Zagubione szczęście. Opowieść Kingi o walce z codziennością
Stałam przy oknie mojej maleńkiej kuchni, patrząc na szare, listopadowe niebo. Deszcz bębnił o parapet, a ja ściskałam w dłoni dwie ostatnie pięćdziesiątki. Do wypłaty został tydzień. Kacper, mój dziesięcioletni syn, poprosił rano o nowe buty. „Mamo, wszyscy w klasie mają już takie sportowe z Nike’a…” – powiedział cicho, patrząc na swoje stare trampki z przetartą podeszwą. Serce ścisnęło mi się boleśnie. Jak mu wytłumaczyć, że znowu musi poczekać? Że nie stać nas nawet na zwykłe zakupy spożywcze, a co dopiero na markowe buty?
Usłyszałam szuranie krzesła w pokoju. Kacper odrabiał lekcje przy kuchennym stole, bo tylko tu było ciepło. „Mamo, a tata kiedy przyjedzie?” – zapytał nagle. Zamarłam. Od rozwodu minęły dwa lata, a Rafał widywał się z synem coraz rzadziej. Ostatnio nawet nie zadzwonił na urodziny Kacpra. „Nie wiem, kochanie. Może w weekend?” – skłamałam, bo przecież nie mogłam powiedzieć prawdy: że tata ma nową rodzinę i dla nas nie ma już miejsca.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam liczyć drobne w portfelu. Musiałam zdecydować: chleb i mleko czy może coś na obiad? W lodówce zostało tylko trochę margaryny i jajko. Zrobię naleśniki – pomyślałam – Kacper je lubi. Ale czy to wystarczy na kolację i śniadanie? Przez głowę przemykały mi myśli o tym, jak bardzo zawiodłam jako matka. Przecież miałam być kimś więcej niż tylko zmęczoną kobietą walczącą o przetrwanie.
Telefon zadzwonił nagle, przeszywając ciszę kuchni. To była mama. „Kinga, kiedy wreszcie znajdziesz sobie porządną pracę? Przecież nie możesz całe życie siedzieć na kasie w Biedronce!” – jej głos był ostry jak brzytwa. Zacisnęłam zęby. „Mamo, próbuję… Ale teraz nie jest łatwo…” – odpowiedziałam cicho. „Nie jest łatwo? Ty zawsze masz wymówki! Gdybyś posłuchała mnie i została z Rafałem…” – westchnęła ciężko. Poczułam znajome ukłucie wstydu i gniewu. Czy naprawdę nikt nie rozumie, jak bardzo się staram?
Wieczorem Kacper zasnął przy bajce, a ja usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Cicho, żeby go nie obudzić. W głowie miałam słowa mamy, spojrzenie syna i własne zmęczenie. Czasem wydawało mi się, że jestem przezroczysta – niewidzialna dla świata, dla rodziny, nawet dla samej siebie.
Następnego dnia w pracy szefowa znowu zwróciła mi uwagę: „Kinga, szybciej z tym wykładaniem towaru! Klienci czekają!” Przeprosiłam i schyliłam głowę. Koleżanki z działu rozmawiały o wakacjach w Egipcie i nowych kurtkach dla dzieci. Słuchałam ich ukradkiem i czułam się coraz mniejsza.
Po południu odebrałam Kacpra ze świetlicy. Był smutny. „Mamo, pani powiedziała, że muszę mieć strój na WF…” – szepnął nieśmiało. Westchnęłam ciężko. „Postaram się coś wymyślić” – obiecałam, choć sama nie wierzyłam we własne słowa.
Wieczorem zadzwoniła siostra – Magda. „Kinga, może przyjedziesz do nas na niedzielny obiad? Dzieciaki się pobawią…” – zaproponowała radośnie. Wiedziałam jednak, że jej mąż nie przepada za mną od czasu rozwodu. „Dziękuję, Magda… Może innym razem” – odpowiedziałam wymijająco.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły się w głowie: co będzie dalej? Czy dam radę utrzymać mieszkanie? Czy Kacper wybaczy mi kiedyś te wszystkie braki? Czy sama jeszcze potrafię być szczęśliwa?
W piątek po pracy poszłam do sklepu po najtańszy chleb i mleko w promocji. Przy kasie spotkałam sąsiadkę z parteru – panią Zofię. „Kinga, tak ładnie wychowujesz syna… Ale wyglądasz na bardzo zmęczoną” – powiedziała cicho i podała mi reklamówkę z jabłkami. „Mam za dużo, weź dla Kacperka” – uśmiechnęła się ciepło. Łzy napłynęły mi do oczu.
W domu Kacper rzucił mi się na szyję: „Mamo! Dostałem piątkę z matematyki!” Uśmiechnęłam się przez łzy i poczułam coś dziwnego – jakby przez chwilę świat był trochę mniej szary.
W weekend zadzwonił Rafał: „Kinga, nie dam rady przyjechać po Kacpra w tym miesiącu… Mam dużo pracy.” Głos miał obojętny. „Rozumiem” – odpowiedziałam krótko i odłożyłam słuchawkę.
Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Zastanawiałam się: czy to już wszystko? Czy tak będzie wyglądać moje życie przez kolejne lata?
Czasem myślę, że szczęście to coś, co zgubiłam po drodze – między rachunkami a zmęczeniem, między marzeniami a rzeczywistością. Ale kiedy patrzę na śpiącego Kacpra, czuję jeszcze iskierkę nadziei.
Czy można odnaleźć szczęście na nowo? Czy wystarczy mi siły, by jeszcze raz spróbować? Może ktoś z was zna odpowiedź…