Czy naprawdę jestem tylko darmową nianią? Dziennik kobiety, która chce odzyskać swoje życie

— Znowu nie możesz? — głos Marty, mojej młodszej siostry, drżał od irytacji. — Przecież i tak siedzisz sama w domu! Co ci szkodzi posiedzieć z Krzysiem jeszcze te kilka godzin?

Patrzę na telefon, czując jak narasta we mnie złość i bezradność. Mam dopiero 49 lat, a czuję się, jakbym była już na emeryturze — nie z wyboru, ale dlatego, że ktoś inny zdecydował za mnie. Marta od kilku lat traktuje mnie jak swoją osobistą nianię. Kiedyś to były sporadyczne prośby: „Złapiesz Krzysia ze szkoły?”, „Możesz z nim posiedzieć w sobotę?”. Teraz to już nie są prośby, tylko wymagania. A ja? Ja mam przecież swoje życie. Czy naprawdę już nie mam prawa do własnych planów?

Krzysia kocham całym sercem. To mój ulubiony siostrzeniec, jedyny syn Marty. Pamiętam dzień, kiedy się urodził — byłam wtedy pierwszą osobą, która go przytuliła po mamie. Ale czy to znaczy, że muszę poświęcić wszystko? Że moje marzenia, plany i potrzeby są mniej ważne niż jej wygoda?

Ostatnio sytuacja tylko się pogarsza. Marta dostała awans w pracy i teraz jej grafik jest jeszcze bardziej napięty. Krzyś ma dziesięć lat, jest bystry i samodzielny, ale Marta uważa, że nie może zostać sam nawet na godzinę. — Ty przecież nie masz dzieci, więc możesz — powtarza mi jak mantrę. Jakby to, że nie mam własnej rodziny, automatycznie oznaczało, że jestem do jej dyspozycji.

Wczoraj wieczorem miałam umówione spotkanie z koleżankami z liceum. Czekałam na ten wieczór od miesięcy — rzadko się widujemy, każda z nas ma swoje życie i obowiązki. I wtedy zadzwoniła Marta.

— Musisz dziś wziąć Krzysia. Mam pilne spotkanie w pracy, nie dam rady go odebrać ze szkoły.

— Marto, dziś naprawdę nie mogę. Mam plany.

— Jakie plany? Przecież ty nigdy nic nie robisz! — jej głos był pełen pretensji.

Poczułam się jak dziecko, które musi tłumaczyć się matce z każdej decyzji. Próbowałam spokojnie wyjaśnić, ale ona tylko westchnęła ciężko i rzuciła: — No trudno, znajdę kogoś innego.

Wieczorem dostałam od niej SMS-a: „Dzięki za wsparcie. Dobrze wiedzieć, na kim można polegać”.

Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Z jednej strony czułam się winna — przecież to tylko jedno popołudnie. Z drugiej strony byłam wściekła: dlaczego zawsze ja mam rezygnować ze swoich planów? Dlaczego moje życie jest mniej ważne?

Rano zadzwoniła mama.

— Martusia mówiła mi, że nie chciałaś pomóc z Krzysiem…

— Mamo, miałam swoje plany! — przerwałam jej z żalem.

— Wiem kochanie, ale ona ma teraz ciężki czas…

Zacisnęłam pięści. Zawsze to samo. Marta jest młodsza, zawsze była tą „biedniejszą”, „delikatniejszą”, „potrzebującą wsparcia”. Ja — ta silna, samodzielna, która sobie poradzi. Tylko czy ktoś kiedyś zapytał mnie, czy ja też czegoś potrzebuję?

W pracy też nie jest łatwo. Pracuję w bibliotece miejskiej — kocham książki i ludzi, ale pensja jest skromna. Ostatnio pojawiła się szansa na dodatkowy kurs rozwoju zawodowego w Warszawie. Marzę o tym od dawna — może w końcu coś się zmieni? Ale kurs trwa dwa tygodnie i wymaga wyjazdu.

Kiedy powiedziałam o tym Marcie przy kawie, spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

— A co z Krzysiem? Kto będzie go odbierał ze szkoły?

— Marto, to twoje dziecko…

— Ale ty zawsze mi pomagałaś! Nie możesz mnie tak zostawić!

Poczułam gulę w gardle. Czy naprawdę jestem tylko dodatkiem do jej życia? Czy moje marzenia są mniej ważne niż jej wygoda?

Wieczorem długo rozmawiałam z Krzysiem.

— Ciociu, dlaczego jesteś smutna?

Uśmiechnęłam się blado.

— Czasem dorośli też mają trudne dni.

Przytulił mnie mocno.

— Lubię z tobą spędzać czas… Ale mama mówi, że jesteś trochę samolubna.

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę jestem samolubna? Czy pragnienie własnego życia to egoizm?

Następnego dnia podjęłam decyzję: pojadę na kurs do Warszawy. Zadzwoniłam do Marty.

— Marto, wyjeżdżam na dwa tygodnie na kurs. Musisz znaleźć kogoś innego do pomocy z Krzysiem.

Cisza po drugiej stronie była długa i ciężka.

— Myślałam, że mogę na ciebie liczyć…

— Możesz na mnie liczyć jako na siostrę i ciocię Krzysia. Ale nie jako na darmową nianię.

Rozłączyła się bez słowa.

Przez kilka dni nie odzywałyśmy się do siebie. Mama dzwoniła codziennie, próbując mnie przekonać do zmiany decyzji. Ale ja byłam twarda — pierwszy raz od lat postawiłam siebie na pierwszym miejscu.

Wyjazd do Warszawy był dla mnie jak powiew świeżego powietrza. Poznałam nowych ludzi, poczułam się doceniona i potrzebna — nie tylko jako czyjaś siostra czy ciocia, ale jako ja sama: Anna Nowak, kobieta z pasją i marzeniami.

Po powrocie spotkałam się z Martą. Była chłodna i zdystansowana.

— Poradziłaś sobie bez mojej pomocy?

Skinęła głową.

— Było ciężko… Ale dałam radę.

Spojrzałyśmy sobie w oczy po raz pierwszy od dawna bez pretensji i żalu.

— Marto… Ja też mam prawo do swojego życia.

Nie odpowiedziała od razu. W końcu westchnęła:

— Może masz rację… Po prostu boję się być sama z tym wszystkim.

Przytuliłam ją mocno.

Dziś wiem jedno: jeśli sami nie zawalczymy o swoje granice, nikt tego za nas nie zrobi. Czy to egoizm — chcieć być szczęśliwą? Czy naprawdę musimy zawsze rezygnować z siebie dla innych? Może czasem warto postawić siebie na pierwszym miejscu…