Mąż odszedł, gdy nasza córka miała dwa lata. Po piętnastu latach wrócił, a ja musiałam zmierzyć się z prawdą, której się nie spodziewałam

– Mamo, powiedz mi prawdę! – krzyknęła Ola, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Jej głos drżał od gniewu i rozczarowania. Stałam przy kuchennym stole, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. W tej chwili poczułam się jak ktoś obcy we własnym domu.

Nie tak wyobrażałam sobie nasze życie. Kiedy Piotr odszedł, Ola miała zaledwie dwa lata. Pamiętam ten dzień do dziś – był listopadowy wieczór, padał deszcz, a on spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Zostałyśmy same. Przez lata brałam każdą możliwą pracę: sprzątałam biura, pracowałam na kasie w Biedronce, dorabiałam jako opiekunka do dzieci sąsiadów. Wszystko po to, by Ola miała to, czego ja nigdy nie miałam – poczucie bezpieczeństwa i szansę na lepszą przyszłość.

Ale teraz, gdy Ola ma siedemnaście lat i przygotowuje się do matury, nasza relacja zaczęła się sypać. Zaczęło się niewinnie – od drobnych kłótni o bałagan w pokoju czy spóźnienia do szkoły. Ale kilka tygodni temu znalazła w mojej szafce kopertę z pieniędzmi. To były oszczędności na jej studia, które odkładałam przez lata. Zamiast wdzięczności zobaczyłam w jej oczach podejrzliwość.

– Skąd masz tyle pieniędzy? – zapytała z wyrzutem.
– Odkładałam dla ciebie, na przyszłość – odpowiedziałam spokojnie.
– Kłamiesz! Tata mówił, że zawsze coś kombinowałaś!

Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Piotr wrócił do naszego życia niespodziewanie, po piętnastu latach ciszy. Najpierw napisał do Oli na Facebooku, potem zaczęli się spotykać. Byłam przeciwna tym kontaktom, ale nie mogłam jej zabronić poznania ojca. Nie spodziewałam się jednak, że Piotr zacznie ją nastawiać przeciwko mnie.

Ola coraz częściej wracała do domu rozdrażniona, rzucała mi w twarz oskarżenia o to, że to przeze mnie Piotr odszedł, że ukrywałam przed nią prawdę o ich relacji. Czułam się bezsilna. Próbowałam rozmawiać z Piotrem:

– Dlaczego to robisz? – zapytałam go pewnego dnia na klatce schodowej.
– Chcę tylko znać własną córkę – odpowiedział chłodno. – Ty zawsze wszystko kontrolowałaś.

Nie poznawałam go. Kiedyś był czuły i opiekuńczy, a teraz widziałam w nim obcego człowieka. Ola coraz bardziej oddalała się ode mnie. Przestałyśmy rozmawiać przy kolacji, zamykała się w swoim pokoju na całe godziny.

Pewnego wieczoru usłyszałam jej płacz za ścianą. Weszłam do pokoju bez pukania.

– Olu, proszę cię… porozmawiajmy.
– Nie chcę! – krzyknęła przez łzy. – Tata mówił, że zabrałaś mu wszystko! Że przez ciebie nie mógł mnie widywać!

Usiadłam obok niej na łóżku i po raz pierwszy od lat pozwoliłam sobie na łzy.

– To nieprawda… Piotr sam odszedł. Nie chciał być ojcem ani mężem. Próbowałam go zatrzymać dla ciebie, ale on wybrał inną kobietę…

Ola patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

– Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?
– Chciałam cię chronić…

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Wtedy Ola wyciągnęła z szuflady list.

– To zostawił tata…

Przeczytałam go drżącymi rękami. Piotr pisał o tym, jak żałuje swojej decyzji sprzed lat, jak nie potrafił poradzić sobie z odpowiedzialnością i uciekł. Pisał też o tym, że nie potrafi wybaczyć sobie tego, co zrobił.

Wtedy zrozumiałam, że Ola potrzebuje prawdy – nawet tej najtrudniejszej. Następnego dnia zaprosiłyśmy Piotra na rozmowę. Siedzieliśmy przy stole jak obcy ludzie.

– Piotrze, powiedz Oli prawdę – poprosiłam cicho.
On spuścił wzrok.
– To ja uciekłem… Bałem się życia rodzinnego. Anna nigdy cię przede mną nie ukrywała.

Ola rozpłakała się i wybiegła z mieszkania. Zostałam sama z Piotrem.

– Dlaczego wróciłeś? – zapytałam szeptem.
– Chciałem naprawić to, co zepsułem…

Nie odpowiedziałam mu nic więcej. Przez kolejne dni Ola milczała. W końcu przyszła do mnie wieczorem i wtuliła się w moje ramiona.

– Przepraszam, mamo…
– Ja też przepraszam…

Od tamtej pory powoli odbudowujemy naszą relację. Piotr pojawia się czasem na rodzinnych spotkaniach, ale już nie ma między nami żalu ani pretensji. Zrozumiałam, że czasem trzeba pozwolić przeszłości odejść i skupić się na tym, co najważniejsze – na miłości i wzajemnym zaufaniu.

Często zastanawiam się: ile jeszcze rodzin musi przejść przez podobne piekło? Czy naprawdę tak trudno jest mówić sobie prawdę? Może gdybyśmy byli ze sobą szczerzy od początku, uniknęlibyśmy tylu łez…