Nowa żona ojca – historia Liliany Mareckiej

— Za tydzień? — powtórzyłam na głos, ściskając w dłoniach kremowe zaproszenie. Złociste litery błyszczały w popołudniowym słońcu, jakby miały mnie olśnić, a przecież czułam tylko mdłości. Ojciec, Stanisław Marecki, poślubi Agnieszkę Nowak. Agnieszkę, którą widziałam może dwa razy w życiu, a o której wiedziałam tylko tyle, że jest młodsza ode mnie o zaledwie dziesięć lat.

Telefon zadzwonił, przerywając moje rozmyślania. Na ekranie pojawiło się imię: „Mama”. Przez chwilę miałam ochotę nie odbierać, ale wiedziałam, że jeśli nie teraz, to później będzie gorzej.

— Lilka? — Jej głos był napięty, jakby już wiedziała. — Dostałaś zaproszenie?

— Tak — odpowiedziałam sucho. — Właśnie je czytam.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Nie rozumiem go — wyszeptała mama. — Po tylu latach…

— Ja też nie — przerwałam jej. — Nawet nie zadzwonił, żeby mi powiedzieć. Po prostu wysłał kartkę.

— Może powinnaś z nim porozmawiać? — zaproponowała niepewnie.

— O czym? O tym, że zamierza poślubić kobietę, którą zna od pół roku? Że nie miał odwagi mi o tym powiedzieć?

Mama westchnęła ciężko. Wiedziałam, że dla niej to też jest trudne. Rozwiedli się pięć lat temu, ale wciąż mieli ze sobą kontakt. Ojciec był dla niej kimś ważnym, nawet jeśli już nie byli razem.

Odłożyłam telefon i przez chwilę siedziałam w ciszy. W moim mieszkaniu na warszawskim Mokotowie było duszno, choć okno było uchylone. Spojrzałam na zdjęcie z dzieciństwa stojące na komodzie: ja, tata i mama na plaży w Jastarni. Wszyscy uśmiechnięci, szczęśliwi. Jak to możliwe, że wszystko się tak popsuło?

Wieczorem zadzwonił ojciec.

— Lilka? — Jego głos był jak zawsze spokojny, trochę szorstki.

— Cześć — odpowiedziałam chłodno.

— Dostałaś zaproszenie?

— Tak. — Zawahałam się. — Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Nie wiedziałem jak… Bałem się twojej reakcji.

— A czego się spodziewałeś? Że będę szczęśliwa?

Usłyszałam jego westchnienie.

— Lilka, Agnieszka jest dla mnie ważna. Chciałbym, żebyś ją poznała… naprawdę poznała.

— Poznałam ją już — przerwałam mu ostro. — Była na twoich urodzinach. Siedziała cicho w kącie i patrzyła na mnie jak na intruza.

— To nieprawda…

— A ile ona ma lat? Trzydzieści trzy? Jest młodsza ode mnie o dziesięć lat! — głos mi się załamał.

Ojciec milczał przez dłuższą chwilę.

— Wiem, że to trudne… Ale proszę cię, przyjdź na ślub. To dla mnie ważne.

Nie odpowiedziałam. Rozłączyłam się bez słowa.

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy byłam rozkojarzona, koleżanki pytały co się dzieje, ale nie miałam siły tłumaczyć. Wieczorami dzwoniła mama i próbowała mnie pocieszać, ale czułam tylko coraz większą złość i żal.

W końcu postanowiłam spotkać się z Agnieszką. Zadzwoniłam do niej w piątek wieczorem.

— Cześć, tu Liliana… córka Stanisława.

— Och… cześć! — Jej głos był zaskakująco ciepły. — Miło cię słyszeć.

— Chciałabym się spotkać. Porozmawiać… zanim ten ślub się odbędzie.

Zgodziła się bez wahania. Umówiłyśmy się w kawiarni na Powiślu.

Kiedy przyszłam, już tam była. Ubrana skromnie, bez makijażu, wyglądała na jeszcze młodszą niż myślałam. Wstała i wyciągnęła do mnie rękę.

— Liliana… naprawdę się cieszę, że przyszłaś.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę milczałyśmy.

— Wiem, że to dla ciebie trudne — zaczęła cicho Agnieszka. — Nie chcę ci zabierać ojca…

Prychnęłam.

— A co właściwie chcesz?

Spojrzała na mnie poważnie.

— Chcę być częścią tej rodziny. Chcę, żebyśmy się poznali… żebyś mi dała szansę.

Poczułam nagły przypływ gniewu.

— Rodzina? My już nie jesteśmy rodziną! Ty jesteś obca! Nawet nie wiem, kim jesteś!

Agnieszka spuściła wzrok.

— Rozumiem twoją złość… Ale kocham twojego ojca. On też mnie kocha. Nie chcemy nikogo ranić…

Zacisnęłam dłonie na filiżance kawy tak mocno, że aż pobielały mi knykcie.

— Mój ojciec nigdy nie był dobry w okazywaniu uczuć — powiedziałam cicho. — Po rozwodzie z mamą zamknął się w sobie. Myślałam, że już nikogo nie pokocha…

Agnieszka uśmiechnęła się smutno.

— Ja też miałam trudne dzieciństwo… Może dlatego tak dobrze się rozumiemy.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.

Po powrocie do domu długo siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. W głowie kłębiły mi się myśli: złość na ojca, żal do matki, poczucie zdrady i samotności. Czy naprawdę jestem aż tak niedojrzała, że nie potrafię zaakceptować jego szczęścia?

Dzień ślubu nadszedł szybciej niż myślałam. Stałam przed kościołem w granatowej sukience i patrzyłam jak ojciec prowadzi Agnieszkę do ołtarza. Wyglądali na szczęśliwych. Mama siedziała kilka ławek dalej i ukradkiem ocierała łzy.

Po ceremonii podeszłam do ojca.

— Gratuluję — powiedziałam cicho.

Uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością i ścisnął moją dłoń.

Wróciłam do domu z poczuciem pustki i smutku. Czy naprawdę można pogodzić się z nowym początkiem? Czy rodzina to tylko więzy krwi, czy coś więcej? Może czasem trzeba pozwolić odejść przeszłości i dać sobie szansę na nowe relacje… Ale czy ja jestem na to gotowa?