Zamiast mnie przywiózł inną – historia Oli
– Ola, nie możesz tak ciągle płakać przy dziecku – usłyszałam głos mamy zza drzwi. Siedziałam na łóżku w moim dawnym pokoju, ściskając w ramionach trzyletniego Antosia, który właśnie zasnął po całym dniu biegania po podwórku. Łzy spływały mi po policzkach, a serce waliło jak oszalałe. W głowie wciąż miałam obraz Marka, mojego męża, który jeszcze dwa dni temu przez telefon zapewniał mnie, że już za mną tęskni i nie może się doczekać, aż wrócimy razem do miasta.
Przyjechałam na wieś do rodziców, żeby odpocząć po trudnych miesiącach. Marek pracował coraz więcej, wracał późno, a ja czułam się coraz bardziej samotna w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Myślałam, że kilka tygodni u mamy i taty pozwoli mi złapać oddech, nabrać dystansu i może znów poczuć się szczęśliwą żoną i matką. Marek obiecał, że przyjedzie po nas w sobotę rano.
W sobotę od rana byłam niespokojna. Spakowałam walizki, przygotowałam Antosia, a potem czekałam na podjeżdżający samochód. Gdy usłyszałam dźwięk silnika na podwórku, serce mi zabiło mocniej. Wybiegłam na ganek z synkiem na rękach. Ale to nie ja pierwsza zobaczyłam Marka – to mama wyjrzała przez okno i nagle zbladła.
– Ola… tam jest jakaś kobieta z nim w samochodzie – powiedziała cicho.
Nie wierzyłam własnym uszom. Wybiegłam na dwór i zobaczyłam Marka wysiadającego z auta. Obok niego siedziała młoda kobieta o długich ciemnych włosach, której nigdy wcześniej nie widziałam. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie, jakby wiedziała, że nie powinna tu być.
– Marek, co to ma znaczyć? – zapytałam drżącym głosem.
Marek spuścił wzrok. – Ola… musimy porozmawiać.
Wszystko działo się jak we śnie. Mama zabrała Antosia do domu, a ja zostałam z Markiem i tą kobietą na podwórku. Czułam się jak bohaterka kiepskiego serialu. Marek powiedział mi wtedy, że od kilku miesięcy spotyka się z Martą – koleżanką z pracy. Że nie chciał mnie ranić, ale nie potrafi już dłużej żyć w kłamstwie. Że przyjechał po swoje rzeczy i… po nią.
Nie pamiętam dokładnie, co działo się potem. Pamiętam tylko krzyk mamy i łzy taty, który nigdy nie płakał nawet na pogrzebie własnej matki. Pamiętam, jak Antoś tulił się do mnie i pytał: „Mamusiu, dlaczego płaczesz?”
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Nie mogłam spać ani jeść. Mama próbowała mnie pocieszać, tata milczał i tylko czasem wychodził na podwórko zapalić papierosa, chociaż rzucił palenie dziesięć lat temu. Wieczorami leżałam w łóżku i słuchałam ciszy przerywanej tylko szumem drzew za oknem.
Najgorsze były noce. Wtedy wracały wszystkie wspomnienia: nasz ślub w małym kościele pod Warszawą, narodziny Antosia, pierwsze wspólne wakacje nad morzem. Próbowałam znaleźć odpowiedź na pytanie: kiedy to wszystko zaczęło się psuć? Czy to moja wina? Czy mogłam coś zrobić inaczej?
Pewnego wieczoru mama usiadła obok mnie na łóżku i powiedziała: – Ola, musisz żyć dalej. Dla siebie i dla Antosia. Marek wybrał swoją drogę, ale ty masz jeszcze całe życie przed sobą.
Chciałam jej uwierzyć, ale czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Każda wiadomość od Marka bolała jak nóż wbity w plecy. Pisał o alimentach, o podziale majątku, o tym, że chce widywać syna. Nie pytał jednak ani razu: „Jak się czujesz?”
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie Marta. Była zdenerwowana i mówiła szybko:
– Ola… wiem, że to wszystko jest straszne. Nie chciałam cię skrzywdzić… Marek mówił, że wasze małżeństwo już dawno się skończyło.
Nie odpowiedziałam jej nic. Po prostu rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko. Jak można tak łatwo przekreślić lata wspólnego życia? Jak można odejść bez słowa wyjaśnienia?
Z czasem zaczęłam zauważać rzeczy, których wcześniej nie widziałam: spojrzenia sąsiadów na ulicy, szepty za moimi plecami w sklepie spożywczym, współczujące uśmiechy koleżanek z podstawówki spotykanych przypadkiem na rynku.
– Ola, trzymaj się – mówiła Basia, moja dawna przyjaciółka z liceum. – Jesteś silniejsza niż myślisz.
Ale ja nie czułam się silna. Czułam się pusta i zdradzona przez najbliższą osobę.
Minęły tygodnie. Antoś coraz częściej pytał o tatę. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć – jak wytłumaczyć trzyletniemu dziecku zdradę? Pewnego dnia usiedliśmy razem na ławce przed domem.
– Mamusiu, kiedy tata po nas przyjedzie?
Zacisnęłam powieki i odpowiedziałam najdelikatniej jak potrafiłam:
– Tata już tu nie przyjedzie tak jak dawniej… Ale zawsze będziemy razem, ty i ja.
Antoś spojrzał na mnie poważnie swoimi wielkimi oczami i przytulił się mocno.
Czas płynął powoli. Zaczęłam pomagać rodzicom w gospodarstwie – zbierałam jajka od kur, pieliłam ogródek, chodziłam z Antosiem na spacery po polach pachnących latem i świeżo skoszoną trawą. Powoli wracały mi siły.
Któregoś dnia zadzwonił Marek:
– Ola… chciałem ci powiedzieć… Przepraszam.
Nie odpowiedziałam nic przez dłuższą chwilę.
– To już nie ma znaczenia – powiedziałam w końcu cicho.
Odłożyłam słuchawkę i poczułam ulgę pierwszy raz od miesięcy.
Dziś wiem jedno: życie potrafi złamać człowieka w jednej chwili. Ale czy potrafi też uleczyć? Czy można jeszcze zaufać komuś po takim upokorzeniu? Może ktoś z was zna odpowiedź…