Zdrada pod Tatrami: Jak odkryłam prawdę o mężu i przyjaciółce, a potem musiałam walczyć o siebie i syna

— Lucyna, nie przesadzaj, to na pewno tylko twoja wyobraźnia — głos mojej matki odbijał się echem w mojej głowie, kiedy patrzyłam na Piotra, który unikał mojego wzroku. W pokoju pachniało jeszcze obiadem, a na stole stały dwa kubki po kawie. Jeden z nich miał ślad szminki — nie mojej. To był ten moment, kiedy wszystko się zaczęło walić.

Nie pamiętam, jak długo siedziałam w milczeniu, zanim zebrałam się na odwagę, by zapytać:
— Piotr, powiedz mi prawdę. Czy coś cię łączy z Martą?

Jego twarz stężała. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaprzeczy, że wybuchnie śmiechem i powie, że zwariowałam. Ale on tylko spuścił głowę.
— Lucyna… Przepraszam.

To słowo rozdarło mnie na pół. Przepraszam. Tyle lat razem, wspólne wakacje pod Tatrami, śmiech naszego syna Antka odbijający się od ścian naszego mieszkania w Zakopanem — wszystko to nagle straciło sens.

Wybiegłam z domu. Nie wiedziałam dokąd idę. Śnieg skrzypiał pod butami, a ja czułam się jak bohaterka taniego melodramatu. Zatrzymałam się dopiero przy Krupówkach, gdzie tłum ludzi wydawał się zupełnie obcy. Zadzwoniłam do Marty. Odebrała po drugim sygnale.
— Cześć Lucyna… — jej głos był cichy, jakby już wiedziała, o co chodzi.
— Jak mogłaś? — wyszeptałam. — Byłaś moją przyjaciółką.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Potem usłyszałam tylko: — Przepraszam.

Wróciłam do domu późno. Piotr siedział w kuchni, a Antek spał wtulony w pluszowego misia. Przez całą noc płakałam w poduszkę, żeby nie obudzić syna.

Następnego dnia zadzwoniła mama.
— Lucyna, musisz się ogarnąć. Myślisz tylko o sobie! A co z Antkiem? Co ludzie powiedzą?

To bolało najbardziej. Zamiast wsparcia dostałam oskarżenia. Ojciec milczał, jakby go to nie dotyczyło. Brat przysłał tylko SMS-a: „Trzymaj się”.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w transie. Piotr wyprowadził się do Marty. Antek pytał: — Mamo, kiedy tata wróci?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Każda rozmowa była jak rozdzieranie świeżej rany.

W pracy w szkole próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem, ale nikt nie miał odwagi zapytać wprost. Dyrektorka tylko raz powiedziała:
— Lucyno, jeśli potrzebujesz wolnego, daj znać.

Ale ja nie chciałam wolnego. Chciałam odzyskać swoje życie.

Najgorsze były weekendy. Wtedy Piotr zabierał Antka do Marty. Widziałam ich czasem na placu zabaw — Piotr trzymał Martę za rękę, a Antek biegał wokół nich z piłką. Czułam się wtedy jak duch.

Pewnego dnia Antek wrócił smutny.
— Mamo, dlaczego tata mieszka z ciocią Martą?

Usiadłam obok niego na łóżku i przytuliłam go mocno.
— Czasem dorośli robią rzeczy, których dzieci nie rozumieją — powiedziałam drżącym głosem.

Wieczorami pisałam pamiętnik. Wylewałam w nim cały ból i złość. Zaczęłam chodzić na terapię do pani Ewy — psycholożki z Nowego Targu. To ona nauczyła mnie oddychać głęboko i mówić sobie: „To nie twoja wina”.

Z czasem zaczęłam dostrzegać świat poza swoim cierpieniem. Zauważyłam, że Antek śmieje się coraz częściej, że potrafimy razem piec ciasto i oglądać bajki bez łez w oczach.

Któregoś dnia spotkałam na rynku Dawida — kolegę ze studiów pedagogicznych.
— Lucyna! Dawno cię nie widziałem! Co u ciebie?

Zawahałam się przez chwilę, ale potem opowiedziałam mu wszystko. Nie oceniał mnie. Po prostu słuchał.
— Wiesz co? Jesteś silniejsza niż myślisz — powiedział na koniec.

Zaczęliśmy spotykać się częściej — najpierw na kawę, potem na spacery z Antkiem po Dolinie Kościeliskiej. Dawid był cierpliwy i czuły. Nie naciskał.

Moja rodzina długo nie mogła pogodzić się z tym, że próbuję ułożyć sobie życie na nowo.
— Lucyna, pomyśl o dziecku! — powtarzała mama.
— Myślę o nim każdego dnia — odpowiadałam spokojnie.

Z czasem relacje zaczęły się poprawiać. Ojciec zaczął przychodzić do mnie na herbatę i pomagać Antkowi przy lekcjach. Mama przestała komentować każdy mój krok.

Po roku od rozstania z Piotrem poczułam pierwszy raz od dawna spokój. Z Dawidem pojechaliśmy z Antkiem nad Morskie Oko. Siedzieliśmy razem na brzegu jeziora i patrzyliśmy na odbijające się w wodzie szczyty Tatr.

— Mamo, jesteś szczęśliwa? — zapytał Antek.
Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się przez łzy.
— Tak, kochanie. Jestem szczęśliwa.

Czasem jeszcze wracam myślami do tamtego dnia — do zdrady i bólu. Ale wiem już, że to nie koniec świata. Że można zacząć od nowa nawet wtedy, gdy wydaje się to niemożliwe.

Czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy da się zaufać jeszcze raz — sobie i innym? Może właśnie o to chodzi w życiu: żeby próbować mimo wszystko.