Czarna seria trudności: Historia Magdy z podwarszawskiej Pragi
Wszystko zaczęło się tamtego wieczoru, kiedy ojciec wrócił do domu pijany i rzucił matkę o ścianę. Miałam wtedy dwanaście lat i pierwszy raz w życiu poczułam, że świat może się rozpaść w jednej chwili. Mama krzyczała, ja płakałam, a młodszy brat, Pawełek, schował się pod stołem. To był początek końca naszej rodziny.
Nazywam się Magdalena Nowicka. Wychowałam się na Pradze, w starej kamienicy z odpadającym tynkiem i sąsiadami, którzy wiedzieli o nas wszystko. Po tamtej nocy matka spakowała nas w pośpiechu i uciekliśmy do babci na wieś pod Mińskiem Mazowieckim. Ojciec został w Warszawie, a my zaczęłyśmy nowe życie – bez pieniędzy, bez planu, z bagażem strachu.
Babcia była twardą kobietą. – Nie ma co płakać, Magda – mówiła. – Życie to nie bajka. Trzeba zacisnąć zęby i robić swoje. Ale ja nie umiałam przestać tęsknić za ojcem. Przez lata łudziłam się, że wróci, przeprosi, naprawi wszystko. Nigdy nie wrócił.
W szkole byłam tą „z rozbitej rodziny”. Dzieci potrafią być okrutne. – Twój stary to pijak! – krzyczały dziewczyny na przerwach. Czasem wracałam do domu z podbitym okiem albo rozdartą kurtką. Mama nie miała pieniędzy na nowe rzeczy. – Musisz być silna – powtarzała. – Inaczej cię zjedzą.
Kiedy miałam szesnaście lat, mama zachorowała na raka piersi. Z dnia na dzień musiałam dorosnąć. Gotowałam obiady, prałam, opiekowałam się Pawłem i chodziłam do szkoły. Były dni, kiedy nie miałam siły wstać z łóżka. – Magda, dasz radę – szeptała mama, blada i słaba po chemii. – Jesteś moją nadzieją.
Po jej śmierci babcia powiedziała tylko: – Teraz ty jesteś głową rodziny. Paweł miał wtedy dziesięć lat i patrzył na mnie wielkimi oczami pełnymi strachu.
Pracowałam po lekcjach w sklepie spożywczym u pana Zdzisia. Czasem dawał mi chleb za darmo albo przynosił zupę dla Pawła. – Dziecko, ty jesteś jak ta mrówka – mówił z uśmiechem. – Ciągle coś dźwigasz.
Po maturze chciałam studiować psychologię w Warszawie, ale nie było mnie stać na akademik ani dojazdy. Zostałam na wsi i zaczęłam pracować jako pomoc w przedszkolu. Paweł dorastał, coraz częściej znikał wieczorami z kolegami spod sklepu.
Pewnego dnia wrócił pobity. – To przez ciebie! – krzyczał. – Gdybyś była lepszą siostrą, miałbym normalne życie! Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Byłam zmęczona walką o każdy dzień.
Wtedy pojawił się Tomek – nowy nauczyciel WF-u w szkole podstawowej. Przystojny, pewny siebie, z Warszawy. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. On też zwrócił na mnie uwagę. Po kilku miesiącach byliśmy parą.
– Magda, wyjedźmy stąd razem – namawiał mnie pewnego wieczoru pod starym dębem za domem babci. – W Warszawie znajdziemy pracę, wynajmiemy mieszkanie…
– A Paweł? Babcia?
– Paweł jest już prawie dorosły…
Zgodziłam się po długich namowach. Spakowałam walizkę i wyjechałam z Tomkiem do Warszawy. Wynajęliśmy kawalerkę na Bródnie. Pracowałam jako kelnerka w barze mlecznym, Tomek uczył w szkole sportowej.
Przez chwilę byłam szczęśliwa.
Ale Tomek zaczął wracać późno do domu, coraz częściej czułam od niego alkohol. Pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomości od innej kobiety.
– To tylko koleżanka! – tłumaczył się nerwowo.
– Tomek, nie kłam!
– Ty zawsze musisz mieć problem! Może dlatego twoja matka umarła ze zgryzoty!
To był cios prosto w serce. Wybiegłam z mieszkania na klatkę schodową i płakałam przez godzinę.
Następnego dnia spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do babci.
Paweł był już wtedy uzależniony od dopalaczy. Babcia nie dawała sobie rady.
– Magda, on mnie okrada! – płakała pewnego ranka.
Zgłosiłam sprawę na policję. Paweł trafił do ośrodka odwykowego.
Zostałyśmy z babcią same.
Przez kolejne lata pracowałam gdzie się dało: sprzątałam domy bogatych ludzi w Mińsku Mazowieckim, opiekowałam się starszymi paniami, szyłam ubrania dla sąsiadek za grosze.
Czułam się przegrana.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie kuzynka z informacją, że ojciec nie żyje – zamarzł gdzieś pod mostem na Pradze zimą 2018 roku.
Nie płakałam.
Babcia zachorowała na udar i wymagała całodobowej opieki. Bywały noce, gdy siedziałam przy jej łóżku i modliłam się o cud.
– Magda… przepraszam cię za wszystko…
– Babciu…
– Ty jesteś silniejsza niż my wszystkie razem…
Po jej śmierci zostałam sama w starym domu na wsi.
Paweł wyszedł z ośrodka i wyjechał do Anglii za pracą. Przysyła czasem pieniądze i krótkie wiadomości: „Magda, trzymaj się”.
Mam trzydzieści dwa lata i pierwszy raz od dawna czuję ciszę wokół siebie.
Czasem pytam siebie: czy warto było tyle walczyć? Czy można jeszcze uwierzyć w szczęście po tylu ciosach od losu? Czy ktoś taki jak ja zasługuje na nowy początek?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można naprawdę wybaczyć rodzinie wszystko?