Między dwoma światami: Opowieść o lojalności i stracie
– To już nie jest nasz dom, Krzysztofie! – krzyk Agaty odbił się echem po klatce schodowej, zanim jeszcze zdążyłem zamknąć drzwi. Stałem w przedpokoju, z kluczami w dłoni, a serce waliło mi jak młot. Mama siedziała na starym fotelu, skulona, z oczami wbitymi w podłogę. Powietrze było gęste od niewypowiedzianych pretensji i żalu.
Nigdy nie byłem człowiekiem konfliktów. Wierzyłem, że wszystko można załatwić rozmową, kompromisem. Ale odkąd tata odszedł do innej kobiety i wyjechał do Anglii, a mama została sama – rozbita, bez środków do życia – nie miałem wyboru. – Mama zamieszka z nami – powiedziałem Agacie rok temu. – Nie ma dokąd pójść.
Wtedy tylko skinęła głową. Ale już pierwszej nocy czułem chłód w naszym łóżku, ciszę, która z każdym dniem stawała się coraz bardziej nieznośna. Nasze dzieci, Lena i Michał, patrzyły na mnie szeroko otwartymi oczami, gdy babcia płakała w kuchni albo zapominała wyłączyć gaz pod garnkiem. – Tato, dlaczego babcia ciągle płacze? – zapytała mnie Lena pewnego wieczoru, kiedy przykrywałem ją kołdrą.
– Jest jej ciężko, kochanie. Potrzebuje czasu – odpowiedziałem, choć sam w to nie wierzyłem.
Mama była cieniem kobiety, którą znałem. Kiedyś była opoką domu: zawsze uśmiechnięta, gotowa pomóc każdemu. Teraz była zagubiona, często zapominała, gdzie zostawiła rzeczy, czasem przez całe dnie milczała albo nagle wybuchała na dzieci z byle powodu. Agata coraz częściej znikała u swojej siostry Pauliny albo zostawała dłużej w pracy.
Pewnego wieczoru, kiedy zmywałem naczynia, Agata podeszła do mnie i powiedziała cicho:
– Nie dam już rady, Krzysiek. To nie jest życie. Twoja mama potrzebuje pomocy, której my nie możemy jej dać. A ja… ja już nie poznaję naszego domu.
Odwróciłem się do niej z mokrymi od piany rękami:
– Co mam zrobić? Wyrzucić własną matkę na ulicę?
– Nie o to mi chodzi! Ale popatrz na nas! Dzieci są nerwowe, ty wiecznie spięty, a ja… czuję się jak gość we własnym domu!
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czułem się rozpięty między dwoma światami: matką, która mnie potrzebowała i żoną, którą kochałem.
Następnego dnia próbowałem porozmawiać z mamą:
– Mamo, może dobrze byłoby porozmawiać z kimś… z psychologiem? Może to by ci pomogło?
Spojrzała na mnie jakbym ją zdradził:
– Chcesz mnie wysłać do lekarzy? Żeby mnie uznali za wariatkę? Wstydź się! Wszystko dla ciebie zrobiłam, a teraz chcesz się mnie pozbyć!
Tej nocy nie zmrużyłem oka. Słyszałem jak Agata cicho płacze w drugim pokoju, a mama chodzi po mieszkaniu jak cień.
Dni mijały w napięciu. Dzieci zamknęły się w sobie: Lena zaczęła moczyć się w nocy, Michał całymi godzinami grał na telefonie. Z Agatą rozmawialiśmy tylko o najpotrzebniejszych sprawach: rachunki, szkoła, zakupy.
Pewnego popołudnia wróciłem wcześniej do domu i zobaczyłem scenę, która wyryła mi się w pamięć: mama krzyczała na Lenę za rozlany sok, Lena płakała skulona przy stole. Agata stała obok blada ze złości.
– Dość! – krzyknąłem. – Tak dalej być nie może!
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem:
– Teraz ty też jesteś przeciwko mnie? Wszyscy jesteście przeciwko mnie!
Agata pociągnęła mnie za rękę do przedpokoju:
– Albo coś z tym zrobisz, albo… odchodzę z dziećmi. Nie mogę patrzeć jak wszyscy cierpimy przez coś, co nie jest naszą winą!
Tego wieczoru długo siedziałem na balkonie patrząc na światła miasta i zastanawiając się gdzie popełniłem błąd. Czy miłość do rodzica jest ważniejsza niż odpowiedzialność za własną rodzinę? Czy zdradziłem Agatę stawiając potrzeby mamy ponad nasze?
Przez kolejne dni szukałem rozwiązania: rozmawiałem z opieką społeczną, pytałem o domy opieki i pomoc psychologiczną. Mama nie chciała o tym słyszeć.
– Jeśli mnie tam wyślesz, przestaniesz być moim synem! – powiedziała przez łzy.
Agata pakowała rzeczy dzieci:
– Nie mogę już czekać aż coś samo się zmieni – wyszeptała.
W końcu musiałem wybrać: zostać przy mamie i stracić żonę oraz dzieci albo znaleźć dla mamy pomoc poza naszym domem.
Łzy ciekły mi po policzkach kiedy patrzyłem jak Agata zabiera Lenę i Michała do swojej siostry. Mama siedziała przy stole i patrzyła przez okno.
Dziś siedzę w pustym mieszkaniu i pytam siebie: czy można być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie? Gdzie kończy się obowiązek wobec rodzica a zaczyna odpowiedzialność za własną rodzinę?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?