Ślubu nie będzie – historia o marzeniach, które muszą poczekać
– Kasia, nie możesz tak po prostu zostawić wszystkiego! – głos mamy drżał, a jej ręce ściskały filiżankę tak mocno, że bałam się, iż zaraz ją roztrzaska. Stałam w kuchni, patrząc przez okno na szarą ulicę naszego małego miasta. W powietrzu czuć było zapach deszczu i starego chleba. Właśnie wróciłam z poczty, gdzie odebrałam list z uniwersytetu w Krakowie. Przyjęli mnie. Z wyróżnieniem skończyłam studium nauczycielskie, a teraz miałam szansę na coś więcej. Ale w domu czekała na mnie rzeczywistość.
Ojciec od kilku miesięcy był przykuty do wózka po wypadku w fabryce. Mama rzuciła pracę, żeby się nim opiekować. Mój młodszy brat, Tomek, miał dopiero dwanaście lat i coraz częściej uciekał do kolegów, byle nie patrzeć na smutek w domu. W naszym mieście nie było uniwersytetu, a wyjazd do Krakowa oznaczałby zostawienie rodziny samej z problemami.
– Mamo, ja… ja tylko chciałam spróbować – wyszeptałam. – To tylko kilka lat. Może potem wrócę i pomogę wam bardziej…
– A kto pomoże nam teraz? – przerwała mi ostro. – Ojciec ledwo daje radę, ja już nie mam siły. Tomek jest jeszcze dzieckiem. Ty jesteś najstarsza, Kasiu.
Wiedziałam, że ma rację. Ale serce rwało się do Krakowa, do nowych ludzi, do wiedzy, do życia innego niż to, które znałam od dziecka. Przez kilka dni chodziłam jak struta. List z uniwersytetu leżał na stole, a ja codziennie czytałam go po cichu, jakby to był zakazany list miłosny.
Wtedy pojawił się Bartek. Był synem sąsiadów, zawsze uśmiechnięty, zawsze gotów pomóc. Przynosił nam zakupy, czasem pomagał ojcu przenieść się z łóżka na wózek. Któregoś wieczoru zaprosił mnie na spacer nad rzekę.
– Kasiu, wiem, że masz ciężko – powiedział cicho, patrząc na mnie spod grzywki. – Ale może… może moglibyśmy razem coś zbudować? Zostań tu ze mną. Pomogę twojej rodzinie. Możemy być razem.
Poczułam się jak w pułapce. Bartek był dobry, naprawdę dobry. Ale czy to wystarczy? Czy mogę poświęcić swoje marzenia dla spokoju rodziny i czyjegoś uczucia?
Wieść o naszym „chodzeniu” szybko rozeszła się po miasteczku. Mama zaczęła snuć plany o weselu. Sąsiadki już plotkowały o tym, jaką będę miała suknię i kto będzie świadkiem. Ojciec pierwszy raz od miesięcy uśmiechnął się szerzej.
Ale każdej nocy płakałam w poduszkę. Czułam się winna – wobec siebie i wobec nich wszystkich. Próbowałam rozmawiać z Bartkiem.
– Bartek… ja nie wiem, czy jestem gotowa na ślub. Ja chciałam studiować…
– Wiem – przerwał mi łagodnie. – Ale życie to nie bajka, Kasiu. Czasem trzeba wybrać rodzinę.
Zacisnęłam pięści. Czy naprawdę muszę wybierać? Czy nie mogę mieć choć trochę swojego życia?
Pewnego dnia przyszła ciotka Basia z Warszawy. Zawsze była inna niż reszta rodziny – głośna, pewna siebie, pachnąca drogimi perfumami.
– Kasiu, nie daj sobie wmówić, że jesteś tylko córką i siostrą – powiedziała mi w kuchni przy herbacie. – Jesteś też sobą. Jeśli chcesz studiować, walcz o to.
Te słowa dźwięczały mi w głowie przez kolejne dni. Zaczęłam rozważać wyjazd na studia zaocznie albo znalezienie pracy w Krakowie i pomaganie rodzinie z daleka. Ale wtedy mama zachorowała – przeziębienie przerodziło się w zapalenie płuc i trafiła do szpitala.
Wszystko spadło na mnie: opieka nad ojcem, domem i Tomkiem. Bartek pomagał jak mógł, ale widziałam w jego oczach rozczarowanie i zmęczenie.
Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy stole.
– Kasiu… może powinniśmy przełożyć ślub – powiedział cicho Bartek.
– Bartek… ja nie wiem nawet, czy go chcę – odpowiedziałam szczerze pierwszy raz od dawna.
Zapanowała cisza.
– Kocham cię – powiedział po chwili – ale nie chcę być przeszkodą dla twoich marzeń.
Popłakałam się wtedy jak dziecko.
Mama wróciła do domu słaba i smutna. Ojciec coraz częściej zamykał się w sobie. Tomek przestał odzywać się do mnie po tym, jak nakrzyczałam na niego za rozbite okno.
Któregoś dnia zebrałam wszystkich w kuchni.
– Muszę wam coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem. – Nie będzie ślubu. Nie teraz. Może nigdy.
Mama spojrzała na mnie z bólem i rozczarowaniem.
– Kasiu…
– Przepraszam was wszystkich – powiedziałam cicho. – Ale muszę spróbować żyć po swojemu. Jeśli zostanę tu tylko dlatego, że tak trzeba… będę was obwiniać do końca życia.
Ojciec spuścił głowę. Tomek wybiegł z kuchni trzaskając drzwiami.
Bartek przyszedł wieczorem.
– Wiesz… może kiedyś będziemy mogli być razem – powiedział smutno. – Ale teraz idź za swoim sercem.
Spakowałam walizkę i wyjechałam do Krakowa tydzień później. Było ciężko: praca w kawiarni, nauka nocami, tęsknota za domem i poczucie winy nie opuszczały mnie ani na chwilę.
Czasem pytam siebie: czy miałam prawo tak postąpić? Czy egoizm jest zawsze zły? Może czasem trzeba być egoistą, żeby potem móc dawać innym więcej? Co Wy o tym myślicie?