„Nie jestem już waszą darmową opiekunką” – Wyznanie babci z Warszawy

– Jadwiga, możesz zostać jeszcze godzinę dłużej? – głos Magdy, mojej synowej, przebijał się przez hałas dziecięcych zabaw w salonie.

Zacisnęłam dłonie na kubku zimnej już herbaty. Siedziałam na kanapie, patrząc na rozrzucone zabawki, a w środku czułam narastającą złość i zmęczenie. To nie była pierwsza taka prośba. Właściwie, od kiedy przeszłam na emeryturę, nie było dnia, żebym nie słyszała podobnych słów.

– Magda, ja naprawdę muszę już iść. Mam swoje sprawy… – próbowałam się tłumaczyć, choć wiedziałam, że to nie ma znaczenia.

– Ale przecież i tak nie masz nic do roboty! – rzuciła lekko, nawet nie patrząc mi w oczy. – A ja muszę jeszcze pojechać do biura, Paweł się spóźni, a dzieci… No wiesz.

Wiedziałam. Zawsze wiedziałam. Od lat byłam tą, która „wie”. Która zostaje, gotuje, sprząta, odbiera wnuki z przedszkola i szkoły. Która nigdy nie mówi „nie”.

Ale dziś coś we mnie pękło.

Patrzyłam na Magdę, młodą kobietę z wiecznie zmarszczonym czołem i telefonem przyklejonym do dłoni. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – jak biegałam między pracą a domem, jak starałam się być idealną matką dla Pawła i żoną dla Zbyszka. Jak nigdy nie miałam czasu dla siebie.

– Magda – powiedziałam cicho, ale stanowczo – dziś nie mogę zostać dłużej. Proszę, zrozum mnie.

Spojrzała na mnie z irytacją.

– To co ja mam zrobić? Mam rzucić pracę? – jej głos był ostry jak brzytwa.

– Nie wiem… Ale ja też mam prawo do swojego życia – odpowiedziałam drżącym głosem.

Wyszłam z mieszkania Pawła i Magdy z ciężkim sercem. Na klatce schodowej usłyszałam jeszcze, jak Magda mówi przez telefon:

– Twoja matka znowu robi problemy. Nie wiem, co jej odbiło…

Szłam powoli przez szare ulice Warszawy. Był listopad, liście leżały mokre na chodniku, a powietrze pachniało deszczem i smutkiem. Czułam się jak cień samej siebie. Przez lata byłam podporą tej rodziny. Po śmierci Zbyszka to wnuki trzymały mnie przy życiu. Ich śmiech, ich małe rączki obejmujące moją szyję… Ale teraz miałam wrażenie, że jestem tylko darmową opiekunką.

W domu usiadłam przy stole i długo patrzyłam w okno. Przypomniałam sobie rozmowę z sąsiadką, panią Haliną.

– Jadwiga, ty się wykończysz! Oni cię wykorzystują! – mówiła mi ostatnio.

Wtedy się oburzyłam. Przecież to rodzina! Ale teraz… Teraz zaczynałam rozumieć jej słowa.

Wieczorem zadzwonił Paweł.

– Mamo, co się stało? Magda mówiła, że byłaś jakaś dziwna.

– Pawle… Ja już nie daję rady. Potrzebuję odpoczynku. Chciałabym czasem wyjść do teatru albo spotkać się z koleżankami. Czy to tak dużo?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Mamo… My naprawdę cię potrzebujemy. Bez ciebie wszystko się posypie.

– A kto mnie potrzebuje? – zapytałam cicho. – Kto pomyśli o mnie?

Rozłączył się bez słowa.

Przez kolejne dni telefon milczał. Nikt nie dzwonił, nikt nie pytał, jak się czuję. Czułam się jak powietrze – niewidzialna i niepotrzebna.

