„Dlaczego potrzebujesz jeszcze jednego mieszkania, skoro masz już cztery?” – Moja walka o dom i rodzinę

– Elżbieta, nie przesadzaj. To tylko mieszkanie. – Głos Tamary odbijał się echem od ścian naszego salonu, w którym jeszcze kilka godzin temu mama czytała gazetę, a ja szykowałam kolację. Teraz stałyśmy naprzeciwko siebie, jak dwie obce kobiety, a nie siostry, które kiedyś dzieliły się wszystkim – nawet ostatnim kawałkiem czekolady.

– Tylko mieszkanie? – powtórzyłam, czując jak głos mi drży. – To nasz dom. Mój i mamy. Tamara, masz już cztery mieszkania w Warszawie! Po co ci jeszcze to?

Tamara wzruszyła ramionami, patrząc na mnie z góry. Zawsze była tą silniejszą, tą, która wiedziała czego chce i nie bała się po to sięgnąć. Ja byłam tą „grzeczną”, „pomocną”, „odpowiedzialną”. Teraz te wszystkie cechy wydawały się śmieszne i bezużyteczne.

– Bo mogę – odpowiedziała krótko. – Poza tym, mama już nie jest w stanie sama tu mieszkać. Ty też nie masz pracy, Elżbieta. To nie jest miejsce dla was. Lepiej będzie, jak sprzedamy mieszkanie i podzielimy się pieniędzmi.

Mama siedziała w fotelu, skulona, jakby chciała zniknąć. Miała łzy w oczach, ale nie powiedziała ani słowa. Wiedziałam, że boi się Tamary. Zawsze się jej bała – jej zdecydowania, jej zimnych oczu.

Pamiętam dzień, w którym tata odszedł. Tamara miała wtedy szesnaście lat i od tamtej pory wszystko musiało być po jej myśli. Ja miałam dziesięć i nauczyłam się być niewidzialna. Ale teraz nie mogłam już milczeć.

– Nie sprzedam tego mieszkania – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – To jedyne miejsce, które mamy.

Tamara prychnęła.

– Nie masz wyboru. Mama już podpisała pełnomocnictwo. Jutro przyjdzie notariusz.

Spojrzałam na mamę z niedowierzaniem.

– Mamo? Czy to prawda?

Mama spuściła wzrok.

– Tamara mówiła, że tak będzie lepiej… Że dostaniemy pieniądze i będziemy mogły wynająć coś mniejszego… Ja już nie mam siły się kłócić…

Czułam, jak świat wali mi się na głowę. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść i nigdy nie wrócić. Ale wtedy zobaczyłam drżące dłonie mamy i wiedziałam, że nie mogę jej zostawić.

Tamtej nocy nie spałam ani minuty. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół naszej sytuacji. Wiedziałam jedno: Tamara nie robi tego z potrzeby – robi to z chciwości. Miała już wszystko: świetną pracę w korporacji, luksusowe mieszkania na wynajem, samochód za dwieście tysięcy złotych. A ja? Odkąd straciłam pracę w bibliotece, żyłam z oszczędności i dorywczych korepetycji. Mama miała niską emeryturę. To mieszkanie było naszym jedynym zabezpieczeniem.

Rano zadzwoniłam do kuzynki Agaty, która pracuje w urzędzie miasta.

– Elka, musisz sprawdzić dokładnie dokumenty mamy – poradziła mi szeptem przez telefon. – Może da się coś zrobić. Nie podpisujcie niczego bez prawnika!

Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Tamara przychodziła codziennie, przynosiła kolejne papiery do podpisania, naciskała na mamę. Ja stawałam się coraz bardziej nerwowa – krzyczałam na nią, płakałam po nocach, zaczęłam nawet palić papierosy po latach abstynencji.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy z Tamarą przez drzwi do pokoju:

– Mamo, Elżbieta cię tylko wykorzystuje – mówiła Tamara lodowatym tonem. – Nie pozwól jej trzymać cię tutaj jak więźnia.

– Ona mnie nie więzi… – wyszeptała mama słabo.

– W takim razie dlaczego nie chcesz wyjechać? Przecież możesz mieć lepsze życie!

– Bo tu jest mój dom… – odpowiedziała mama cicho.

Weszłam do pokoju bez pukania.

– Dość tego! – krzyknęłam. – Tamara, zostaw nas w spokoju!

Tamara spojrzała na mnie z pogardą.

– Jesteś żałosna, Elżbieta. Myślisz, że ktoś się tobą zaopiekuje? Że mama będzie żyć wiecznie? Zostaniesz sama z niczym!

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Ale wiedziałam już jedno: nie poddam się bez walki.

Następnego dnia poszłam do prawnika poleconego przez Agatę. Przeglądaliśmy dokumenty przez kilka godzin. Okazało się, że pełnomocnictwo mamy można jeszcze odwołać – jeśli tylko mama sama tego zechce.

Przez kolejne dni próbowałam przekonać mamę:

– Mamo, proszę cię… Jeśli podpiszesz te papiery, Tamara sprzeda mieszkanie i zostaniemy bez dachu nad głową!

Mama płakała każdego dnia coraz bardziej. Widziałam, jak bardzo jest rozdarta między nami. W końcu pewnego ranka powiedziała:

– Elżbieta… Ja już nie mam siły walczyć z waszymi kłótniami… Ale jeśli to dla ciebie takie ważne… pójdźmy razem do prawnika.

Tamara dowiedziała się o wszystkim i wpadła w szał.

– Jesteście niewdzięczne! – wrzeszczała przez telefon. – Pożałujecie tego!

Ale ja już nie bałam się jej gniewu. Po raz pierwszy od lat poczułam się silna.

Mama odwołała pełnomocnictwo i mieszkanie zostało przy nas. Tamara przestała się odzywać na kilka miesięcy. Mama długo dochodziła do siebie po tej burzy nerwów.

Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić rodzinę dla pieniędzy? Czy dom może być tylko ścianami i adresem?

A wy? Czy spotkaliście się kiedyś z taką zdradą ze strony najbliższych? Jak można odbudować rodzinę po czymś takim?