Moja siostra wyszła za mąż i nie miała gdzie mieszkać: Babcia zamieszkała z nami i czuła się ciężarem
– Nie mogę już tak dłużej, Anka! – krzyknęła moja siostra Marta, rzucając torbę na podłogę w naszym ciasnym przedpokoju. – Tomek dostał pracę w Warszawie, a my dalej śpimy kątem u jego rodziców. Oni patrzą na mnie jak na intruza!
Patrzyłam na nią, stojąc w kuchni z kubkiem zimnej już herbaty. W mojej głowie kłębiły się myśli: przecież sama dopiero co wyszłam za mąż, sama nie mam gdzie mieszkać. Mój mąż, Paweł, siedział przy stole i udawał, że czyta gazetę, ale widziałam, jak jego ręce drżą.
– A co ja mam powiedzieć? – odpowiedziałam cicho. – My też nie mamy własnego kąta. Rodzice nie mogą nam pomóc, a twoja sytuacja…
– Przepraszam, nie chciałam się wyładowywać – Marta spuściła głowę. – Po prostu… czuję się taka bezsilna.
Wtedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: „Babcia Zosia”. Ostatnio dzwoniła coraz częściej, odkąd dziadek zmarł dwa miesiące temu. Odbieram:
– Aniu, kochanie… – babcia mówiła cicho, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy. – Czy mogłabym przyjechać do was na kilka dni? Jest mi tak strasznie samotnie…
Zamarłam. Nasze dwupokojowe mieszkanie wynajmowane na obrzeżach miasta już teraz pękało w szwach. Ale jak mogłam odmówić babci? Przecież to ona zawsze była dla mnie ostoją.
– Oczywiście, babciu – odpowiedziałam po chwili wahania. – Przyjedź jutro rano.
Paweł spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wiedziałam, co myśli: „Gdzie ją położymy? Jak to wszystko ogarniemy?” Ale nie powiedział ani słowa.
Następnego dnia babcia przyjechała z jedną walizką i torbą pełną słoików. Pachniała jej ulubionymi perfumami i trochę starością. Uśmiechnęła się do mnie smutno:
– Nie chcę wam przeszkadzać… Wiem, że macie swoje życie.
Przytuliłam ją mocno. – Babciu, jesteś u siebie.
Wieczorem siedzieliśmy wszyscy przy stole: ja, Paweł i babcia. Marta zadzwoniła, żeby powiedzieć, że jednak zostają z Tomkiem u jego rodziców jeszcze tydzień. Babcia patrzyła na nas nieobecnym wzrokiem.
– Dziadek zawsze mówił, że dom to ludzie, nie ściany – zaczęła cicho. – Ale kiedy człowiek zostaje sam… wszystko traci sens.
Paweł odchrząknął nerwowo:
– Babciu Zosiu, może chcesz obejrzeć z nami film?
– Dziękuję, Pawełku. Pójdę już spać.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam ciche szlochanie z salonu, gdzie spała babcia. Chciałam do niej pójść, ale coś mnie powstrzymało – może strach przed własną bezradnością?
Kolejne dni były coraz trudniejsze. Babcia próbowała nam pomagać: gotowała obiady, sprzątała, nawet prasowała Pawłowi koszule. Ale widziałam, że robi to z poczucia winy.
– Nie chcę być ciężarem – powtarzała codziennie. – Może lepiej byłoby mi w domu opieki?
– Babciu! – wybuchłam któregoś dnia. – Przestań tak mówić! Jesteś dla nas ważna!
Ale ona tylko uśmiechała się smutno i wracała do swoich zajęć.
Paweł coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy czy spotkań ze znajomymi. Widziałam, jak bardzo jest zmęczony tą sytuacją.
Pewnego wieczoru wybuchliśmy oboje:
– To nie jest życie! – krzyknął Paweł. – Chcę mieć dom tylko dla nas! Chcę wracać do siebie!
– Myślisz, że ja tego nie chcę?! – odpowiedziałam płacząc. – Ale co mam zrobić? Wyrzucić własną babcię?
Babcia weszła do kuchni akurat w momencie naszej kłótni. Zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na nas z wyrzutem:
– Przepraszam… Nie chciałam być problemem.
Wyszła bez słowa do swojego pokoju.
Następnego dnia znalazłam ją siedzącą na ławce przed blokiem. Patrzyła w dal.
– Babciu…
– Aniu, ja naprawdę nie chcę wam przeszkadzać. Może powinnam wrócić do siebie…
Przytuliłam ją mocno. Poczułam jej drżące ramiona.
– Babciu, proszę… Zostań jeszcze trochę.
Wieczorem zadzwoniła Marta:
– Anka… Tomek dostał mieszkanie służbowe! Wyprowadzamy się za tydzień!
Poczułam ulgę i… wstyd. Bo przez chwilę pomyślałam: „Może teraz babcia będzie mogła wrócić do siebie”.
Ale kiedy powiedziałam jej o tym, spojrzała na mnie z nadzieją:
– To znaczy… będę mogła wrócić do swojego domu?
Zrozumiałam wtedy, jak bardzo tęskni za swoim miejscem na ziemi.
Pomogliśmy jej spakować rzeczy i zawieźliśmy do jej mieszkania. Było tam cicho i pusto, ale babcia uśmiechała się przez łzy:
– Dziękuję wam za wszystko…
Wróciliśmy do naszego mieszkania i przez długi czas siedzieliśmy w ciszy.
Paweł odezwał się pierwszy:
– Może powinniśmy częściej ją odwiedzać?
Przytaknęłam tylko.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko wspólne mieszkanie czy wspólne obiady. To umiejętność bycia razem nawet wtedy, gdy jest trudno.
Czy można być szczęśliwym, mając poczucie winy wobec tych, których kochamy? Czy da się znaleźć równowagę między własnym szczęściem a odpowiedzialnością za bliskich? Co wy byście zrobili na moim miejscu?