W końcu przyszła sobota. Zawsze w soboty piekłam szarlotkę dla wnuków. Tym razem upiekłam ją tylko dla siebie. Usiadłam przy stole z kawałkiem ciasta i filiżanką kawy. Włączyłam radio – leciała stara piosenka Anny Jantar: „Tyle słońca w całym mieście…”

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam – stała Magda z dziećmi.

– Babciu! – krzyknęła Zosia i rzuciła mi się na szyję.

Magda patrzyła na mnie chłodno.

– Przyszliśmy tylko na chwilę. Dzieci chciały cię zobaczyć.

Zosia ciągnęła mnie za rękę do pokoju.

– Babciu, czemu już nas nie odbierasz ze szkoły? Czemu nie pieczesz ciastek?

Poczułam łzy pod powiekami.

– Kochanie… Babcia jest trochę zmęczona. Ale bardzo was kocha.

Magda weszła do kuchni i zaczęła nerwowo przeglądać telefon.

– Jadwiga, nie rozumiem cię. Myślałam, że rodzina jest najważniejsza – powiedziała cicho.

– Jest najważniejsza – odpowiedziałam spokojnie. – Ale ja też jestem częścią tej rodziny. Też mam prawo być ważna.

Magda spojrzała na mnie zaskoczona.

– Myślisz tylko o sobie…

Chciałam jej odpowiedzieć, ale zabrakło mi słów. Przez lata myślałam tylko o innych. O Pawle, o wnukach, nawet o niej… A teraz pierwszy raz pomyślałam o sobie.

Po ich wyjściu długo płakałam. Czułam się winna i jednocześnie wolna. Wiedziałam jednak, że ta wolność ma swoją cenę – samotność.

Następnego dnia zadzwoniła pani Halina.

– Jadwiga! Idziemy do kina! Nie ma gadania!

Zgodziłam się bez wahania. W kinie śmiałyśmy się jak nastolatki. Po seansie poszłyśmy na kawę i długo rozmawiałyśmy o życiu, o dzieciach, o tym, jak trudno być matką i babcią w dzisiejszych czasach.

Wieczorem wróciłam do pustego mieszkania. Wzięłam album ze zdjęciami i zaczęłam przeglądać stare fotografie: Paweł jako mały chłopiec z lizakiem w ręku; Zbyszek uśmiechnięty przy grillu; ja z młodą twarzą i marzeniami w oczach…

Nagle zadzwonił telefon.

– Mamo? – głos Pawła był cichy i niepewny. – Możemy jutro przyjechać? Chcielibyśmy pogadać…

Zgodziłam się bez słowa.

Następnego dnia przyszli wszyscy razem. Paweł usiadł naprzeciwko mnie i długo milczał.

– Mamo… Przepraszam cię. Nie zauważyliśmy nawet, jak bardzo jesteś zmęczona. Myśleliśmy tylko o sobie…

Magda spuściła wzrok.

– Ja też przepraszam – powiedziała cicho. – Nie chciałam cię zranić.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

– Kochani… Ja was bardzo kocham. Ale musimy coś zmienić. Nie mogę być waszą darmową opiekunką na każde zawołanie. Chcę być babcią dla moich wnuków, ale też kobietą z własnym życiem.

Rozmawialiśmy długo tego wieczoru. Ustaliliśmy nowe zasady: będę pomagać wtedy, kiedy będę mogła i chciała – a nie wtedy, kiedy ktoś tego ode mnie oczekuje.

Minęło kilka tygodni. Nadal widuję wnuki, ale mam też czas na swoje pasje: chodzę na spacery po Łazienkach, spotykam się z koleżankami na brydża, czytam książki i uczę się włoskiego online (bo może kiedyś odważę się pojechać do Rzymu?).

Czasem czuję ukłucie żalu – czy dobrze zrobiłam? Czy egoizm jest zawsze czymś złym?

Ale potem patrzę w lustro i widzę kobietę zmęczoną życiem, ale wreszcie wolną i szczęśliwą.

Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla innych aż do końca? A może czasem warto powiedzieć „dość” i zacząć żyć dla siebie?