Kiedy przestajesz widzieć to, co najważniejsze: Historia Wojtka i Kingi
Naprawdę wygląda pięknie. A ja przestałem to dostrzegać – ta myśl uderzyła mnie z zaskoczenia, kiedy patrzyłem na Kingę krzątającą się po kuchni. Poranek był jak zwykle pełen chaosu: Zosia nie chciała wstać do przedszkola, ja zająłem łazienkę, bo musiałem się ogolić przed ważnym spotkaniem, a Kinga próbowała ogarnąć wszystko naraz. Widziałem kątem oka, jak z determinacją myje Zosię w kuchennym zlewie, bo łazienka była zajęta. W pewnym momencie ręcznik strącił kubek ze stołu. Głośny trzask porcelany odbił się echem po całym mieszkaniu.
– Uff, przepraszam – westchnęła Kinga, schylając się po odłamki. – Wojtek, możesz potrzymać Zosię?
Z niechęcią oderwałem się od telefonu i podszedłem do nich. Zosia marudziła, a ja czułem narastającą irytację. – No już, przestań się wiercić – powiedziałem ostrzej, niż zamierzałem.
Kinga spojrzała na mnie z ukosa. – Może byś pomógł trochę częściej? – rzuciła cicho, ale wystarczająco głośno, żebym poczuł ukłucie wstydu.
Ostatnio coraz częściej tak ze sobą rozmawialiśmy. Krótkie zdania, urwane gesty. Każde z nas zamknięte w swoim świecie obowiązków i zmęczenia. Kiedyś śmialiśmy się razem przy śniadaniu, teraz każde patrzyło w swój telefon lub w okno.
Po pracy wróciłem do domu później niż zwykle. Kinga siedziała przy stole z kubkiem herbaty, a Zosia już spała. W pokoju panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara.
– Długo cię nie było – powiedziała bez wyrzutu, ale jej głos był zmęczony.
– Miałem spotkanie – odpowiedziałem automatycznie.
– Jasne – skinęła głową i spojrzała przez okno. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
Wiedziałem, że coś jest nie tak. Od miesięcy unikaliśmy poważnych rozmów. Każdy dzień wyglądał tak samo: praca, dom, dziecko, obowiązki. Wieczorami padaliśmy na kanapę i oglądaliśmy seriale, żeby nie musieć ze sobą rozmawiać.
Pewnego wieczoru Kinga zapytała:
– Pamiętasz jeszcze, kiedy ostatni raz byliśmy gdzieś razem? Tak po prostu… tylko we dwoje?
Zastanowiłem się. Nie potrafiłem odpowiedzieć.
– Chyba… przed narodzinami Zosi? – wymamrotałem.
Kinga uśmiechnęła się smutno. – Myślisz czasem o tym, jak było kiedyś?
– Myślę – odpowiedziałem szczerze. – Ale nie wiem, jak to odzyskać.
Milczeliśmy długo. W końcu Kinga wstała i poszła do sypialni. Zostałem sam z własnymi myślami i poczuciem winy.
Następnego dnia postanowiłem wrócić wcześniej z pracy. Kupiłem jej ulubione kwiaty – białe tulipany – i ciasto z pobliskiej cukierni. Chciałem ją zaskoczyć, pokazać, że jeszcze mi zależy.
Kiedy wszedłem do domu, Kinga właśnie kończyła sprzątać po obiedzie. Zosia bawiła się klockami na dywanie.
– Co to za okazja? – zapytała zdziwiona na widok kwiatów.
– Po prostu… chciałem ci podziękować za wszystko – powiedziałem niepewnie.
Kinga spojrzała na mnie uważnie. Przez chwilę widziałem w jej oczach dawny blask.
Usiedliśmy razem przy stole. Zosia śmiała się głośno, układając wieżę z klocków. Przez moment poczułem się tak, jakbyśmy znów byli rodziną.
Ale to był tylko moment. Wieczorem znów wybuchła kłótnia o drobiazgi: kto ma wynieść śmieci, kto zapomniał kupić mleko, kto nie odrobił z Zosią lekcji.
– Nie mogę już tak żyć! – krzyknęła Kinga nagle. – Mam dość tego ciągłego napięcia! Czuję się niewidzialna!
Zaniemówiłem. Nigdy wcześniej nie słyszałem jej takiej rozżalonej.
– Przepraszam… – wyszeptałem bezradnie.
– Przepraszasz zawsze wtedy, kiedy już nie wytrzymuję – odpowiedziała cicho. – Ale potem wszystko wraca do normy. I znów jestem sama ze wszystkim.
Nie spałem tej nocy prawie wcale. Przewracałem się z boku na bok, słuchając cichego szlochu Kingi za ścianą. W głowie kłębiły mi się pytania: kiedy to się stało? Kiedy przestaliśmy być dla siebie ważni?
Następnego dnia zadzwoniłem do mamy Kingi i poprosiłem ją o pomoc przy Zosi na weekend. Chciałem zabrać Kingę na spacer nad Wisłę, do naszej ulubionej kawiarni sprzed lat.
Kinga była zaskoczona moją propozycją.
– Naprawdę chcesz? – zapytała nieufnie.
– Tak. Chcę spróbować jeszcze raz… dla nas – odpowiedziałem szczerze.
Spacerowaliśmy długo brzegiem rzeki. Rozmawialiśmy o wszystkim: o marzeniach, o tym, co nas boli, o tym, czego nam brakuje. Po raz pierwszy od dawna poczułem ulgę i nadzieję.
Wiem, że to nie rozwiąże wszystkich naszych problemów. Ale może warto czasem zatrzymać się i spojrzeć na siebie na nowo? Może wystarczy jeden szczery gest, żeby przypomnieć sobie, dlaczego kiedyś byliśmy szczęśliwi?
Czy naprawdę można odzyskać to, co się straciło? Czy wystarczy chcieć i próbować jeszcze raz? Czasem zastanawiam się, ile par wokół nas przeżywa podobne chwile…