Kiedy mąż kazał mi odejść: Moja spowiedź o samotności w małżeństwie

— Nie rozumiesz, Anka, ja po prostu muszę odpocząć! — głos Michała odbijał się echem od ścian naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stałam w przedpokoju z Zosią na rękach, a łzy ciekły mi po policzkach. Była druga w nocy, Zosia płakała już trzecią godzinę, a ja czułam się jak cień samej siebie.

— Ale Michał… ja też nie śpię od tygodnia. Nie mogę… — próbowałam coś powiedzieć, ale on już był w innym świecie. Patrzył przez okno, jakby szukał tam ratunku.

— Po prostu wyjedź do swoich rodziców na kilka dni. Potrzebuję ciszy. Muszę pomyśleć — powiedział beznamiętnie.

Wtedy zrozumiałam, że jestem sama. Sama z dzieckiem, sama ze swoim strachem i zmęczeniem. Spakowałam kilka rzeczy do torby, wzięłam Zosię i zamówiłam taksówkę. Moja mama odebrała mnie o piątej rano na dworcu w Radomiu. Nie pytała o nic — widziała wszystko w moich oczach.

Przez pierwsze dni u rodziców byłam jak automat. Karmiłam Zosię, przewijałam ją, patrzyłam przez okno na ogród, który kiedyś kojarzył mi się z beztroską. Teraz był tylko tłem dla mojej samotności. Mama próbowała mnie pocieszać:

— Aniu, Michał pewnie się pogubił. Mężczyźni czasem tak mają…

Ale ja nie chciałam słuchać usprawiedliwień. Czułam się zdradzona. Przecież obiecywał mi wsparcie, kiedy byłam w ciąży. Mówił, że razem damy radę. A teraz? Zostawił mnie samą w najtrudniejszym momencie mojego życia.

Każdego dnia czekałam na telefon od Michała. Przez pierwsze trzy dni nie zadzwonił ani razu. W końcu napisał krótkiego SMS-a: „Jak Zosia?”. Odpisałam: „Płacze dużo. Ja też”. Nie odpowiedział.

Wieczorami leżałam na łóżku w swoim dawnym pokoju i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam złą żoną? Czy za mało się starałam? Może powinnam była mniej narzekać na zmęczenie? Może powinnam była bardziej dbać o siebie, o dom?

Pewnej nocy mama weszła do mojego pokoju i usiadła obok mnie.

— Aniu, nie możesz brać wszystkiego na siebie. Michał jest dorosły. To jego decyzja, że cię zostawił samą — powiedziała cicho.

Ale ja nie umiałam przestać się obwiniać. Przypominałam sobie nasze wspólne chwile — jak Michał głaskał mnie po brzuchu, jak mówił do Zosi przez skórę, jak planowaliśmy wspólne spacery po Łazienkach. Gdzie to wszystko się podziało?

Po tygodniu Michał zadzwonił.

— Anka… wrócisz niedługo? — zapytał bez przekonania.

— Nie wiem — odpowiedziałam szczerze. — Potrzebuję czasu.

— Ja też… — usłyszałam ciszę po drugiej stronie słuchawki.

Zaczęliśmy rozmawiać coraz rzadziej. Michał tłumaczył się pracą, zmęczeniem, stresem. Ja coraz bardziej zamykałam się w sobie. Mama próbowała mnie namówić na rozmowę z psychologiem.

— To nie twoja wina, Aniu. Czasem ludzie nie są gotowi na to, co ich spotyka — mówiła.

Ale ja czułam się winna wszystkiemu: płaczowi Zosi, zmęczeniu Michała, własnej bezradności.

Któregoś dnia tata zaproponował spacer z Zosią. Siedzieliśmy na ławce pod starą jabłonią.

— Wiesz, córciu… Ja też kiedyś czułem się samotny w małżeństwie — powiedział nagle.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

— Mama była wtedy bardzo chora po twoich narodzinach. Bałem się, nie wiedziałem co robić… Ale nie uciekłem. Bo wiedziałem, że ona mnie potrzebuje.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie.

Po dwóch tygodniach wróciłam do Warszawy. Michał był inny — cichy, zamknięty w sobie. Próbowałam z nim rozmawiać:

— Michał, dlaczego mnie odesłałeś?

Wzruszył ramionami.

— Nie dawałem rady… Wszystko mnie przerosło. Praca, dziecko… Ty ciągle płakałaś…

— A ty? Ty nigdy nie płakałeś?

Milczał długo.

— Bałem się przyznać do słabości — wyszeptał w końcu.

Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy odbudować naszą relację. Chodziliśmy razem na spacery z Zosią, rozmawialiśmy o drobiazgach. Ale coś pękło między nami na zawsze. Straciłam do niego zaufanie — a on chyba do siebie samego.

Pewnego wieczoru usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na śpiącą Zosię.

Czy można być aż tak samotnym w małżeństwie? Czy to ja zawiodłam — czy może oboje byliśmy zbyt słabi? A może po prostu nikt nas nie nauczył, jak być razem naprawdę?

Czasem myślę: ile kobiet czuje to samo co ja? Ilu mężczyzn ucieka przed odpowiedzialnością? Czy można jeszcze naprawić coś, co pękło tak głęboko?