Dziecięca zachcianka, która rozbiła wieloletnią przyjaźń: „Nie mogłem już tego znieść, a ona…”

– Nie mogę już tego znieść, Anka! – głos mojego męża, Pawła, odbił się echem w kuchni. – Czy ona nie może po prostu pobawić się sama albo obejrzeć bajkę? Przecież nie musisz ciągle biegać do Magdy i jej córki!

Zamarłam z kubkiem kawy w dłoni. Słowa Pawła były jak zimny prysznic. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem, ale powstrzymałam się. W końcu to nie była tylko moja wina. Wszystko zaczęło się niewinnie – od narodzin małej Zosi, pierwszego dziecka mojej najlepszej przyjaciółki Magdy. Byłyśmy nierozłączne od liceum, razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, rozstania, egzaminy i śluby. Myślałam, że nic nas nie rozdzieli.

Ale kiedy Magda została mamą, coś się zmieniło. Najpierw były to zdjęcia Zosi na Messengerze – codziennie nowe: „Zosia śpi”, „Zosia je”, „Zosia się śmieje”. Potem przyszły długie rozmowy o kolkach, pieluchach i nocnych pobudkach. Próbowałam być wyrozumiała, przecież sama miałam już sześcioletnią Hanię i pamiętałam, jak to jest być świeżo upieczoną mamą. Ale Magda… Magda jakby zapomniała o całym świecie poza swoją córką.

Pewnego dnia Hania poprosiła mnie: – Mamo, a możemy pójść do cioci Magdy? Chcę pobawić się z Zosią!

Uśmiechnęłam się wtedy do niej ciepło. – Oczywiście, kochanie. Zadzwonię do Magdy.

Magda odebrała niemal natychmiast. – Anka! Jak dobrze, że dzwonisz! Zosia właśnie zasnęła po raz pierwszy od rana. Może przyjdziecie za godzinę?

Przytaknęłam, choć wiedziałam już, że nasza wizyta będzie podporządkowana rytmowi dnia Zosi. Kiedy przyszłyśmy, Magda była cała w skowronkach, ale po chwili zaczęła nerwowo zerkać na zegarek.

– Hania, cichutko! Zosia śpi! – upominała moją córkę co kilka minut.

Hania próbowała być grzeczna, ale przecież to tylko dziecko. W końcu zaczęła się nudzić i poprosiła o bajkę na tablecie. Magda spojrzała na mnie z wyrzutem:

– Anka, naprawdę pozwalasz jej tyle oglądać?

Poczułam ukłucie wstydu i złości jednocześnie. Przecież to tylko chwila! Chciałam porozmawiać z Magdą jak dawniej, ale ona co chwilę zerkała na monitor od niani lub przerywała rozmowę, by sprawdzić pieluchę.

Z czasem nasze spotkania stawały się coraz rzadsze. Magda nie miała czasu na kawę ani na wspólne wyjście do kina. Wszystko kręciło się wokół Zosi: jej drzemek, posiłków, zabaw sensorycznych i nowych ubranek. Nawet na Facebooku i Instagramie zmieniła zdjęcie profilowe na portret córki. Każdy post był o niej: „Moja księżniczka”, „Pierwszy ząbek”, „Pierwsze kroki”.

Pewnego wieczoru siedziałam sama w salonie i przeglądałam media społecznościowe. Zauważyłam, że Magda nie tylko wrzuca zdjęcia Zosi codziennie – ona wręcz żyje życiem swojej córki. Każda relacja, każdy komentarz dotyczył małej. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Czy naprawdę już nie istnieję dla niej jako przyjaciółka? Czy jestem tylko dodatkiem do jej macierzyństwa?

Postanowiłam napisać do niej wiadomość:

„Magda, tęsknię za naszymi rozmowami. Może wyskoczymy gdzieś same, bez dzieci?”

Odpisała dopiero po dwóch dniach:

„Anka, teraz nie dam rady. Zosia jest przeziębiona i bardzo marudna. Może za jakiś czas?”

Czekałam tydzień, potem dwa. W końcu zadzwoniłam.

– Magda, co się dzieje? Odsuwasz się ode mnie?

Usłyszałam w słuchawce westchnienie.

– Anka… Ty tego nie rozumiesz. Zosia jest teraz całym moim światem.

– Ale ja też istnieję! – wyrwało mi się.

– Nie chcę się kłócić – odpowiedziała cicho i rozłączyła się.

Od tamtej pory nasze kontakty ograniczyły się do krótkich wiadomości na Messengerze. Hania coraz częściej pytała: – Mamo, a kiedy pójdziemy do cioci Magdy?

Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.

Pewnego dnia Paweł wrócił z pracy wyjątkowo zmęczony.

– Wiesz co? – zaczął bez ogródek. – Może czas przestać się narzucać? Magda wybrała swoje życie. Ty masz swoje.

Popatrzyłam na niego bezradnie.

– Ale ja nie chcę tracić przyjaciółki przez… przez dziecko!

Paweł wzruszył ramionami.

– Może to nie tylko przez dziecko? Może ona po prostu już cię nie potrzebuje?

Te słowa bolały bardziej niż chciałam przyznać.

Wieczorem usiadłam przed komputerem i jeszcze raz przejrzałam profile Magdy. Każde zdjęcie – Zosia w nowej sukience, Zosia na placu zabaw, Zosia z babcią… Nawet zdjęcie profilowe jej męża przedstawiało ich córkę.

Wtedy dotarło do mnie coś jeszcze bardziej bolesnego: Magda była obsesyjnie zapatrzona w swoje dziecko. Jej świat zamknął się wokół jednej osoby. A ja? Ja zostałam gdzieś na marginesie.

Przez kilka dni chodziłam jak struta. W pracy byłam rozkojarzona, w domu wybuchałam bez powodu na Hanię i Pawła. W końcu usiadłam wieczorem z Hanią na kanapie i zapytałam:

– Haniu, a ty lubisz bawić się z Zosią?

Córka spojrzała na mnie poważnie.

– Lubię… ale ciocia Magda zawsze mówi mi, żebym była cicho albo nie dotykała zabawek Zosi.

Serce mi pękło.

Następnego dnia napisałam do Magdy ostatnią wiadomość:

„Chciałam tylko powiedzieć, że bardzo mi przykro. Tęsknię za tobą i za naszą przyjaźnią. Jeśli kiedyś będziesz chciała pogadać – jestem.”

Nie odpisała.

Minął miesiąc. Powoli pogodziłam się z tym, że nasza przyjaźń umarła śmiercią naturalną – udusiła ją dziecięca zachcianka i matczyna obsesja.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy to ja byłam zbyt wymagająca? A może każda matka musi kiedyś wybrać między sobą a swoim dzieckiem? Co wy o tym myślicie?