Odkrycie, które zmieniło wszystko: Jak remont piwnicy wywrócił moje życie do góry nogami
— Michał, po co ci ten remont? Przecież i tak tu nikt nie schodzi — usłyszałem głos mojej żony, Magdy, kiedy znowu schodziłem do piwnicy z łomem i latarką. Wzruszyłem ramionami, choć w środku aż kipiałem z frustracji. Od miesięcy nie mogłem znaleźć pracy, a ten dom po dziadku na Pradze był jedynym, co mi zostało. Chciałem go odnowić, sprzedać i zacząć od nowa. Może wtedy Magda przestałaby patrzeć na mnie z takim rozczarowaniem.
Piwnica była stara, wilgotna, śmierdziała stęchlizną i czymś jeszcze — jakby historią, której nikt nie chciał pamiętać. Zacząłem skuwać tynk ze ściany przy starym piecu. W pewnym momencie łom uderzył w coś twardego. Zamarłem. Przez chwilę myślałem, że to po prostu kolejny kamień, ale kiedy odsunąłem gruz, zobaczyłem metalową skrzynię.
Serce waliło mi jak młot. — Magda! — krzyknąłem. — Chodź tu na chwilę!
Zbiegła po schodach, zniecierpliwiona. — Co znowu?
— Zobacz to — powiedziałem cicho, wskazując na skrzynię.
Otworzyliśmy ją razem. W środku leżały złote monety i sztabki, każda z wybitym orłem i datą sprzed ponad stu lat. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, nie wierząc własnym oczom.
— To chyba żart… — wyszeptała Magda.
Ale to nie był żart. Zaczęliśmy gorączkowo przeliczać zawartość skrzyni. Potem kolejne dwie, ukryte głębiej w murze. Z każdą monetą rosło napięcie i… strach.
Wieczorem siedzieliśmy przy kuchennym stole, patrząc na siebie jak obcy ludzie.
— Co teraz? — spytała Magda.
Nie wiedziałem. Przez całą noc nie zmrużyłem oka. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy zgłosić to na policję? Czy zatrzymać? Czy ktoś się o tym dowie?
Następnego dnia zadzwoniłem do mojego brata, Pawła. Zawsze byliśmy blisko, ale od kiedy straciłem pracę, nasza relacja się ochłodziła.
— Michał, nie rób głupot — powiedział Paweł, kiedy opowiedziałem mu o skarbie. — Takie rzeczy się zgłasza. Poza tym… może to nie jest bezpieczne?
Ale w jego oczach widziałem coś jeszcze — zazdrość? Chciwość? Sam już nie wiedziałem.
Wieści rozeszły się szybciej niż myślałem. Najpierw sąsiadka z dołu zaczęła wypytywać o hałasy w piwnicy. Potem pojawił się jakiś dziwny typ pod domem — niby szukał kota, ale czułem, że coś jest nie tak.
Magda zaczęła się bać.
— Michał, ja chcę wyjechać! — krzyczała pewnej nocy, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi o drugiej nad ranem i uciekł.
— Nie możemy tak po prostu zostawić wszystkiego! — odpowiedziałem zdesperowany.
W końcu zdecydowałem się zgłosić sprawę do urzędu konserwatorskiego. Przyjechali urzędnicy, policja, dziennikarze… Nasz dom zamienił się w oblężoną twierdzę. Każdy chciał wiedzieć: ile to warte? Do kogo należy? Czy mamy prawo zatrzymać choćby część?
Rodzina zaczęła się dzielić. Paweł przestał odbierać telefony. Mama płakała przez telefon: — Synku, nie kłóćcie się przez pieniądze…
A ja czułem się coraz bardziej samotny. Magda zamknęła się w sobie. Nasza córka Ola przestała wychodzić z pokoju — w szkole wszyscy już wiedzieli o „milionerach z Pragi”.
W końcu przyszła decyzja: część skarbu zostaje przekazana państwu jako zabytek, ale za znalezienie należy nam się nagroda — ogromna suma pieniędzy. Nagle wszyscy chcieli być naszymi przyjaciółmi. Dzwonili dawni znajomi, pojawiali się kuzyni, o których nie słyszałem od lat.
Ale coś się zmieniło. Magda zaczęła mówić o rozwodzie.
— Ty już nie jesteś tym samym człowiekiem — powiedziała któregoś wieczoru. — Myślisz tylko o pieniądzach.
Może miała rację? Zacząłem podejrzewać wszystkich wokół o złe intencje. Nie ufałem już nikomu — nawet sobie.
Pewnego dnia Ola przyszła do mnie zapłakana.
— Tato… ja chcę, żeby było jak dawniej. Żebyśmy byli normalni.
Przytuliłem ją mocno i poczułem łzy pod powiekami. Czy naprawdę wszystko można kupić? Czy pieniądze są warte tego, żeby stracić rodzinę?
Dziś siedzę sam w tej samej piwnicy, gdzie wszystko się zaczęło. Patrzę na puste ściany i myślę: czy gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to samo?
Czy bogactwo zawsze musi oznaczać samotność? A może to my sami wybieramy swoją cenę za szczęście?