiej odejść i zacząć wszystko od nowa?
Czy ktoś z was też czuł się kiedyś tak samotny wśród najbliższych? Jak znaleźć w sobie siłę, by zawalczyć o własne szczęście?